Maryla jest tylko jedna. Była pierwszą damą polskiej piosenki przez dwie dekady. A teraz przyjeżdża do Ameryki, żeby wystąpić przed tutejszą Polonią. To właśnie z tej okazji rozmawiamy w Warszawie o różnych sprawach. O tym, skąd przyszedł jej pomysł nowego, latynoskiego wcielenia. O tym, jak grało się jej z Kubańczykami na Torwarze. O tym, że są jednak ludzie niezastąpieni. O tym, jak się śpiewa dla Polonii nie tylko amerykańskiej. O tym, co jej się podoba w Ameryce A przy okazji o paru innych sprawach.
Skąd wziął się pomysł na Twoje nowe, latynoskie wcielenie?
Z mojego temperamentu i z mojego ukochania tej muzyki od wielu lat. Pierwszy raz zetknęłam się z nią na Kubie, gdzie wystąpiłam na Festiwalu Studenckim w 1978 roku. Potem byłam tam w roku 1984 na tournée grało wielu muzyków i codziennie odbywały się jam-sessions, balangi i tańce do upadłego. Był to więc wielotygodniowy bardzo bliski kontakt. A zresztą podoba mi się wszystko, co tylko pachnie południem. Nasycone kolory, jak w malarstwie Fridy Kahlo. Leniwy tryb życia i pogoda ducha.
Nie chce mi się wierzyć, że popierasz leniwy sposób życia obserwuję Twoje poczynania na polskiej estradzie i uważam Cię za tytana pracy.
Faktycznie dużo pracuję, ale dlatego, że jestem w szponach własnych ambicji oraz machiny showbiznesu, która ma swoje prawa. Ale uwielbiam nic nie robić jadę do Juraty, gdzie będę pływać w basenie, brać masaże i oddawać się nieróbstwu. Może tylko trochę poćwiczę.
Rozumiem, że zbierasz siły na amerykańskie tournée?
Nie muszę zbierać sił. Będę raczej odpoczywać po przedsięwzięciu na Torwarze, które kosztowało mnie wiele wysiłku psychicznego. Fizycznie szybko się regeneruję choć było to oczywiście męczące. Natomiast napięcie psychiczne było ogromne, ponieważ grałam na żywo nowy repertuar nagrany niewiele wcześniej na płytę.
Wystąpiłaś z muzykami kubańskimi, a więc innymi niż na albumie.
MR: Nagrałam płytę z polskimi muzykami, zdecydowały o tym koszty. Sprowadzenie muzyków kubańskich i trzymanie ich do koncertu od czasu nagrań było niewykonalne album trzeba zmiksować, a to zajmuje sporo czasu. Krzesimir Dębski zebrał więc najlepszych muzyków dętych w kraju, samą czołówkę: Miśkiewicza, Majewskiego, Nagórskiego. Bardzo sprawnie nagrali jego aranżacje.
A czy na żywo z Kubańczykami grało się inaczej?
Tak, ponieważ oni się z tym urodzili. Czarny chór gospel z Los Angeles także potrafi zaśpiewać te same nuty inaczej tak jak Murzyni nie śpiewa nikt na świecie.
Spełniło się więc Twoje marzenie powiedziałaś mi kilka lat temu, że marzysz, by zaśpiewać z czarnym chórem gospel.
Było to jedno z moich największych marzeń. Co więcej, zapraszają mnie teraz do Kalifornii na wspólny występ. Człowiek, który dyrygował na Torwarze muzykami z Kuby, jest szefem muzycznym Arethy Franklin i pokazał jej nasz koncert może zrobimy coś razem w przyszłości, ale wolę o tym teraz nie mówić.
Na czym polega Twój fenomen? Nie chcę używać w odniesieniu do Twojej kariery słowa come back, ale był okres kiedy przycichłaś, a dziś masz praktycznie taką samą pozycję na rynku muzycznym, jak przed laty. Jak to robisz?
To nawet nie było tak, że ja przycichłam, ale zmieniły się czasy, doszło do głosu nowe pokolenie dziennikarzy muzycznych, powstało wiele rozgłośni komercyjnych. Oni odwrócili się od tradycji i sięgnęli po najmłodszych wykonawców. Dziś na moje koncerty przychodzi masa młodzieży w wieku licealnym. To fantastyczne, bo widzę, że się doskonale bawią. Sama nie wiem, jak to robię. Ostatnio udzielałam wywiadów Rosjanom i powtarzali mi: Gdzie te koncerty, pani Marylo? Kiedyś występowałam tam na stadionach i w największych salach. A potem i u nich tak samo, jak i u nas nastąpiła transformacja i otworzyli się na Zachód. Kupują sobie kogo chcą Michaela Jacksona, Rolling Stonesów. Minęła już jednak ta fala, dotarło do nich, że już mogą. I mówią: Pani Marylo, my panią kochamy. Może z polską widownią jest podobnie? Może minęła już fascynacja nowym? Okazuje się teraz, że przeboje z lat 60. i 70. są bardzo dobrze napisane. Zasługa samego repertuaru jest ogromna.
Całkowicie się z tym zgadzam niczego tak nie brakuje, jak dobrego repertuaru i najlepsi młodzi piosenkarze, nie mają czego śpiewać. Na twój repertuar składają się w lwiej części piosenki Agnieszki Osieckiej, zaś tournée nosi tytuł Niech żyje bal. Na czym polegała oryginalność, inność tej wspaniałej poetki?
Nie było takiej drugiej autorki i nie będzie. Powiadają, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale to nieprawda. Są tacy ludzie.
Oczywiście niezastąpieni są artyści.
Agnieszka była wyjątkowa i wpłynęło na to wiele rzeczy. Także to, że była nieszczęśliwa przez całe życie. Tylko człowiek nieszczęśliwy może pisać tak pięknie. Sztuka karmi się nieszczęściem komedia bywa zwykle powierzchowna. Tytuł tournée Niech żyje bal jest więc także rodzajem hołdu pod jej adresem.
Jak odbierają Cię Polacy za granicą? Czy lubisz grać dla Polonii?
To zależy od tego, gdzie gram. Polonia różnie reaguje, a Polonia amerykańska jest najtrudniejszą widownią. Co kilka dni grają dla niej przecież gwiazdy z kraju. Kiedyś, w czasach żelaznej kurtyny, przyjazd artystów z Polski był świętem. Występowaliśmy w wielkich salach, ludzie przychodzili tłumnie i było to wydarzenie i dla nich i dla nas. Później trochę się to spospolitowało powstały polonijne kluby, w których artyści siedzieli miesiącami, a imprez kulturalnych jest teraz w skupiskach polskich kilka w tygodniu. Z jednej strony przestało to być wielką atrakcją, a z drugiej ludzie częściej jeżdżą do Polski. Nie jest to już ani bardzo drogie, ani trudne. Polska przybliżyła się, a nasza publiczność za oceanem stała się wybredna i kapryśna.
Co lubisz w Ameryce?
Wszystko! Razem z brudem i hałasem. Kocham w niej to, że wszystko może się tam zdarzyć. Uwielbiam jej różnorodność i to, że każdy może zostać prezydentem czy bogaczem. Jest to kraj dla ludzi, którzy coś potrafią.
Co będziesz robić w Polsce przed wyjazdem?
Za chwilę jadę do studia w Izabelinie, żeby nagrać dwa utwory do nowej wersji albumu karnawałowego. Jednym będzie piosenka Jak dobrze nam zdobywać góry świetnie sprawdziła się w tej konwencji na koncercie. Przykro mi, że nie udało się załatwić praw do wydania dwóch piosenek, które nagrałam i które także podobały się na żywo. Jedną z nich była Conga Glorii Estefan, a drugą stary przebój, Loco-motion. W obu wypadkach nie wyrażono zgody na użycie polskiej wersji tekstu.
Zdradzę Czytelnikom, że słowa do Loco-motion napisał Wojciech Młynarski, a w refrenie śpiewasz: Lubię tylko dobre towarzystwo.
Świetny tekst i bardzo żałuję, że te dwie piosenki nie zostaną wydane.
Co i z kim zagrasz na występach w Ameryce?
Jadę tam ze swoim stałym składem, z którym pracuję od ponad sześciu lat. Wykonamy to wszystko, co lubi publiczność przeboje, najbardziej znane piosenki. Nie zabraknie też utworów z najnowszej, karnawałowej płyty.