Świąteczna Maryla

ŚWIĄTECZNA MARYLA ŚPIEWA TYLKO DLA WAS

Maryla Rodowicz przez wiele dni nagrywała dla Was płytę z kolędami. Towarzyszyliśmy jej w studio. Potem pani Maryla zaprosiła nas do domu. Przez cały czas słuchaliśmy jej zwierzeń. Szczerych jak nigdy dotąd…

Strasznie tu zimno, palce mi zdrętwiały – Piotr Zyga, realizator nagrań, zaciera ręce w studio. – Poczekaj, przyjdzie Maryla, to od razu zrobi ci się gorąco -śmieje się Zbyszek Krebs, gitarzysta, aranżer i producent płyty. Wie, co mówi, pracuje przecież z Marylą od prawie ośmiu lat. I – jak dotąd – z całą pewnością może o swojej szefowej powiedzieć tylko jedno: jest nieprzewidywalna.

– Już mnie oplotkowali? – ledwie Maryla Rodowicz stanęła w drzwiach studia, a temperatura od razu się podniosła – choć niekoniecznie ta mierzona w stopniach Celsjusza. – No, to do roboty komenderuje piosenkarka. Co na początek?

“Pójdźmy wszyscy do stajenki…”

– …płyną dobrze znane słowa kolędy. Po cichutku podśpiewują sobie nawet muzycy, którzy w korytarzu czekają na swoją kolej. Maryla zdejmuje słuchawki, odgarnia włosy. Nie wychodzi ze studia, bo wie, że przerwa będzie trwała tylko chwilę.

– Chyba właśnie ze względu na to słowo: “wszyscy” tak bardzo lubię Boże Narodzenie – mówi w zamyśleniu. – Zresztą, pewnie nie tylko ja. To są przecież najbardziej rodzinne święta, a ja przez wiele lat żyłam na walizkach. Nawet to kuchenne szaleństwo ma dla mnie swój urok.

Przed świętami w kuchni niepodzielnie rządzi moja mama, a ja zamieniam się w zaopatrzeniowca i całymi dniami donoszę zakupy, ale nie zrezygnowałabym z tego za nic w świecie. Moje dzieci już w październiku do-pytują się o Wigilię. Wszyscy uwielbiamy tę atmosferę, każdy po kolei przypomina o postawieniu nakrycia dla zbłąkanego wędrowca.

Mąż co roku narzeka, że będziemy go zmuszać do śpiewania kolęd, a on śpiewać nie lubi. Ale – jak przyjdzie co do czego – zawsze daje się namówić. Śmieje się nawet, że to go uczłowiecza. Na ogół łatwo się wzruszam i w takich chwilach czuję, że mam oczy w mokrym miejscu… – przerywa, bo Piotr z reżyserki daje znak, że jest gotów do nagrania następnej kolędy.

“Mędrcy świata, monarchowie”

Maryla zaczyna śpiewać. Ze stoickim spokojem słucha kolejnych uwag realizatora. Jeszcze raz i jeszcze… Po godzinie chwila przerwy…

– W życiu jest tak, jak w tej kolędzie – żeby być mądrym niekoniecznie trzeba być zaraz filozofem – zamyśla się. – Mądrość polega chyba na tym, żeby wiedzieć, co jest w życiu ważne, żeby nie tracić czasu na głupstwa. Trzeba umieć wybierać i potem nie użalać się nad sobą, nawet jeśli wyjdzie na to, że wybrało się źle. Ja kocham to, co robię i akceptuję to ze wszystkimi konsekwencjami. Dlatego nie rozumiem na przykład młodych piosenkarek czy aktorek, które żalą się, że nie mogą spokojnie wyjść na ulicę, bo ktoś je zaraz rozpoznaje. Popularność jest wpisana w ten zawód, a jeśli komuś to przeszkadza, powinien zmienić zajęcie. W ogóle nie lubię narzekań i zrzucania winy na warunki obiektywne.

Pewnie dlatego w zasadzie nie mam marzeń, bo jeśli czegoś pragnę, robię co w mojej mocy, by to osiągnąć. A jeśli się nie udaje, to pretensje mam zawsze tylko do siebie. Ale lubię ryzyko i cenię odwagę. Mam takie powiedzenie: “strach się bać” i kiedy tak czuję, to… To jest po prostu ekscytujące. Pewnie dlatego tyle lat śpiewam i z każdą nową płytą, nowym koncertem ciągle od nowa stawiam wszystko na jedną kartę.

Tak, wiem – są rzeczy, na które nie mam najmniejszego wpływu: starość, niedołężność. Tylko tego boję się naprawdę. Ale odpycham to od siebie. Mówię sobie, że to mnie nie dotyczy…

– Koniec przerwy, później to zgramy – Zbyszek zagania chórek do studia, sam też zakłada słuchawki. – Teraz…

“Dzisiaj w Betlejem, dzisiaj w Betlejem…”

To trudne, muszę sobie pośpiewać, bo na tym: “choć w stajeneczce” można język połamać – śmieje się Maryla.

Spróbuj to zrobić najprościej jak możesz. W tym tempie nie dasz rady zaśpiewać całego refrenu na jednym oddechu – proponuje Zbyszek.

– Przecież ja tu nic nie kombinuję – protestuje Maryla – ale proszę bardzo, jak chcesz, mogę normalnie – śpiewa kilka taktów w tempie dostojnego marsza. – Widzisz, można umrzeć z nudów. Lepiej zróbmy to po mojemu… – No dobrze, niech ci będzie, spróbujemy. Najwyżej nagramy refren na dwa razy – kiwa głową Zbyszek.

Maryla uśmiecha się z szelmowskim błyskiem w oczach. Kiedy zaczyna śpiewać, wydaje się, że studio za chwile eksploduje. Na jednym oddechu kończy długą frazę i jeszcze ma siłę udawać zadyszkę. – Skąd ona bierze tyle energii? – dziwi się półgłosem realizator, zapominając, że nie wyłączył mikrofonu. Chciałam powiedzieć, że z jedzenia, ale to nieprawda, bo właśnie się odchudzam! – odkrzykuje Maryla ze studia.

Nie umiem odpuścić – mówi, wychodząc na przerwę. – Ani sobie, ani innym. Wiem, że z tego powodu mnóstwo osób mnie nie lubi. Wiem, że za bardzo się denerwuję, kiedy coś idzie nie tak.

Ale ja nawet jako żona jestem bardzo wymagająca. I w miłości, i w pracy nie godzę się na mniej niż… wszystko. Po schodach zbiega zaaferowany Zbyszek. Jak to producent ma na głowie wszystko. – Maryla, teraz będzie…

“Oj maluśki, maluśki, maluśki…”

Czy ty masz słowa? – pyta z niepokojem piosenkarkę. Nie, ty je powinieneś… – zaczyna Maryla, ale jego już nie ma. Zza ściany słychać, jak rozmawia z żoną i prosi, by przesłała mu tekst przez… telefon komórkowy, SMS-ami. No to mamy przerwę -uśmiecha się Maryla i podśpiewuje – “…kieby rękawicka…”. – Dzieci, przyznaję, są moją słabością. Wiele im wybaczam.

Nie jestem matką, która wszystkiego dopilnuje, bo często mnie nie ma. Dlatego, kiedy jestem, staram się to nadrobić. Przeglądam książki kucharskie i zastanawiam się, co by tu pysznego ugotować. A gdy 21-letni dziś Jasiek wyprowadził się z domu, codziennie dzwoniłam do niego i przypominałam, żeby nosił szalik.

Teraz z kolei bardzo przeżywam to, że 19-letnia Kasia jest tak daleko. Zdecydowała się studiować na Akademii Rolniczej w Krakowie, a ja, choć się o nią martwię, wiem, że nie mogę jej krępować. Za dobrze pamiętam, jaka sama byłam w jej wieku. Zresztą, ona tak długo nie mogła zdecydować, co chce robić, że teraz, kiedy wreszcie wybrała, nie chcę popełnić tego samego błędu, co w przypadku starszego syna.

Jasiek pod moim wpływem zaczął studiować zarządzanie. W końcu jednak zrezygnował i zdał na matematykę na Uniwersytet Warszawski, bo tak naprawdę chciałby się zajmować informatyką. Jestem z niego nieprzytomnie dumna, bo sam przygotował się do egzaminu i zdał, choć na jedno miejsce było 30 osób. A jeszcze na próbnej maturze miał z matematyki dwóję!

Teraz, kiedy Kasia i Jasiek nie mieszkają w domu, do rozpieszczania został mi tylko 14-letni Jędrek. Mąż czasem ma o to pretensje, ale co ja na to poradzę? Dwoje starszych wychowałam właściwie sama, bo ich ojciec mieszkał w Krakowie. Zaznałam wszystkich trosk samotnego macierzyństwa. Czy to dziwne, że teraz, kiedy mam już normalne życie, staram się to wykorzystywać… – Nagrywamy – przerywa Piotr. – Teraz będzie…

“Jezus malusieńki”

– Tylko ustawię mikrofony – Zbyszek krząta się po studiu. Nagle ulatnia się atmosfera rozbawienia. Patrząc na muzyków i Marylę trudno uwierzyć, że przed chwilą śmiali się i opowiadali dowcipy.

– Chciałabym… – Maryla urywa na chwilę, jakby starała się dobrać odpowiednie słowa. Chciałabym, żeby każdy, kto będzie słuchał tej płyty, znalazł w niej to, co my wszyscy tutaj czujemy – mówi cicho.

Przez szybę w studiu widać uniesioną dłoń Piotra. Trzy, dwa, jeden… Już… “Jezus malusieńki leży wśród stajenki…” – płyną dobrze znane słowa. Wysokie czyste głosy zdają się docierać do najdalszego zakamarka studia. To tylko piosenka, tylko melodia, a do Bożego Narodzenia zostało przecież jesz-cze trochę czasu. Ale nagle tak łatwo uwierzyć, że cud się zdarzy, że wkrótce – jak co roku – Dzieciątko znów przyjdzie na świat…

autor: Joanna Kadej-Krzyczkowska
zdjęcia: materiały prasowe
źródło: Pani Domu /Grudzień 2001

Powrót