Recenzje płyty: Kochać

MARYLA JEDNA

“Daj mi byle co” – zaczyna swoją nową, świetną płytę, gwiazda polskiej estrady. I, jak to Maryla, deklaruje przekornie, bo sama nigdy nie dała nam “byle czego”, ani muzycznie, ani w tekstach. Tak jest i tym razem. Agnieszkę Osiecką zastąpiła… Kasia Nosowska, a wśród kompozytorów nowych piosenek są m.in. Ania Dąbrowska i Krzysztof Kiljański. Ale najmłodsza z całego towarzystwa jest oczywiście sama “Królowa”, śpiewająca w czwartym dziesięcioleciu swej kariery głosem pełniejszym niż w trzecim, w dodatku utwory ciekawsze niż te z poprzedniego albumu. Nie ma tu może hitu na miarę “Niech żyje bal”, lecz dawno nie pojawiła się na naszym rynku płyta, której z przyjemnością posłuchają młodsi i starsi, płyta pastelowa i lekko zaaranżowana, będąca modelowym przykład “muzyki środka” w najlepszym wydaniu. I miejmy nadzieję, że refren jednej z piosenek – “Hej, gorzej być nie może” – nie jest proroctwem na najbliższe powyborcze cztery lata…

autor: Jacek Melchior
źródło: Wprost 42/2005

********************

NOWA TWARZ MARYLI

Gdyby kilka dni temu, ktoś mi powiedział, że spodoba mi się płyta Maryli Rodowicz, bardzo bym się zdziwił. Pojedyncza piosenka, owszem – tak jak ogniskowo-imprezowa “Małgośka” czy dylanowski “Odpowie ci wiatr”. Jednak, abym zaczął sobie podśpiewywać kawałki Maryli, musiał nadejść album “Kochać”. Jest z tą płytą pewien kłopot. Otóż, choć podpisała się pod nią Maryla Rodowicz, to jedyne, czego dokonała, to zaśpiewała jedenaście piosenek. Piosenek, które skomponowali, zaaranżowali i opatrzyli tekstem inni. Ci inni to młodzi twórcy, dla których praca z Rodowicz mogła się wydać dość egzotycznym pomysłem. Teksty napisała Kasia Nosowska, a muzykę skomponowali m.in.: Mikis Cupas, Jacek Lachowicz i Paweł Krawczyk. W chórkach zaś możemy usłyszeć Nosowską i Anię Dąbrowską. Całość wyprodukował Bogdan Kondracki wespół z Pawłem Jóźwickim. Z zestawem takich nazwisk album nie mógł być klapą… Oczywiście, nic nie dzieje się samo. Nazwiska same nie grają, nie śpiewają, nie piszą. Potrzebny jest talent i ciężka praca. A tego Rodowicz odmówić nie można. Przeczytałem gdzieś, że artystka musiała nauczyć się śpiewać w nowy sposób, bo jej poetycko-biesiadna maniera nijak miała się do nowoczesnego popu, jaki przynosi ten krążek. I Rodowicz udało się przejść w niezłym stylu z nurtu “polskiej piosenki” w ambitny pop. Nie chcę przez to powiedzieć, że powstał album doskonały. Bo są piosenki, które nie przekonują, jak choćby rozpoczynająca płytę niemrawa “Daj mi byle co” czy zupełnie niepasująca do całości gwiazdkowa “Nikt z nas nie powinien być sam”. Ale wiele innych – na czele z rytmicznym “Do cholery!” – wypada świetnie. Moim faworytem jest kawałek “Wenus i Mars”, w którym urzekają chórki – zaśpiewane precyzyjnie, ale pełne naturalności i spontaniczności. Sympatycznie wypada również dużo spokojniejszy “U mnie już noc”, a “Hej, gorzej być nie może” w duecie z Kondrackim ma klimat piosenki aktorskiej – o tyle ciekawej, że dużo się tu dzieje nie tylko w warstwie wokalnej, ale również muzycznej – brawo dla Marka Napiórkowskiego za gitary. Ten album to kolejny, po płytach Krzysztofa Krawczyka, przykład na to, że każdy artysta ma szansę na nowe muzyczne wcielenie. I tylko od niego zależy, czy swoją rolę zagra bez fałszu. Rodowicz zdecydowanie się to udało.

autor: B. Rzepczyński
źródło: www.nowarzepa.art.pl

 

********************
 

Poprzednie pokolenie zabawiała przebojami w stylu “Małgośka” czy “Niech żyje bal”, folklorystycznymi strojami i niezwykłym jak na PRL-owskie warunki gadżetem, czyli jej słynnym porsche, którym jeździ do dziś. W tym wszystkim udało jej się zachować wizerunek osoby otwartej i niezblazowanej. Obecna na naszej scenie od dziesięcioleci, nie odchodzi do emerytalnego cienia i nie pozwala na wyrzucenie jej ikony do artystycznego lamusa. Jako osoba młoda nie mam do jej starych przebojów sentymentu właściwemu osobom o pokolenie starszym i zwykle traktuję jej twórczość z pewnym przymrużeniem oka. Bardziej “młodzieżowe” jaskółki w jej wykonaniu co prawda pojawiały się już wcześniej – żeby wspomnieć tu chociażby duet z K.A.S.Ą sprzed kilku lat (Kasa-sex) – ale zgodnie z powiedzeniem, wiosny jeszcze nie czyniły. Tym bardziej, że jej twórczość była ciągle zdominowana przez dosyć czerstwą piosenkę biesiadną, co dawało popularność, ale nie było żadnym artystycznym wkładem. Dlatego zapowiedź płyty nagranej w całości z czołowymi przedstawicielami nowoczesnej sceny muzycznej mogła wzbudzić poważne zaciekawienie. Królowa polskiej muzyki rozrywkowej w najświeższej aranżacji? To mogło być jak odmalowana stara szafa – niby kolor fajny, ale w środku trochę czuć stęchlizną. Tymczasem po przesłuchaniu albumu “Kochać” muszę stwierdzić, że stęchlizna w tych utworach jest właściwie niewyczuwalna. Charakterystyczny głos Maryli nieuchronnie kojarzy się co prawda z kolorowymi jarmarkami czy Cyganami, których już nie ma, ale czasem można o tym zapomnieć, szczególnie, kiedy mowa jest na przykład o “dziuni” która bardzo kocha swego “lolo”. Teksty Kasi Nosowskiej sprawdzają się tu bowiem niezawodnie, podobnie jak kompozycje muzyczne Mikisa Cupasa, Bogdana Kondrackiego, Jacka Lachowicza i Marcina Macuka. Maryla Rodowicz, która tak naprawdę jest tu tylko skłonnym wykonawcą, firmuje płytę swoja twarzą i rozszerza grono potencjalnych odbiorców. Tylko czy sami młodzi producenci płyty, wyprodukowaliby bez posługiwania się ikoną Maryli coś gorszego? Z pewnością nie, ale sprzedaż płyty bez Maryli Rodowicz na okładce byłaby niechybnie dużo mniejsza.

autor: (karinja)
źródło: www.plus.pl/ klub muzyczny

********************

Była sobie Maryla rockowa, była biesiadna. Teraz pora na Marylę w wersji poduszkowej. Przecież Wszyscy chcą kochać, a więc Rodowicz pokazuje nam JAK Kochać. Artystka podpisała nowy kontrakt płytowy. Postanowiła wywiązywać się z niego niemal od razu. Zrezygnowała z nieco ostrzejszych, zadziorniejszych utworów kosztem łagodnych przebojów idealnie pasujących do przedpołudniowych playlist popularnych rozgłośni radiowych. Co więc powstało? Z jednej strony dzieło kompletne, opowiadające konsekwentnie o różnych odcieniach miłości, z drugiej jednak duży niedosyt. Dlaczego? A*>>al tu nie tyle kolorowych jarmarków, co zadziorności w głosie i słowie. Na albumie Kochać mamy do czynienia z Marylą Rodowicz lekką, łatwą i przyjemną. Potrzebujemy takiej muzyki. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Ale czy nie szkoda nam do tego artystki, jaką jest niewątpliwie Maryla? Te pytania należałoby skierować do Bogdana Kondrackiego i Pawła Jóźwickiego – producentów krążka. Nie ma tu wyraźnych przebojów. Do takich można zaliczyć w porywach singlowy Wszyscy chcą kochać. Wątpliwe jest czy w najbliższych plebiscytach na największe Polskie przeboje wszech czasów znajdzie się któryś z utworów z Kochać. Dla przypomnienia w ostatnim takim rankingu cztery pierwsze lokaty zajęła właśnie Maryla. Były to jednak ever greeny typu Małgośka. Tu brak piosenek o podobnym chociaż potencjale. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Maryla Rodowicz wróciła. Potraktujmy album Kochać jako swoistą rozgrzewkę. Pokażcie mi np. reprezentację piłkarską, która w pierwszym meczu po dłuższej przerwie od razu gra na najwyższym poziomie. Marylo! Czekamy niecierpliwie na kolejną płytę.

www.muzyczna.pl/recenzje
fot. Jacek Poręba i Beata Wielgosz (okładka płyty)

 

 

********************

MARYLA NOWOCZESNA

Nowi współpracownicy i podejście do pracy w studiu, nowa autorka tekstów oraz zupełnie nowy pomysł na siebie – dziś oficjalna premiera albumu ?Kochać? Maryli Rodowicz.

Mógł Krawczyk, może i Rodowicz. Kolejna gwiazda obecna na polskiej scenie od dziesięcioleci wydała płytę przygotowaną wspólnie z muzykami młodego pokolenia. Wśród kompozytorów są tu Mikis Cupas (Wilki), Jacek Lachowicz (Ścianka), Marcin Macuk (Pogodno). W chórkach zaśpiewała Ania Dąbrowska. Współproducentem całości jest Bogdan Kondracki, wcześniej odpowiedzialny właśnie za brzmienie płyty Dąbrowskiej oraz Moniki Brodki. Wszystkie teksty napisała Kasia Nosowska. To zderzenie różnych muzycznych światów. Rodowicz ograniczyła się tu tylko do zaśpiewania piosenek. Kwestie aranżacji zostawiła innym.

Reakcja na sytuację, w której cały rynek ustawiają rozgłośnie radiowe grające wyłącznie wielkie przeboje? Bez przesady. Rodowicz nigdy nie bała się zmian. Potrafi trzymać rękę na pulsie i reagować na nowe trendy. Jest największą ikoną polskiego popu. Gdy ostatnio Polskie Radio ogłosiło plebiscyt na największe przeboje kanonu polskiej muzyki rozrywkowej, jej piosenki zajęły pierwsze cztery miejsca. Kojarzymy ją z nieśmiertelnymi “Małgośką” czy “Polską Madonną” i śpiewanymi przez nią tekstami Agnieszki Osieckiej. Ale przecież ma na koncie ok. 500 nagranych piosenek i ponad 20 płyt. Co najmniej kilkakrotnie wykonywała zdumiewające stylistyczne wolty – na przykład wtedy, gdy w latach 80. wylansowała piosenkę “Dentysta sadysta”. Zawsze jednak wiedziała, jak podtrzymać zainteresowanie swoją twórczością.

Mogła być sportowcem, biegała przez płotki w sztafecie 4×100. Studiowała na AWF-ie. Równolegle próbowała sił w piosence. Przełomowy był rok 1967, gdy wygrała Festiwal Piosenki Studenckiej w Krakowie. Rodowicz blisko było wtedy do młodzieżowej kontestacji – wśród jej pierwszych nagrań były polskie wersje ballad Dylana i Pete’a Segera.

W latach 70. jest jedną z największych polskich gwiazd. Zdobywa nagrody w Sopocie i Opolu, wydaje płyty w NRD i Czechosłowacji, podbija rynek radziecki. Masową wyobraźnię rozpala jej związek z Danielem Olbrychskim. Jest prawdziwą “celebrity” na miarę PRL-u. Ale jednocześnie bierze udział w takich projektach jak śpiewogra Ernesta Brylla i Katarzyny Gaertner “Na szkle malowane”, występuje w spektaklu opartym na tekstach Witkacego “Szalona lokomotywa”.

W następnej dekadzie zaskakuje punkowym image’em w Różowych Czubach, atakuje dynamicznym country (“Szparka sekretarka”), porywa dramatyzmem w piosence “Niech żyje bal”. W latach 90. z jednej strony błyskawicznie mierzy się z modą na piosenkę biesiadną (“Marysia biesiadna”), z drugiej wraca do korzeni i promując “Antologię” znów gra pod szyldem “Maryla i jej gitarzyści”.

“Kochać” znakomicie wpisuje się w biografię Rodowicz. To z jednej strony parada potencjalnych radiowych przebojów. “Daj mi byle co”, “Venus i Mars” czy “Do cholery” sprawdzą się w nawet najbardziej wymagającej rozgłośni. Jedenaście piosenek imponujących nowoczesnym brzmieniem, aranżacyjnymi smaczkami i klimatem. Są w nich pomysły zaczerpnięte z amerykańskiego r’n’b, pojawiają się brzmienia instrumentów smyczkowych i gitar akustycznych.

Większość z tych piosenek to mocno stonowane kompozycje, przez co wokalistka nie mogła pokazać pełnych możliwości swojego głosu. – Bałam się gdy wchodziłam do studia – śmieje się w wywiadzie dla “Gali”. – Co moi fani powiedzą, gdzie ta moja energia? Gdzie ten ryk klaczy zranionej?

Może i rzeczywiście trochę szkoda, bo moimi absolutnymi faworytami są na “Kochać” dwa utwory, w których Rodowicz pozwala sobie na trochę więcej. Pierwszy to zaczynający się odrobinę beatlesowsko, a potem przechodzący w klasyczny soul “Pij, z kim trzeba”. Drugi to najlepszy na płycie “Gorzej być nie może” – tętni życiem, country, blues, soul i gospel splatają się w piosenkę, której nie powstydziłby się sam Beck.

To bez dwóch zdań najlepsza płyta Rodowicz od co najmniej kilkunastu lat. Także pod względem tekstów. Wokalistce zdarzały się ostatnio dobre piosenki. Wystarczy przypomnieć “Łatwopalnych” czy “To już było”. Ale całego zestawu tak dobrych i równych tekstów nie miała od czasu, gdy zabrakło Osieckiej.

Nosowskiej przyszło się zmierzyć z nie lada legendą. Zrobiła to na różny sposób. W “Nie ma cię…” pokazała liryczne oblicze. W “Venus i Mars” dla odmiany przemawia językiem pełnym kolokwializmów. Ta płyta, pokazując formę Rodowicz, udowadnia przy okazji, że Nosowska ma literackie wyczucie i jest tekściarką z krwi i kości.

Jeszcze jeden, dodatkowy plus tej płyty.

Maryla Rodowicz “Kochać” Sony BMG

autor: Robert Sankowski
zdjęcie: archiwum M.
źródło: Gazeta Wyborcza/26.09.2005

 

Powrót