Nie wierzyłam, że nam się uda

Gdy ponad ćwierć wieku temu spotkali się po raz pierwszy, nic nie było oczywiste. Ona była gwiazdą po przejściach z dwójką dzieci. A on…

Kiedy poznała Andrzeja Dużyńskiego, była już wielką gwiazdą polskiej estrady Wychowywała dwójkę dzieci z poprzedniego związku z Krzysztofem Jasińskim i wcale nie była pewna, czy chce ponownie wiązać się z jakimkolwiek mężczyzną. Nie chciała wprowadzić do swojego domu człowieka, który stałby się dla Kasi i Jaśka “tatusiom” na dwa, trzy miesiące…

Ale gdy zobaczyła Andrzeja, serce jej drgnęło, a w głowie rozpętała się prawdziwa burza, Wiedziała, że ten przystojny facet nade wszystko ceni sobie spokój i swobodę, umie cieszyć się życiem, bywa w wielkim świecie i jest wolny jak ptak. Ona miała obowiązki związane z macierzyństwem, była skrępowana ciągłymi wyjazdami i nienawidziła chodzić na bankiety. Nie pasowali do siebie. Jak ogień i woda.

Bardzo długo uczyli się siebie nawzajem

A jednak im się udało. Za rok obchodzić będą 25. rocznicę ślubu. Ich syn, Andrzej, skończył niedawno 22 lata. – Nie wierzyłam, że może się nam udać wspólne życie – mówi dziś Maryla. – Zresztą miałam właśnie lecieć na dwa miesiące do Ameryki, więc szybko uśpiłam emocje i zajęłam się pracą. Coś jednak jest w powiedzeniu “serce nie sługa”, bo ciągle myślałam o Andrzeju. Z tournee po Stanach Zjednoczonych piosenkarka wróciła z ciężkim zapaleniem płuc. Leżała w domu przygnębiona i modliła się w duchu, aby znowu spotkać mężczyznę, którego poznała przypadkowo w restauracji Hotelu Europejskiego. Zdążyli wtedy tylko wymienić się wizytówkami. Wreszcie zadzwonił! Zaproponował spotkanie, ale Maryla nie mogła się umówić w zaproponowanym przez niego terminie. Była naprawdę chora! – Pomyślałem, że dostałem kosza – mówił w wywiadzie Andrzej Dużyński – i dałem sobie spokój z kolejnymi telefonami. Nie mogłem jednak zapomnieć spojrzenia Maryli i musiałem dać sobie jeszcze jedną szansę. Po dwóch miesiącach milczenia odezwał się do niej znowu.

Tym razem przesłał Maryli zaproszenie na przyjęcie, które urządzał dla przyjaciół. Przyszła. Piękna, czarująca, tajemnicza. Po kolacji odprowadził ją do domu. Zaczęli się regularnie spotykać. – Przez ponad rok przyglądaliśmy się sobie -wspomina piosenkarka. -Wiedziałam, że związek ze mną może zrewolucjonizować jego życie i nie byłam pewna, czy nie zmęczy się mną po kilku miesiącach. Pytań było wiele. Nadal mocno się różnimy mamy inne podejście do ludzi, pieniędzy inny gust. Wciąż jesteśmy małżeństwem pełń jon znaków zapytania. Na szczęście Andrzej Dużyński okazał się – jak mówi Maryla – człowiekiem reformowalnym i szybko zaakceptował swoje nowe życie. Z czasem nawet zaczęło mu się ono bardzo podobać.

Państwo Dużyńscy śmieją się dziś, że przez rok obserwowali się i uczyli siebie nawzajem. W końcu zamieszkali razem, ale nadal odkładali decyzję o ślubie. Musieli mieć pewność, że chcą być razem “po grób”. -To nasze docieranie się nie było łatwe – opowiada piosenkarka, Dzieci nie kryły swojego dystansu do Andrzej a. konflikty ciągle wisiały w powietrzu, a ja byłam bezradna. Dopiero po czterech latach życia pod jednym dachem stwierdziliśmy, że nadeszła pora, by uroczyście powiedzieć sobie “tak”. 13 lutego 1986 roku świadkami na ich ślubie byli Agnieszka Osiecka i Seweryn Krajewski. – Maryla nauczyła mnie fantazji – wyznaje Andrzej.

Ona mówi, że mnie uczłowieczyła, i chyba coś w tym jest. Zanim ją spotkałem, miałem do świata podejście technokraty. To Marylka uzmysłowiła mi, że istnieje sfera ducha i sprawiła, że znacznie zmieniłem swój system wartości. – A ja nauczyłam się od męża… czyszczenia butów – dodaje piosenkarka. – Andrzej zwrócił mi uwagę na to, że mężczyźni w Polsce chodzą w brudnych butach. Druga rzecz, jakiej bezustannie uczę się od niego, to rozeznanie w sprawach interesów. Wbrew pozorom, jest mi ono potrzebne, bo show-biznes ma swoje twarde, ekonomiczne reguły, których za dobrze nie znam. Znajomi państwa Dużyńskich często mówią, iż Maryla to “show”, a Andrzej to “biznes” i że razem są w show-biznesie nie do pokonania.

Los obdarował ją bardzo szczodrze…

Właśnie mężowi zawdzięcza piosenkarka triumfalny powrót na polskie sceny, którego dokonała, kilka lat temu płytą Złota Maryla. Krążek wyprodukował bowiem nie kto inny, tylko Andrzej Dużyński, który przez pewien czas był jej menadżerem. Ona twierdzi, że spełniają się wszystkie je marzenia. Choćby to o własnym domu na Mazurach, który dostała w prezencie od męża. – Sprawił mi tym wielką frajdę – opowiada. -Wie, że uwielbiam łowić ryby, a dom nad jeziorem był szczytem moich marzeń. – Rozkoszą jest rozpieszczać taką kobietę, jaką jest Maryla – mówi Andrzej. – Ma wszystkie zalety; jakie powinna posiadać idealna żona i matka.

Sama artystka przyznaje, że rola żony i matki bardzo się jej podoba. -Jestem matką kwoką – mówi o sobie ze śmiechem. – Pozwalam dzieciakom prawie na wszystko, ale to nie znaczy że im pobłażam. Wpajam im poczucie obowiązku i dyscypliny z którą mają trochę problemów, uczę odpowiedzialności za siebie i innych.

Obydwoje z mężem lubią sobie dogadzać. Nie jest to trudne, bo Maryla doskonale gotuje i lubi to robić. Czasem, gdy siada z mężem do kolacji, zastanawia się, dlaczego to właśnie ją los obdarował tak szczodrze – cudownymi dziećmi, wspaniałym mężem, popularnością, dostatkiem. Wciąż zadaje sobie pytanie, czy doświadczyłaby tego wszystkiego, gdyby wtedy, w kawiarni Hotelu Europejskiego, nie spojrzała prosto w oczy nieznajomego mężczyzny. Prosto w oczy Andrzeja…

zdjęcie: materiały prasowe
źródło: Rewia 4/2010

Powrót