MARYLA RODOWICZ – “Niebieska Maryla”
Są w polskiej muzyce artyści, o których napisano już chyba wszystko. Użyto pod ich adresem dziesiątek mniej lub bardziej znanych komplementów czy wręcz słów uwielbienia. Nie oszczędzano im również gorzkich epitetów w chwilach słabszej dyspozycji. Jednak dopóki artysta jest aktywny, należy analizować jego kolejne kroki. Warto to robić zwłaszcza wtedy, gdy cały czas zaskakuje. Tak jest w przypadku Maryli Rodowicz. Mogłoby się wydawać, że serwowanie ciekawostek ta wokalistka ma już za sobą. Tymczasem “pierwsza dama” polskiej estrady uraczyła wszystkich fanów swoją pierwszą płytą koncertową.
Od wielu lat Rodowicz należy do najbardziej zapracowanych twórców polskiej piosenki. Artystka cieszy się niesłabnąca popularnością. Co jakiś czas pojawiają się jej kolejne albumy. W dodatku Rodowicz nieustannie występuje w najróżniejszych zakątkach naszego kraju, i nie tylko. Może z tego powodu dotychczas nie ukazał się jeszcze żaden jej longplay live. Bo skoro nieustannie występuje, to po co słuchaczom wydawnictwa koncertowe… W końcu jednak po tournée latem 2000 roku, przygotowanym przez pewną ogólnopolską stację radiową, zdecydowano się na opublikowanie takiego materiału.
Siłę Rodowicz stanowią właśnie występy. Jej piosenki są stworzone do wspólnego śpiewania oraz zbiorowego przeżywania. Współpraca z najlepszymi kompozytorami i tekściarzami owocowała utworami, trafiającymi dokładnie w serca oraz oczekiwania publiki. Szkoda, że nie do końca ta atmosfera została uchwycona na krążku “Niebieska Maryla”. Podśpiewywanie czy aplauz fanów pojawiają się zdawkowo (“To już było”). Czasami ma się wrażenie jakby reakcje słuchaczy były “z boku”. Czy to wina rejestracji w plenerze?. Łatwiej było wyłapać dźwięk na scenie niż uchwycić całą atmosferę wieczoru…
Te niedogodności rekompensuje zbiór kompozycji. Wystarczy rzut oka na tytuły, by przekonać do tego dzieła nawet największego przeciwnika polskiej estrady. W dodatku nagrania podane zostały w przystępnej dla każdego formie. Nawet fanom rocka może zabić mocniej serce (“Kasa – sex”). Gitara elektryczna pokazuje swoją moc (“Małgośka”). Piosenki na pewno straciły na dźwiękowej głębi. Są prostsze, bardziej przejrzyste (“Diabeł i raj”). Co ciekawe, dzięki instrumentacjom przyjętym na “Niebieskiej Maryli” zatracony został przedział czasowy dzielący kolejne “kawałki”.
Rodowicz udowodniła, że stać ją na wszystko. Już teraz jestem ciekaw kolejnej niespodzianki jej autorstwa.