Tajemnice szafy Maryli

Przez lata przyzwyczajała nas do wizerunku kobiety wolnej i barwnej. Trochę szalonej. Nie poddającej się żadnym stereotypom. I tak zostało do dziś. Maryla? Nikt nie umie przewidzieć, czy włoży zgrzebną sukmanę, czy kolorowe cacko. Na balu, gdzie morze czerni, ona przez przekorę pojawia się w cudownej szafirowej kreacji. Z pasją rasowego łowcy poluje na buty. Ma ich ponad setkę. Niektórych nigdy nie założyła, ale kupiła, bo… były piękne.

Szafa Maryli to tak naprawdę pięć szaf. Mieszają się w nich stroje estradowe i prywatne. Kolor? Jednak czarny. Kocham czerń – mówi – bo jest elegancka i bezpieczna. Poza tym w czerni dobrze “wychodzi” jasna karnacja i jasne włosy. Czasem przychodzi jednak taki moment, że pragnę czegoś barwnego. Stąd szafir i ostra czerwień. Biały? Zdecydowanie nie, chociaż podobają mi się kobiety bieli, ecru. Żeby ubierać się w ten sposób, trzeba być osobą niezwykle zadbaną. Mieć wypoczętą twarz, świetny makijaż. Być w każdym calu kobietą “wykończoną”.

To nie ja… – Maryla śmieje się.

Tłumaczy, że często nie ma czasu poprawić paznokci i nie leży godzinami u kosmetyczki. Ba, w ogóle nie ma kosmetyczki! Jak również fryzjera i krawcowej.

W domu najczęściej nosi luźne T-shirty i szorty. Śpi nago, ale aby poczuć się kobietą elegancką, kupiła kilka krótkich jedwabnych koszulek. Na razie czekają w szufladzie, ale ona sama ma świadomość posiadania czegoś bardzo pięknego. W “wyjściowej” szafie szeleszczą jedwabie i szyfony. Miłością obdarza Maryla również koronki i wszystko, co jest ażurowe i zwiewne. Me cierpi grubej wełny i w życiu nie założyłaby wąskiej, krótkiej wełnianej spódniczki, chociaż wie, że dla wielu osób to synonim prawdziwej klasy.

Sympatią darzy welury i aksamity. Również z tego powodu, że tkaniny te mają fascynującą właściwość pochłaniania światła, co jest szczególnie korzystne w telewizyjnym studiu.

W welurze wygląda się trochę jak foka – robi zabawne porównanie. – A foka ma gładkie, jednolite, śliczne futerko.

Gdy coś jej się szczególnie podoba, a nie ma – niestety – jej rozmiaru, Maryla nie byłaby sobą, gdyby tak łatwo zrezygnowała z zakupu. Kupuje po prostu… dwie takie same rzeczy i zaprzyjaźniona krawcowa, pani Wiesia, przerabia je w jedną. Ostatnio kupiła lnianą marynarkę z dużymi, odstającymi klapami. Wystarczyło wstawić (wzięty z rękawów drugiej marynary) pas materiału na plecach, by powstał superciuch. A jeszcze na tej intrygującej koncepcji zyskała Kasia, 16-letnia córka piosenkarki, otrzymując w prezencie marynarkę bez rękawów, czyli fantastyczną kamizelkę.

Skoro już o marynarkach mowa: Maryla uważa, że zdecydowanie lepiej ubiera ona kobietę niż mężczyznę. Każda kobieta zawsze wygląda w niej dobrze. Z mężczyzną zaś bywa różnie. Ona sama ma kilka dobrych marynarek, choć nie twierdzi, że to jej ulubione stroje.

Czego nie ma w szafie Maryli? Nie ma w niej garniturów, ubrań w tonacji beże-brązy, kostiumików i garsonek. Jest za to kolekcja strojów bawełnianych i dzianinowych. Dzianina cudownie się poddaje, nie krępuje ruchów, a zalety bawełny znają wszyscy.

Gdyby nie mój mąż – zwierza się półgłosem, bo Andrzej Dużyński zbliża się właśnie do naszego stolika – nosiłabym latem hipisowskie spódnice i sukienki. On nie uznaje takich strojów. A mnie ciągnie do lat 70., kiedy to ze Stanów lub Europy Zachodniej przywoziłam naręcza barwnych ciuchów. Całe godziny spędzałam w indyjskich sklepach. Nie miałam zbyt wiele pieniędzy, więc india-shopy były cudownym rozwiązaniem – za jednego dolara można się było fantastycznie ubrać. Pasjami kupowałam również chustki-bandanki i ozdoby: koraliki, bransoletki, kolczyki.

Dzisiaj Maryla nie nosi żadnych ozdób, a jeżeli już wybierałaby biżuterię, to tylko coś dużego i znaczącego. Również cenowo. Brylanty na przykład. Ma kilka złotych bransolet (prezenty od męża), kolczyków nie nosi wcale. Od lat ma natomiast takie same skłonności do wojskowości – ciężkie buciory i panterki (również jedwabne). Z radością powitała powrót koturnów.

Uwielbiam takie buty – wyjaśnia. – Wielkiej urody, a przy tym wygodne i zdrowe. Nie znoszę szpilek i nigdy nie kupiłabym butów z zapięciem na paseczek, który dzieli łydkę i piętę. Zdecydowanie wybieram klapki lub buty z zabudowanym tyłem. Mam też sporo butów na wysokim obcasie i czasami się w nie wbijam. Obsesyjnie kupuję też sportowe buty typu martensy.

Jest konsekwentna. Jeśli martensy, to i duże T-shirty z literami lub cyframi. Przyznaje, że ma słabość do takiej grafiki i będąc za granicą z lubością wyszukuje coraz to nowe wzory w sklepach ze sportowymi ciuchami. Ma niecodzienny dar przewidywania trendów. Bacznie obserwuje młodzieżową ulicę. Modne spodnie bojówki? Ona już takie dawno ma, podczas gdy cała reszta dopiero wszczęła poszukiwania.

Do tego cały zestaw plecaków: płócienne, skórzane, plastikowe. I eleganckich, choć zawsze dużych, prostych toreb. Całość uzupełniają okulary słoneczne, które są nieodłącznym elementem stroju. Zawsze ciężkie i masywne, ale niekoniecznie markowe, choć te, które teraz nosi, są dziełem pana Yamamoto.

– Okulary są ważne – mówi Maryla. – Czuję się w nich trochę… zamaskowana, choć tak naprawdę to złudzenie.

Złudzenie, bo któż nie rozpozna Maryli? W koronkach czy lnie – jest zawsze tak samo niebanalna. I tak samo podziwiana.

autor: SONIA KOSIECKA-ROSS
Zdjęcia: Beata Wielgosz
Źródło: PANI 1998

Powrót