O dzieciach, wychowaniu i murzynce

Kasia ma 15 lat, Jasiek dwa lata więcej, nawet mały Jędruś też zrobił się duży.

Ma 9 lat, chodzi już do trzeciej klasy.

“Do szkoły nie pójdę. Całe życie będę siedział w domu i czekał na mamę” – powiedział, kiedy zbliżała się pora pójścia do szkoły.

Ja mieszkałam w czynszówce, na podwórko wysypywał się tłum dzieciaków. Bawiliśmy się, znaliśmy, nie byto problemu “adaptacji”. Jędrek stykał się tylko z rodzeństwem. Klosz, kochany synek obsypany zabawkami… Próby posłania go do zerówki skończyły się fiaskiem – nie był przyzwyczajony do bycia poza domem, do rówieśników. Płacz, dramat… Zrezygnowałam, ale za to na początku pierwszej klasy musiałam… siedzieć z nim w ławce, potem już “tylko” czekałam na korytarzu (sprawdzał, czy jestem). To wszystko byto trudne. I dla niego, i dla mnie. Teraz jest w trzeciej klasie, ale nadal nie przepada za szkołą.

Proszę scharakteryzować swoje dzieci. Jędruś jest emocjonalny…

… nie znosi krzyku, hałasu. Bardzo dużo można z nim osiągnąć spokojem. Jestem zwolenniczką takiej metody – tylko perswazja.

A Jasiek? To całkiem dorosły facet.

1,90 wzrostu i… charakter. Ma swoje zdanie, co oznacza konflikty z nauczycielami, zwłaszcza że potrafi być złośliwy. Małomówny, introwertyk. Wielki miłośnik piłki nożnej. Ostatnio ma nową pasję – perkusję. Zdał do szkoły muzycznej, chciał grać. Dobrze – powiedziałam, ale za rok matura, stawiam ci więc warunek – masz podciągnąć oceny. Na razie to się nie udało i perkusja skasowana. Oboje uczymy się natomiast w Berlitzu niemieckiego i angielskiego. On jest bardziej zaawansowany niż ja, bo w liceum uczy się tych języków już trzeci rok. Języki są dobrą stroną Jasia, podobnie jak matematyka. Chce więc zdawać na SGH. Jasiek był samodzielny od małego. Po raz pierwszy wyjechał do szkoły w Londynie sam jako jedenastolatek, potem znów w następnym roku i w następnym. Byłam jak kwoka chroniąca kurczaki, trzęsłam się o dzieci, ale czasem wypuszczałam je spod skrzydeł.

Czy to prawda, że Kasia ma się uczyć angielskiego w Beverly Hills?

Ha, ha, ha… Dałam jej wykaz kursów za granicą, a ona wybrała sobie Beverly Hills. Wie pani dlaczego? Miała nadzieję, że zobaczy tam swojego ukochanego Banderasa, “Może jednak wybierzesz Londyn albo jeszcze lepiej jakieś małe miasteczko obok?” – zapytałam. Zgodziłaby się w zastępstwie na Miami, znów (Banderas) albo Hiszpanię (tam się urodził). Byłaby nawet skłonna w imię tej miłości uczyć się hiszpańskiego! Przed Banderasem kochała Presleya, potem przeszło na Milowicza z Buffo, który grał Elvisa. Mąż założył się z Kasią, że jej miłość nie potrwa dłużej niż rok. Przegrał, wypłacił przegraną. Pomylił się tylko o miesiąc. Wtedy właśnie koło łóżka Kasi pojawiła się fotografia Banderasa. Nie mógł sobie darować.

Kasia jest podobna chyba do Pani?

Nie do końca. Ekspansywna, głośna. Bardzo wyraźny charakter. Musi chcieć. Jeśli czegoś chce – to na pewno to osiągnie, wtedy nie ma dla niej przeszkód. Wyższa ode mnie, podobna. Rozjaśnia włosy. “Kasiu, co jest z włosami?” – pytam, a ona macha ręką. Trudna w negocjacjach, ponieważ żąda. “Kasiu o której wrócisz?” “No, jak się skończy przedstawienie…”. Ubóstwia teatr, zwłaszcza Buffo. Jest wielką fanką zespołu Józefowicza. On pozwala wielbicielom być na próbach, sprzedawać bilety itp. Kasia z tego korzysta.

Nadal chce śpiewać?

Tak, ale ma za wiele talentów. Jest np. uzdolniona plastycznie, chciała być nawet scenografem, ale już jej przeszło, jak to bywa w tym wieku. Bardzo sprawna fizycznie. Jest też uzdolniona matematycznie. To wyszło niedawno, przy okazji przygotowań do egzaminu do liceum.

Wiem, że Jasiek słucha chętnie muzyki klasycznej. Kasia także?

Lubi operę. Przepada za basami. Może te niskie głosy wydają jej się bardzo męskie?

Pani dzieci mają wszechstronne zainteresowania. To nie wzięło się z powietrza, prawda?

Starałam się je otworzyć na świat, rozszerzać ich interesowania. Ja też byłam tak wychowywana. Chodziłam w dzieciństwie na balet, recytowałam, grałam na skrzypcach. To procentuje. Nie jestem matką, która może dzieci wozić na różne kółka zainteresowań – próbowałam, ale to było nie do wykonania. Wynalazłam więc szkołę społeczną, w której pod jednym dachem mają muzykę, tańce, sport, przeróżne kółka zainteresowań, języki.

Troje dzieci w Pani fachu to wielka odwaga. Nie żałowała Pani tej decyzji?

“Chcę jechać z tobą do miasta” – mówi Jędruś. “Dlaczego?” – pytam. “Bo cię kocham”. Czy tego można żałować?

Po rozstaniu z Krzysztofem Jasińskim na Pani barki spadło wszystko. Zarabianie, wychowywanie dzieci.

Za to doceniam teraz męża, który daje mi poczucie bezpieczeństwa. Dzięki niemu nie muszę już myśleć co będzie pod koniec miesiąca.

Andrzej Dużyński – Pani mąż, jest ojcem Jędrusia. Krzysztof Jasiński – ojcem Kasi i Jasia. To dla dzieci i Państwa wcale niełatwa sytuacja. Zdarzają się konflikty?

Nie do uniknięcia. Ostatnio Jędruś miał grypę, został w domu, temperatura szybko mu spadła, nudził się jak mops, zaczęli z Jaśkiem grać w domu w piłkę, Jędrek zachwycony. Ma świetny kontakt z Jasiem. Bardzo się z tego cieszę, ale mój mąż ubolewa, że Jaś nie jest dobrym przykładem: za dużo gra w piłkę, za mato się uczy. Tak więc, gdy mój mąż usłyszał łomot piłki, od razu zareagował nerwowo: “Jędruś się spoci! Zaszkodzi mu to”. Kto winien? Jasiek! Nie – ja, bo na to pozwalam, bo te moje metody wychowawcze… Pokłóciliśmy się. Jestem Strzelcem i nie cierpię niesprawiedliwości. Wtedy reaguję. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że ze względu na tę naszą złożoną sytuację reaguję jak kwoka, która widzi jastrzębia. “Gdyby to były jego dzieci, na pewno ich by tak nie krytykował” – myślę, chociaż właściwie wiem, że mogę również być bardzo niesprawiedliwa w ocenie. On nie umie się powstrzymać przed wypowiadaniem krytycznych uwag, które zresztą czasem są słuszne. Ja – nie mogę ich przemilczeć.

Sprawiedliwość jest więc stałą zasadą wychowawczą. Co jeszcze?

Zaufanie. Ufam dzieciom. Nigdy nie zakładam, że kłamią.

Czy Pani sława to coś, co uprzyjemnia im życie, raczej nie?

Jak kiedy. Koledzy w podstawówce mówią czasem do Jędrka, żeby mu dokuczyć: “Wiesz, twoja mama beznadziejnie śpiewała”, ale niedawno powiedzieli: “Fantastyczna była z tym raperem Kasą”.

A gdy gazety wypisują plotki na Pani temat?

To już nie robi na moich dzieciach wrażenia. Bardziej przejmują się, gdy jakiś tygodnik zamieści moje stare, nieaktualne zdjęcie.

A propos plotek – wyjaśnijmy sprawę tej małej Murzyneczki.

Jesienią robiliśmy zdjęcia w ” Zanzibarze”. Wybraliśmy ten bar ze względu na ciepły pomarańczowy kolor ścian. Była jesień, brzydka pogoda. Nagle do baru wszedł mężczyzna, jak się potem okazało Niemiec, z Murzynką. Dziewczynce zachciało się po prostu pić. Ku zadowoleniu małej “wypożyczyliśmy” ją do zdjęć. Podarowałam jej kolorowe pierścionki, które bardzo jej się podobały.

Co będzie, gdy usłyszy Pani: Rodowicz ma czwarte dziecko z Murzynem.

Ucieszę się, że ładne.

rozmawiała: Ewa Piasecka
źródło: Tygodnik telewizyjny “Antena” /1996

Powrót