Sen, rodzina i patrzenie na drzewa

W maju tego roku wydała kolejny swój album – „Jest cudnie”. W dniu premiery już był złotą płytą. W czerwcu okrył się platyną. Dziś nadal jest jedną z najlepiej sprzedających się płyt w Polsce.

Ile to już czasu autorka płyty bawi nas i raduje swoją muzyką… Wiecznie młoda, pełna energii, werwy i radości. Sukces za sukcesem, przebój za przebojem. Mimo zmieniających się mód i kolejnych pokoleń odbiorców – zawsze na topie, zawsze pierwsza. Tak! Jest z pewnością pierwszą damą polskiej piosenki. Panie, Panowie, oto specjalnie dla rossnetu: Maryla Rodowicz!

To dla pani bardzo pracowity okres?

No tak, trzeba to „dziecko” teraz pokazywać światu i o nim opowiadać.

No właśnie, które to już „dziecko”? Liczy pani to swoje „potomstwo”?

To jest 31.

Piękny wynik!

No właśnie.

Maryla Rodowicz, to chyba jak każda kobieta z natury, bywa dynamiczna, pełna energii a z drugiej strony bywa spokojna, łagodna, zamyślona. Na tej nowej płycie jest pani raczej tą drugą Marylą?

To prawda, myślę, że mam w sobie dwie natury. Bo lubię i ekspresję, lubię zabawę, lubię żarty ale też lubię być refleksyjna, wyciszona. Lubię też taką muzykę – jak się przysłuchać mojemu repertuarowi z całego 40-lecia mojego – to większość piosenek jest refleksyjna…

Próbowałem znaleźć jakiś klucz czy może proporcje tych dynamiczniejszych do spokojnych w pani repertuarze ale jednak kojarzy się pani przede wszystkim z tych dynamiczniejszych z „Małgośką” w roli głównej.

Bo to jest mega hit, aczkolwiek tekst jest smutny… Tekst jest smutny i muzyka jest w tonacji mol czyli też taka „słowiańska”. A jednak piosenka jest porywająca. Stała się mega przebojem, więc ludzie mnie z nią mocno utożsamiają. Ale z kolei fani, którzy znają dobrze moją twórczość wiedzą, że utworów z pięknymi tekstami i raczej nostalgicznych było bardzo dużo.

Czy kiedy rozpoczęliście pracę nad nową płytą z Andrzejem Smolikiem to takie było założenie od początku, że raczej będzie to taka właśnie płyta?

Andrzej był do tego przekonany, on lubi spokój w muzyce. Uzgodniliśmy, że chcemy by była to płyta folkowa, akustyczna i w takim łagodnym klimacie. Natomiast, gdyby to ode mnie zależało, to na pewno bym tam się jakoś bardziej rozbuchała, zagrała bardziej ogniście. Natomiast tu Andrzej (bo to on dyrygował, on decydował) wszystko robił żeby płyta była taka jaką się stała.

I pani poddała mu się tak całkowicie?

Tak, poddałam się. Pomyślałam sobie, że inaczej byłoby nie w porządku. Skoro on produkuje to i decyduje… Od początku mówił, że mnie widzi taką właśnie. I taką lubi najbardziej. Poza tym Andrzej nie lubi agresji w muzyce, lubi spokój. Właściwie nagrał płytę swoich wyobrażeń.

Maryla Rodowicz w oczach i uszach przede wszystkim Andrzeja Smolika. Ten obraz jest bardzo ciekawy.

Dobrze czasami popracować z kimś, kto widzi więcej niż my sami. Człowiek, myślę, nie wie wszystkiego o sobie i jeżeli ktoś patrzy na nas z boku to nas zupełnie inaczej ocenia i inaczej widzi niż my siebie samego.

Skąd Andrzej, skąd ten pomysł, proszę opowiedzieć o początkach tej współpracy?

Andrzej Smolik od długiego już czasu jest związany z moją firmą, z SonyBMG i właściwie od paru lat przewijało się jego nazwisko, kiedy padały jakieś pomysły dotyczące moich płyt. Ale albo był zajęty produkcją płyty Krzysztofa Krawczyka, albo robił coś swojego. Zawsze był zajęty, bo w końcu dużo rzeczy produkuje. Ale w końcu doszliśmy do porozumienia. On chętnie się zgodził, od razu powiedział, że ma pomysł na tę płytę i to już było coś.

31 płyt, a zaledwie dwóch producentów. Wcześniej w zupełnie inny sposób jednak pracowało się podczas nagrań. Czy można by powiedzieć, że wcześniej to pani była producentką swoich własnych płyt?

Muszę przyznać, że ja byłam zawsze współproducentką. Produkowałam płyty z moimi muzykami. Zawsze miałam dobrych muzyków i zawsze miałam do nich zaufanie. Na przykład płytę „Sing-sing” aranżował Ptaszyn-Wróblewski, pracowałam też z Jackiem Mikułą, świetnym muzykiem. I dopiero płyta wydana trzy lata temu, płyta „Kochać” była taką całkowicie producencką płytą Bogdana Kondrackiego.

Nie korci pani, by jednak wziąć stery we własne ręce?

Absolutnie ciągnie, jednak mam też obawy. Kiedy patrzę na te swoje poprzednie płyty i porównuję je z tą, którą zrobił Andrzej Smolik, to dopiero widzę na czym polegały moje błędy. Tutaj była jakaś ballada z gitarą, za chwilę jakaś dramatyczna piosenka z fortepianem, a potem jakiś pastisz muzyki lat 60. – taki jakiś rock & roll, gdzie się sugerowałam tekstem (myślę teraz o płycie „Złota Maryla”- tam jest taki utwór „To se ne vrati”), tutaj jakieś reggae… Te płyty były często zbyt różnorodne i dość niespójne. Byłam przekonana, że słuchaczowi przy takim układzie piosenek nie nudzi się, kiedy tu jest balladka, za chwilę się buja.

Andrzej to nowy pani współpracownik, natomiast są też ludzie towarzyszący pani na drodze artystycznej od lat… Jeżeli chodzi o teksty, jeżeli chodzi o duet wokalny, to są wśród nich nawet przyjaciele…

Tak właśnie jest. Jeżeli chodzi o Seweryna Krajewskiego, to się znamy wiele lat. Mam do niego zaufanie, bardzo lubię jego kompozycje, spokojnie mogłabym nagrać płytę tylko z piosenkami Seweryna. Jest płodnym artystą, pisze dużo, szybko, mamy dobre porozumienie muzyczne, znamy się, lubimy i zawsze mogę na niego liczyć, jeżeli chodzi o kompozycje. Natomiast jeżeli chodzi o teksty, to też zawsze mnie ciągnęło do tego, żeby napisał je dla mnie ktoś z innego pokolenia. Marzyłam by poprosić np. Muńka Staszczyka czy Kasię Nosowską. Kasia napisała teksty na całą moja poprzednią płytę, więc już się znałyśmy. Wiedziała, że nie „zepsuję” jej utworu. I chętnie napisała też w tym wypadku.

Płyta pod kierownictwem Andrzej Smolika ale w pełni się z nią pani identyfikuje? Jak, w pani uszach, brzmi Maryla Rodowicz, pokazana przez Andrzeja?

Jest to na pewno płyta do słuchania., do zadumy. Nie ma tu utworów tutaj. Bo czasami jest tak z płytami, że jest jakiś jeden hit, albo dwa, a reszta to byle co. Tutaj właściwie mamy „numer w numer”, hit w hit. Do tego stopnia jestem o tym przekonana, że gdy skończyliśmy, to nie bardzo wiedziałam który utwór jest moim faworytem. Po każdym dniu miałam innego. Wychodziłam ze studia, miałam jakieś natręctwa, melodia nie mogła się ode mnie odczepić, ale następnego dnia inna melodia mnie się czepiała… Myślę że ta płyta jest po prostu równa.

Tak jak Maryla Rodowicz. Ciągle na topie, niezdetronizowana królowa polskiej piosenki. Jak pani to robi?

To takie względne..

Względne?

Królowych jest dużo, bo to jest takie wdzięczne dla prowadzącego koncert: „a teraz przed państwem królowa polskiej piosenki”. Ja też się o to nie obrażam, traktuję to z przymrużeniem oka. Bo kto to jest królowa? Czy mierzyć ilością lat prześpiewanych? Dla mnie i tak najważniejsza jest publiczność. Mam satysfakcję, że ludzie chcą mnie słuchać, że przychodzą na koncerty. Wówczas OK., mogę być ich królową.

Myślę, że właśnie w takim rozumieniu tego słowa mówi się o pani w ten sposób. Bo być przez długi czas na topie to przecież trudne zadanie. Zdajemy sobie sprawę, że to ciężka praca, nie tylko nagrania, ale także koncerty. Przecież to mordercze fizycznie również prawda?

Ale to mnie jakoś nie męczy, ciągle pasjonuje i bardzo to lubię. A jak coś się lubi, to człowiek nie czuje zmęczenia, nie czuje przesytu.

Jak wygląda pani praca nad swoją kondycją, swoim zdrowiem? Bo to przecież bardzo ważna sfera. Świetnie pani wygląda! Czy jest pani aktywna fizycznie nie tylko na koncertach? Stosuje pani jakąś specjalną dietę, profilaktykę?

Dietę stosuję bez przerwy, wiecznie testuję jakieś nowe diety. Właściwie  to jestem ekspertem od diet, znam je wszystkie. A to nie jem węglowodanów, a to robię dietę kopenhaską, a to dietę plaż południowych, a to taką, „śmaką”. Oczywiście zawsze jesienią obiecuję sobie że będę chodzić do siłowni. Przede wszystkim staram się wysypiać,  wierzę w sen, sen dla kobiety jest podstawą, żywe oko, dobra cera i dobry wokal. Natomiast nie chodzę do lekarzy, nie leżę w spa, nikt tam mnie nie masuje, nie chodzę do fryzjerów dbam o siebie sama.

Obiecuje sobie pani siłownię ale kończy się na obiecankach to znaczy, że…

Nie, nie, kombinuję właśnie gdzie tu wstawić rower stacjonarny. Chyba do piwnicy, bo właśnie w końcu umówiłam się z trenerką, że ona będzie do mnie przyjeżdżać,. To jest taka trenerka, która wiele lat ćwiczyła ze mną w siłowni, ale ponieważ się przeprowadziłam do innej dzielnicy, po prostu mam już tam za daleko. A ona też się przeprowadziła, tak się dobrze złożyło. Mam więc teraz nadzieję, że będzie do mnie przyjeżdżać i katować mnie w tej piwnicy. 

Wracając do diet. Zmienia je pani by mieć jakieś urozmaicenie czy dlatego, że te kolejne zdają się być bardziej skuteczne?

Ja je mam wszystkie, jak to się mówi „obcykane” i sprawdzone. Na przykład taka dieta kopenhaska: to jest taka dieta dwutygodniowa, jest bardzo restrykcyjna, ale świetna na zachętę. Jeśli wytrzymasz ją przez dwa tygodnie to od razu są efekty – możesz przez te dwa tygodnie schudnąć nawet do 9 kilogramów. Żeby wyglądać jakoś przyzwoicie to, tak naprawdę, trzeba całkowicie zmienić styl odżywania. Trzeba zrezygnować z pewnych rzeczy, które są wysokokaloryczne czy dla nas niezdrowe. Ale uważam, że nie jest to do końca sprawiedliwe. Po co rezygnować z rzeczy, które lubimy. Lepiej się przemęczyć – załóżmy: nie jeść węglowodanów czyli pieczywa, makaronu, kartofelków. Aczkolwiek, kiedy pojawią się młode kartofle, to jak tu nie zjeść młodego kartofelka? Uważam że nie można zawsze odmawiać sobie przyjemności. Lepiej czasem trochę się „pokatować” latem, aż do jesieni, a potem znowu zjeść jakiś rosołek z makaronem, to co lubimy.

Wszystko jest dla ludzi?

Właśnie.

Czy są jakieś zabiegi urodowe, które robi pani raz w tygodniu i uważa je za  skuteczne?

Nie, właśnie jedynym moim patentem jest sen. Żadnych kosmetyczek, żadnych gabinetów, żadnych spa ni fryzjerów. Nic, tylko sen. Dobre kremy tak, ale nie mam żadnych takich odjazdów, by kłaść jakieś maseczki czy gdzieś jeździć do jakichś ośrodków. Nie, nie mam  kiedy.

A jak jest z zachowaniem wewnętrznego spokoju, to także sen jest na to najlepszym sposobem?

Sen i rodzina. I patrzenie na drzewa, na zieleń. Od chwili, kiedy zamieszkałam w lesie, i mam ten las tuż za oknem, to sprawia mi to tak dużo przyjemność, że mogłabym już nie wyjeżdżać na żadne wakacje. Wystarcza mi to, że popatrzę na trawę tutaj i na drzewa. Ale mimo wszystko bardzo lubię jeździć na Mazury. Bardzo. Za Mazury oddałabym chętnie nawet Karaiby, każde atrakcyjne dla innych wyjazdy. Pobyt na Mazurach  bardzo mnie uspakaja. To dla mnie… taki rodzaj medytacji. Łowienie ryb, siedzenie na pomoście w ciszy, bez towarzystwa…

Gdyby miała opowiedzieć nam pani o tym, co takiego zrobiła dla siebie samej. O tym, z czego jest pani najbardziej dumna w życiu?

Dla siebie samej? To właśnie ten dom, który tak lubię. Ten nowy dom, codziennie sobie z mężem go gratulujemy. Mówię mu: Gratuluję ci pięknego domu, a on na to: ja też ci gratuluję. To jest coś co sprawia nam ogromną przyjemność, od lat chciałam mieszkać w Konstancinie, wśród wielkich drzew, starych sosen, Ten stary dom remontowaliśmy przez wiele lat i dlatego pewnie czujemy się tak, jakbyśmy mieszkali tu całe życie. To jest wielka radość .

A jaki jest kolejny, po tym domu, nowy cel, który sobie pani stawia i chce osiągnąć?

Nie mam jakichś nierealnych marzeń. To raczej ten właśnie cel, żeby od jesieni trenować i utrzymać się w dobrej kondycji, mieć dobrą wydolność. Lubię być sprawna, lubię wbiegać na któreś piętro. Na przykład do Andrzeja Smolika na czwarte piętro bez windy i bez zadyszki.

Czy czuje się pani kobietą spełnioną?

Na pewno tak, mam rodzinę, mam dzieci. Oczywiście, dzieci są moim obiektem niepokoju przez cały rok, właściwie na okrągło. Studiują i ciągle mają jakieś dziwne pomysły, różnie bywa z tą nauką, więc właściwe to moje główne zmartwienie – rodzina

A czy czuje się pani osobą spełnioną jako artystka?

Gdybym powiedziała, że nie, to bym zgrzeszyła. Bo za mną jednak dużo sukcesów… Nie jestem zarazem osobą uspokojoną, spełnioną. Nie uważam, że osiągnęłam już wszystko. Zawsze mam w sobie dużo ciekawości, kocham robić rzeczy nowe. Myślę że od jesieni znowu mnie spotka coś ciekawego…

rozmawiał: Adam Kołaciński
zdjęcia: Hanna Prus
źródło: www.rossnet.pl/ 18.09.2008

 

Powrót