Nasza zwariowana rodzinka

Maryla zawsze zaskakuje. Nas zaskoczyła pomysłem na sesję zdjęciową. Jedna z najpopularniejszych polskich piosenkarek namówiła dwoje swoich dzieci, aby wspólnie wcieliły się w rolę bohaterów z ulubionego horroru “Rodzina Addamsów”. Powstały zdjęcia niezwykłe. Niektóre mroczne, niektóre śmieszne, wszystkie nietuzinkowe. Oryginalne tak jak występujący w nich bohaterowie. Maryla – genialna mama, Jędrek – wielki indywidualista, i Kasia – wieczna buntowniczka. Wystarczy jednak wczytać się w wywiad, żeby zrozumieć, jak bardzo wszyscy są ze sobą związani. Po raz pierwszy razem na wspólnej sesji, po raz pierwszy w bardzo szczerym wywiadzie. “Nie dokonuję żadnego zamachu na swoje dzieci” – mówi Maryla. “Bo mama jest genialna, ale każdy bohater ma wady” – puentują dzieci.

Kto trzęsie rodziną? Kto Was stawia do pionu?

JĘDREK DUŻYŃSKI: Nikt. A nawet jeśli ktoś by chciał, to polegnie, bo wszyscy jesteśmy indywidualistami.

To Pani nie próbuje potrząsać domem?

MARYLA RODOWICZ: Nie mam potrzeby… Ale lubię wiedzieć, co jest grane. Na przykład Kasia w ogóle nie pokazuje mi swojego indeksu. Zadzwoniłam kiedyś na uczelnię, żeby się dowiedzieć, jakie ma stopnie, i usłyszałam, że jestem obcą osobą, a obcym nie udzielają takich odpowiedzi. A poza tym powiedzieli, że córka jest dorosła… Muszę wierzyć w to, co mi mówi.

Ma Pani zapędy na układanie dzieciom życia?

MARYLA RODOWICZ: Nie. Wiem przecież, jakie Jędrek ma zainteresowania, na którym polu jest mocny. Studiuje media i film w Londynie. Jasiek (najstarszy syn piosenkarki – dop. red.) i Kasia uczą się w Krakowie. Poza tym cała trójka posiadła dużą wiedzę na temat muzyki i filmu. Kasia i Jędrek są fanami kina, zwłaszcza horrorów, ale nie tylko. Jasiek studiuje filozofię, interesuje się jazzem, studiuje – jak to się mówi – gruntownie, gra też na gitarze. Tak naprawdę, moim zdaniem, filozofia stawia pytania, na które nie ma odpowiedzi. To bełtanie w głowie. Janek z kolei twierdzi, że lepiej nic nie wiedzieć, niż myśleć, że się wie.

Wasza Mama powiedziała mi kiedyś, że Wasz brat Janek, filozof, lubi być sam. Potrafi włóczyć się z gitarą po Europie i szukać sensu życia, siebie. Jesteście do niego podobni?

JĘDREK DUŻYŃSKI: Uwielbiam zamykać się w mieszkaniu, być sam ze swoimi myślami, nie odbierać telefonu, z nikim się nie spotykać. Czasami to trwa dzień, a czasami tydzień.
MARYLA RODOWICZ: Bywa tak, kiedy Jędrek przylatuje z Londynu, że dzwonimy do niego z parteru domu, żeby zszedł na dół, bo chcemy pobyć razem, pogadać, pośmiać się.

JĘDREK DUŻYŃSKI: Zwykle daję się ściągnąć… Bo też za bardzo nie mam wyjścia.

KATARZYNA JASIŃSKA: W pewnym sensie wszyscy jesteśmy samotnikami. Lubimy towarzyskie spotkania, ale z umiarem. Najlepiej czujemy się w rodzinnym gronie, jednak długo ze sobą nie wytrzymujemy i musimy robić sobie wolne.

JĘDREK DUŻYŃSKI: Męczę się, będąc wśród ludzi, poza naprawdę wąskim kręgiem znajomych. Maryla: Między nami – Kasią, ojcem, mną – również? Jędrek: W mniejszym stopniu, ale też. To zaczęło się w Stanach, gdzie brakowało mi Europy i miałem “deprechę”. Amerykańskie miasta są jakieś obce, dla mnie każdy róg w centrum Chicago czy Nowego Jorku wygląda identycznie. Z Chicago wypędziły mnie zimy, podczas których temperatury spadały do -35°C, wiatr urywał głowy, a w mieszkaniu trzeszczały ściany i okna. W ciągu dwóch lat przeżyłem tam trzęsienie ziemi, tornado, burze śnieżne i zepsutą klimatyzację w środku lata na 50. piętrze.

MARYLA RODOWICZ: Kiedy z nim rozmawiałam, w słuchawce słyszałam trzaski.

Nic, tylko wracać do mamy.

JĘDREK DUŻYŃSKI: Tak, tak (śmiech). Właściwie po 2-3 miesiącach spędzonych w Stanach miałem dosyć. Na początku był ten moment: “Wow, ale tu fajnie!”, a potem zapukała do drzwi depresja. Typowe objawy szoku kulturowego. W Londynie jest dużo lepiej, spotykam się z przyjaciółmi co kilka dni i za każdym razem testujemy różne knajpy. A w Warszawie mam wrażenie, że jestem gościem.

Urządziliście sobie własne światy, życia. Daleko od siebie. Jesteście z tym szczęśliwi?

KATARZYNA JASIŃSKA: Jestem bardzo szczęśliwa i spełniona. Zawsze wiedziałam, czego chcę, i dążyłam do realizacji swoich marzeń. Wiedziałam także, czego na pewno nie chcę.

MARYLA RODOWICZ: Czego nie chciałaś robić?

KATARZYNA JASIŃSKA: To już temat na inną rozmowę… (cisza). Na przykład nie chciałam z wami mieszkać.

MARYLA RODOWICZ: No tak, uciekłaś z domu, kiedy byłaś w przedmaturalnej klasie.

KATARZYNA JASIŃSKA: I wtedy udowodniłam, że radzę sobie, mieszkając w innym mieście. Wydaje mi się, że wyrosłam na ludzi.

GALA: Ale w domu rodziców zostały Wasze miejsca?

MARYLA RODOWICZ: To jest nasz nowy dom. Jędrek mieszkał w nim pół roku i wyjechał do Londynu. A Kasia, kiedy tam przyjeżdża, śpi w moim tzw. archiwum, gdzie stoją gitary, książki muzyczne.

KATARZYNA JASIŃSKA: Żartuję, że mieszkam u “Więźnia”, bo ten dom ma bogatą historię. Są tam duchy i “Więzień” jest jednym z nich. Oprócz niego mieszka też duch zamarzniętego alkoholika, który ciągle zagląda do kredensu z kieliszkami. Obaj są niegroźni.

MARYLA RODOWICZ: Być może to duch kogoś, kto był w nim więziony, bo nasza willa, jak każda przedwojenna w podwarszawskim Konstancinie, ma swoją nazwę. I ten dom kiedyś się nazywał Willa Więzień, potem dopiero Willa Grażyna.

Czy zapraszacie mamę do siebie?

KATARZYNA JASIŃSKA: Nieprawda! Ja przyjeżdżam do ciebie. A przy okazji umawiam się z uczniami na lekcje.

MARYLA RODOWICZ: Kasia jest pierwszą w Polsce instruktorką naturalnej metody pracy z końmi. Uczy się od amerykańskiego zaklinacza Pata Parellego z Kolorado.

Bronicie swojej niepodległości przed mamą?

MARYLA RODOWICZ: Nie muszą jej bronić, bo nie dokonuję żadnego zamachu.

Czego nie dostaliście od mamy?

KATARZYNA JASIŃSKA: Często nie było jej w domu…

MARYLA RODOWICZ: Za to jeździłam z wami na wakacje, na dwa miesiące!

KATARZYNA JASIŃSKA: I ja głównie te wakacje pamiętam…

MARYLA RODOWICZ: Jak moje dzieci były malutkie, to je usypiałam. Chodziłam od łóżka do łóżka. Gotowałam, odrabiałam z nimi lekcje, odbierałam ze szkoły.

A jakich wartości nie zdążyła Pani zaszczepić dzieciom?

MARYLA RODOWICZ: Może dyscypliny – żeby systematycznie się uczyły, wypełniały obowiązki. Kasia w liceum często “ściemniała”, nie chodziła na lekcje…

KATARZYNA JASIŃSKA: Nieprawda! Nie brakuje mi dyscypliny. Ciągle uczę się czegoś nowego i doskonalę umiejętności. Wiem, jaka wiedza jest wartościowa, i jej poświęcam całą uwagę. Zawsze powtarzam, że szkoła nigdy nie przeszkadzała mi w nauce.

JĘDREK DUŻYŃSKI: Mnie zawsze brakowało dyscypliny. Wiem, że coś muszę zrobić na następny dzień, ale na ogół to odkładam. Zamiast w południe, zabieram się do pracy o 22. Jestem uzależniony od internetu i potrafię godzinami oglądać klipy na YouTube, na przykład o duchach. Od dziecka miałem słomiany zapał. Na przykład nigdy nie mogłem ułożyć puzzli do końca. Nie potrafię się zaangażować w coś tak na sto procent.

KATARZYNA JASIŃSKA: Musisz znaleźć pasję…

JĘDREK DUŻYŃSKI: Nudzę się po paru godzinach, nawet grając na Play- Station. Musi się coś dziać, zmieniać.

Powiedziała mi Pani, że bardzo Was jednoczy i łączy poczucie humoru.

MARYLA RODOWICZ: O tak. Mamy je bardzo specyficzne i tylko dla nas zrozumiałe. Dość abstrakcyjne. To czasem doprowadza do katastrofalnych w skutkach sytuacji. Kiedy wybieraliśmy uczelnie dla Jędrka, byliśmy na kilku uniwersytetach. Na kolejnym spotkaniu rodziców i potencjalnych studentów z kimś z kierownictwa szkoły dostaliśmy głupawki. Cały rząd siedzeń się trząsł, a mój mąż tylko syknął do nas: “Wyjdźcie!”. I wyszliśmy, dusząc się ze śmiechu, no bo przecież najweselej jest wtedy, kiedy trzeba utrzymać powagę. Myślę, że jestem trochę infantylna. Takie sytuacje są normą. Potrafimy się turlać ze śmiechu nawet w samolocie, kiedy słyszymy, jak pasażerów pozdrawia kapitan i mówi, że będziemy lecieć na Bora Bora przez Baden Baden. Wtedy głupawka galopuje.

JĘDREK DUŻYŃSKI: To bywa tak abstrakcyjne, że mało kto nas rozumie. Czasem, kiedy jesteśmy na jakiejś kolacji i rzucamy dowcipami, to nikt poza nami się nie śmieje.

Potraficie siebie słuchać tak na serio?

MARYLA RODOWICZ: Absolutnie. Do Jędrka dzwonię parę razy dziennie.

W trosce.

MARYLA RODOWICZ: Nie pytam, czy ma ciepłe skarpetki. Po prostu rozmawiamy. Radzę się go na przykład w sprawach internetowych, muzycznych. Dzieci są moimi doradcami w sprawach muzycznych, bo są bardziej bezkompromisowe. Moja najnowsza swingująca płyta “50” z polskimi piosenkami z lat 50., która właśnie się ukazała, tak naprawdę powstała dzięki nim. Miałam wątpliwości, czy taka zmiana stylistyki będzie dobrze odebrana, czy ktoś ją kupi, itp. Dzieci podsuwały mi inspiracje. Kasia jest dobra w swingu amerykańskim, rockabilly, ma dużą wiedzę. Jasiek słucha jazzu. Jędrek mi podsyłał fantastyczne nagrania, np. Jaco Pastoriusa, E.S.T., Dave’a Weckla. Dedykuję tę płytę dzieciom. Ostatnio syn założył mi nawet fan page (stronę fanów – dop.red.) na Facebooku. W ciągu kilku tygodni dołączyło do niej ponad 6 tysięcy fanów. Co jest rzadko spotykanym wzrostem.

Jednak Facebook nie załatwi życiowych problemów.

MARYLA RODOWICZ: Ale my nie prowadzimy tam rozmów. Jesteśmy w częstym kontakcie telefonicznym.

JĘDREK DUŻYŃSKI: Pozostaję na długiej smyczy… Ostatnio miałem wyłączoną komórkę i po paru godzinach zobaczyłem osiem nieodebranych połączeń i trzy SMS-y. Od mamy. Choć uprzedzałem ją dzień wcześniej, że idę do teatru.

Prowadzicie życie, o którym mama nie ma bladego pojęcia?

KATARZYNA JASIŃSKA: O tak!

JĘDREK DUŻYŃSKI: Uwielbiam przyjeżdżać do Krakowa i siedzieć z Kasią i Jaśkiem do rana nad grami planszowymi.

KATARZYNA JASIŃSKA: Oglądamy razem filmy, zwiedzamy, robimy zdjęcia, słuchamy muzyki… Ja gotuję.

JĘDREK DUŻYŃSKI: Za twoją lazanią często tęsknię w Londynie.

MARYLA RODOWICZ: Oni wracają wtedy wspomnieniami do dzieciństwa. Oglądają też razem kreskówki “Family Guy” i seriale “Dexter”, “Californication”, “The Office”.

KATARZYNA JASIŃSKA: Uważam, że należy pielęgnować w sobie dziecko. Posiadać dystans, dzięki któremu można przyjmować świat normalnie i nie zwariować.

Rywalizowaliście o miłość rodziców?

MARYLA RODOWICZ: Jasiek bywał zazdrosny o mnie, potrafił wskoczyć na scenę i zdemolować sprzęt. Kiedyś walnął w kawiarni Agnieszkę Osiecką, bo ta za blisko mnie usiadła.

A Wy?

JĘDREK DUŻYŃSKI: Zawsze byłem faworyzowany w domu, więc nie musiałem konkurować.

KATARZYNA JASIŃSKA: Każdy miał swoją rolę. Ja byłam czarną owcą. Zawsze wszystkiemu winna.

MARYLA RODOWICZ: Do tej pory żartujemy: “Kto to zrobił? Kasia!!!”.

To Panią musiało uodpornić.

KATARZYNA JASIŃSKA: Bardzo. Poza tym byłam buntowniczką. Planowałam strategię, cięte riposty, często wygrywałam batalie. Pomimo że byłam tą złą, to wychodziłam na swoje.

Jak trudno jest być dzieckiem Maryli Rodowicz?

JĘDREK DUŻYŃSKI: Spora część ludzi postrzega nas przez pryzmat mamy. To nas również bardzo ogranicza, bo nie zawsze można zrobić albo “palnąć” coś głupiego…

KATARZYNA JASIŃSKA: Zawsze tak było.

JĘDREK DUŻYŃSKI: Wszyscy wiedzą, kim jesteśmy. Musimy dwa razy pomyśleć, zanim coś zrobimy.

MARYLA RODOWICZ: Naprawdę…?

KATARZYNA JASIŃSKA: Ja już się do tego przyzwyczaiłam.

JĘDREK DUŻYŃSKI: Ja także, ale nie jest to fajne.

KATARZYNA JASIŃSKA: Jeśli inni nie potrafią dostrzec naszej indywidualności i tego, jakimi ludźmi jesteśmy, a jedynie postrzegają nas przez pryzmat rodziców, to ich problem. Mam przyjaciół, którzy cenią mnie za to, jaka jestem. I takie znajomości mają dla mnie największą wartość. W pewnym sensie jesteśmy osobami publicznymi.

MARYLA RODOWICZ: Przeszkadza ci to?

KATARZYNA JASIŃSKA: Czasami chciałabym zrobić jakiś performance, ale zaraz myślę: “Nie, bo ktoś o tym napisze”.

MARYLA RODOWICZ: A co byś zrobiła?

KATARZYNA JASIŃSKA: Nie zdradzę, bo nie byłoby niespodzianki. Na pewno coś wyjątkowego.

Boi się Pani?

MARYLA RODOWICZ: Nie. Lubię happeningi, lubię otwartość… Mnie by się na pewno podobało.

Stajecie w obronie mamy?

KATARZYNA JASIŃSKA: Jeżeli ktoś mówi o niej w głupi i obraźliwy sposób, to zwyczajnie nam przykro. W internecie ludzie czują się anonimowi i nie biorą odpowiedzialności za swoje słowa. Zawsze bronię mamy, jeśli jest niesprawiedliwie osądzana.

JĘDREK DUŻYŃSKI: Inaczej, jeżeli krytyka jest uzasadniona… Katarzyna: Często czytamy śmieszne i dowcipne komentarze w internecie. Niektóre cytujemy do tej pory, jak te po naszym występie w programie “Familiada”.

MARYLA RODOWICZ: Bardzo długo namawiałam na to dzieci. Nawet Jasiek wyjątkowo się zgodził. To była świąteczna “Familiada”.

JĘDREK DUŻYŃSKI: Potem na YouTube trafiłem na komentarz, że jesteśmy sympatyczną rodziną pączków, ale ten trzeci (Jasiek – dop.red.) jest chyba adoptowany, bo za chudy.

MARYLA RODOWICZ: Bo Jasiek faktycznie jest chudy. Na dodatek wtedy miał ogoloną głowę. Zawsze, kiedy wraca od fryzjera, moja mama mu powtarza: “Znowu się oszpeciłeś”. Babcia bez obciachu mówi nam wszystkim to, co myśli.

KATARZYNA JASIŃSKA: Jest naszym idolem! Babcia Ninka Show.

Wobec Pani mama jest cięta?

MARYLA RODOWICZ: Absolutnie. Bardzo krytyczna. Po jednym z koncertów usłyszałam: “Jak mogłaś się tak ubrać, wyglądałaś niczym żulik z warszawskiej Pragi”. Innym razem nasłuchałam się od niej, kiedy poszłam do porannego programu w telewizji, mając na rękach przezroczyste rękawki, które Kasia przywiozła mi kiedyś ze Stanów.

Co wynieśliście z rodzinnego domu?

KATARZYNA JASIŃSKA: Królika.

MARYLA RODOWICZ: Mówimy o wartościach!

KATARZYNA JASIŃSKA: Głęboki patriotyzm.

JĘDREK DUŻYŃSKI: Który najmocniej odczuwa się za granicą.

KATARZYNA JASIŃSKA: Zamiłowanie do kultury, sztuki, literatury, muzyki, miłość do zwierząt. Jędrek: Zawsze mieliśmy w domu dużo dziwnych zwierząt. Maryla: Papugi, szynszyle, skoczki pustynne, żółwie, legwana zielonego, który uciekł… To były historie.

“Matka jest geniuszem dziecka” – to zdanie Friedricha Hegla. Miał rację?

KATARZYNA JASIŃSKA: Można to różnie interpretować. Genetycy na przykład mówią, że dzieci po matce dziedziczą inteligencję.

JĘDREK DUŻYŃSKI: To ważne, żeby rozwijać w dziecku talenty.

MARYLA RODOWICZ: Nie można poddawać się światu, trzeba mieć tę dziecinną radość. Katarzyna: Mama ciągle powtarza, że jesteśmy geniuszami, i wskazuje nam talenty, które powinniśmy rozwijać.

JĘDREK DUŻYŃSKI: W dużej mierze byłem ukształtowany przez ojca, a on nie ma artystycznej natury. Szkoda, że mama nigdy nie starała się zasiać we mnie tej iskry praktycznego zainteresowania muzyką czy innymi dziedzinami sztuki. Chociaż niedawno kupiłem sobie gitarę i coś tam brzdąkam. A kiedy studiowałem na Loyola University Chicago, to fortepian zaliczyłem na szóstkę.

MARYLA RODOWICZ: To prawda. Miałeś za to mnóstwo korepetycji z matematyki i fizyki.

JĘDREK DUŻYŃSKI: Do dzisiaj mam awersję do przedmiotów ścisłych. Po prostu ich nie ogarniam.

Co genialnego kryje się w Waszej mamie?

KATARZYNA JASIŃSKA: Wszystko w mamie jest genialne.

MARYLA RODOWICZ: Czyli co?

KATARZYNA JASIŃSKA: Wszystko, po prostu jesteś genialna.

JĘDREK DUŻYŃSKI: Każdy bohater ma wady. Mama jest perfekcjonistką, a przez to całkowicie skupia się na karierze.

KATARZYNA JASIŃSKA: Jest również bardzo rozkojarzona i nie słucha tego, co się do niej mówi. Czasem potrafi zadać to samo pytanie kilka razy z rzędu.

JĘDREK DUŻYŃSKI: Kiedy ostatnio wpadłem z Londynu do domu na dwa dni, to zamiast wieczorem pogadać z nami, kazała do trzeciej nad ranem słuchać swojej ostatniej płyty.

MARYLA RODOWICZ: Bo zależało mi na waszym zdaniu.

KATARZYNA JASIŃSKA: Mama ma ogromną potrzebę kontroli. Wszystko musi być tak, jak ona sobie wyobraża. Przy tym jest niecierpliwa. Musi być tak, jak ona chce i to natychmiast.

JĘDREK DUŻYŃSKI: Nie możemy z Kasią pójść spontanicznie na obiad czy do kina, bo od razu słyszymy od mamy: “Jak to, nie będziecie jeść w domu?!”.

MARYLA RODOWICZ: Wpadacie tylko na parę godzin i chcę mieć was w domu.

JĘDREK DUŻYŃSKI: Stwarzasz rodzaj wyłączności.

KATARZYNA JASIŃSKA: Słyszymy: “Ten talerz ma tak stać. Jak ty wyglądasz?”, itd. Mama np. krzyczy, żebym zeszła na dół. Ja jestem już na schodach, a ona coraz głośniej: “Kasiuuuu!”. Sądzi, że się teleportuję?

JĘDREK DUŻYŃSKI: Nawet tę rozmowę zaczęliśmy od tego, że mama odpowiadała na nasze pytania.

MARYLA RODOWICZ: Naprawdę?

rozmawiała: Maciej Kędziak
zdjęcia: Aldona Karczmarczyk
źródło:Gala 47/2010

Powrót