Lady Maryla

W świecie polskiej rozrywki jest wzorem “hard working woman”. Niby ma wszystko, a wciąż walczy dalej. Polacy ją kochają, bo umie flirtować z kiczem, ale nie popada w tandetę. Od niemal 50 lat.

Polacy niezmiennie nucą jej piosenki, choć najchętniej te sprzed lat. Ale też chodzą na jej koncerty i oglądają występy w telewizji. Jak to możliwe, że piosenkarka, która stanęła na scenie w 1962 r., do dziś nie tylko z niej nie schodzi, lecz także ciągle zdobywa nowych słuchaczy? Wystarczy wejść na jej profil na Facebooku, gdzie w kilkanaście dni zdobyła ponad siedem tysięcy fanów, żeby się przekonać, że większość z nich to młodzi ludzie. Jak to możliwe? – Trzeba ryzykować. Dobra muzyka jest zawsze młoda – tłumaczy sama Maryla Rodowicz. Ale przecież z twórczością Rodowicz sprawa nie jest tak prosta. Miała lepsze i gorsze czasy. Nie wszystkie jej przedsięwzięcia z lat 80. czy 90. odnosiły sukcesy. Od czasu piosenki “Niech żyje bal” z 1985 r. nie wypromowała także wielkiego przeboju. A przez ostatnie lata nagrywała płyty w najróżniejszych stylach. Nigdy jednak nie przestała zaskakiwać. Bo Maryla jest idealnym wcieleniem “hard working woman”. Nigdy się nie poddaje, ciągle wymyśla siebie na nowo i nie boi się dokonać kolejnej wolty. – Moją naczelną zasadą jest: “Zawsze do przodu” – mówi. Pomysłów na siebie mogłaby jej pozazdrościć nawet Lady Gaga. I to porównanie nie jest przypadkowe – obie artystki bowiem ponad wszystko kochają spektakl. – Uwielbiam show – deklaruje Rodowicz. Poza muzyka zawsze musi się coś dziać. Na scenie Maryla zawsze sprawia wrażenie, że daje z siebie wszystko. Tego nie sposób nie zauważyć. A publiczność to kocha – puentuje Jarosław Burdek, były wicedyrektor TVP ds. rozrywki, a obecnie menedżer Dody.

Na granicy kiczu

Co sprawia, że Rodowicz udaje się utrzymać na topie mimo zmieniających się mód? Maryla jest najbardziej polska z polskich – tłumaczy Grzegorz Brzozowicz, krytyk muzyczny. – Umie zaspokoić potrzeby bardzo szerokiej publiczności. Od Polski B, która kochają za biesiadne piosenki, po inteligentów, którzy odnajdują się w tekstach Agnieszki Osieckiej. Jej boom nastąpił w latach 70., wtedy zaśpiewała swoje najlepsze piosenki. One się nie starzeją i podobają się zarówno dzisiejszym 50-latkom, jak i młodszej pu-bliczności. Przede wszystkim jednak Maryla się dobrze kojarzy -jest ciepła, bliska. I nie ma w tym obciachu. Kiedyś Goran Bregović powiedział mi, że kicz to najcieplejsza rzecz, jaka istnieje. Zgadzam się z tym. Kicz, w odróżnieniu od tandety, jest nam bardzo potrzebny. Maryla prowadzi nieustannie grę na granicy kiczu, co powoduje, że ma pozytywną energię, której nie trzeba się wstydzić – dodaje Brzozowicz. Maryla to prawdziwa gwiazda w akademickim znaczeniu tego słowa twierdzi naczelny “Machiny” Piotr Metz. – Miała bardzo szlachetne początki: Festiwal Piosenki Studenckiej, teksty Osieckiej. Ugruntowała swoją pozycję w PRL. A dzisiaj jest instytucją. Nie wszystko, co robi, jest udane. Ale nawet jeśli nie jest sukcesem, i tak robi to jak gwiazda. Takim ikonom sporo się wybacza, nawet obciach. Poza tym jest czołgiem prącym do przodu. Jest jak Paul McCartney, który ma miliony i wiadomo, że znajdzie się w każdej encyklopedii, a jednak niestrudzenie walczy dalej. I ta strategia się sprawdza. Płyty Rodowicz sprzedają się jak na polskie warunki bardzo dobrze: nowe wydawnictwo “50” od razu uzyskało status Złotej Płyty, poprzedni krążek “Jest cudnie” (2008) efekt współpra-cy z Andrzejem Smolikiem – sprzedał się w 180 tys. sztuk i został Diamentową Płytą. Maryla nieustannie koncertuje i jak mało kto zapełnia sale koncertowe. Może dlatego, że jak rasowa gwiazda dla prawdziwego show jest gotowa na wiele. Dlatego, kiedy pod koniec 2009 r. dostała od TVP propozycję, aby wystąpić z Doda na koncercie sylwestrowym, nie wahała się. Podekscytowało mnie to. To było wyzwanie. Nawet to, że mam stanąć na scenie obok młodej zgrabnej laski – mówi Maryla Rodowicz. Wiedziałam, że Doda jest kontrowersyjna, ale wydawało mi się to frapujące. Wiedziałam, że ludzie będą pytać: Po co ci to? A ja chciałam wyjść na scenę w wyzywającym kostiumie, chciałam schudnąć i poćwiczyć taniec z Egurrolą. W telewizji miałyśmy zielone światło. Wszystko, co sobie wymyśliłyśmy, zostało zrealizowane. Niestety, nie mam na co dzień takich możliwości jak Lady Gaga, czego żałuję. A to była okazja, żeby zaszaleć. Wspólny występ obu artystek wzbudził emocje. I, co było do przewidzenia, okazało się, że Maryla nie ustępuje energią młodszej koleżance, a nawet przewyższają charyzmą. To oczywiste, że Maryla nie zamierza być Ireną Santor. Jeśli ma być na topie, woli skojarzenia z Doda – komentuje Metz. Koncert z Dodą pokazał jeszcze jedną cechę Maryli Rodowicz, która zjednuje jej sympatię publiczności. Pytana wielokrotnie o komentarz na temat swojej młodszej koleżanki zawsze wypowiadała się o niej jak najlepiej: chwaliła pomysły, głos, umiejętności. W rozmowie z “Wprost” zażartowała: – Doda sama wybrała moje piosenki, które miałyśmy zaśpiewać. Jak mówiła: zna je doskonale, bo śpiewała je, jak była młoda. Teraz jest oczywiście stara! (śmiech). O innych polskich piosenkarkach także wypowiada się z szacunkiem: – Mam konkurencję, i to jaką. Jest mnóstwo świetnych wokalistek, które podziwiam. Kayah – za jej muzykalność, Edytę Górniak, która ma piękny głos. Niepowtarzalną Edytę Bartosiewicz, na której powrót wszyscy wciąż czekają. Anita Lipnicka bardzo mi się podobała. Teraz śpiewa głównie po angielsku, co nie wydaje mi się najlepszym rozwiązaniem. Powinniśmy myśleć o naszym rynku – potrzebujemy polskich piosenek.

Odwaga i ryzyko

Nic dziwnego, że na nowej płycie “50” Rodowicz zaśpiewała polskie przeboje z lat 50. w swingujących aranżacjach. Dlaczego akurat z tamtego czasu? – To moje dzieciństwo. Pierwsza muzyka, której słuchałam. Nagrałam te piosenki przez sentyment i z podziwu dla kompozytorów – mówi Maryla. – W tamtych czasach takie utwory nie były politycznie poprawne, ale nasi kompozytorzy byli tak zakochani w brzmieniach zza oceanu, że aranżowali je w stylu amerykańskiego swingu. I robili to świetnie. Na “50” można usłyszeć Marylę Rodowicz w wersji bardziej refleksyjnej i intymnej. -Ale to ciągle ja – zapewnia piosenkarka. – Obniżaliśmy tonację, spowalnialiśmy tempa, żeby mój głos zabrzmiał bardziej sexy. Dzięki temu brzmi trochę jak z zadymionego klubu. Ale Rodowicz nie byłaby sobą, gdyby nie wykonała jakiejś zaskakującej wolty. Jest nią towarzyszący albumowi wizerunek. Na zdjęciach dołączonych do płyty, na której śpiewa m.in. “Pierwszy siwy włos” Henryka Jabłońskiego i Kazimierza Winklera czy “Już nigdy” Jerzego Petersburskiego i Andrzeja Własta, można zobaczyć Marylę w obcisłych cętkowanych futrach, skórach i opiętych ubraniach z dziurami w otoczeniu młodych, niekompletnie ubranych mężczyzn. – Postanowiłam być przewrotna. Pewnie wszyscy spodziewali się, że założę sukienkę w grochy i będę nawiązywać do mody z tamtych lat. A tu nic z tych rzeczy – tłumaczy. Radykalny image sceniczny zawsze był domeną Rodowicz. – Maryla stale stara się być trendy, jeśli chodzi o wizerunek. Czasem jej to wychodzi lepiej, czasem gorzej. Czasem jest wyrafinowana, czasem przaśna. Ale nigdy nudna – zauważa Burdek. Które z jej wcieleń jest jej najbliższe? – Moje estradowe stroje zawsze były odjechane. Ale jako że od dziecka kochałam Indian, a Winnetou był moim idolem, najbardziej podobały mi się hippisowskie klimaty, kwiaty, skóry, frędzle, pióropusze. To jest najbardziej zgodne z moją duszą. Przyznaję, w latach 80. miałam parę wpadek, bo podążałam za modą Te cekiny, kwadratowe ramiona.. W dzisiejszej modzie najbardziej lubię wielkich wizjonerów i ich awangardową modę stroje Alexandra McCjueena, Johna Galliano czy Dolce i Gabbana – mówi artystka. Skąd bierze tę niewyczerpaną energię? Skąd? Z odwagi. Z braku lęku przed ryzykiem. I z optymizmu. W swojej karierze robiłam dużo wolt stylistycznych. Zawsze ryzykowałam. Płyta “50” też jest ryzykiem. Ale to właśnie sprawia mi największą przyjemność – mówi Maryla, której wieku przez grzeczność nie będziemy zdradzać i która na co dzień wciąż jeździ porsche.

autor: Anita Zuchora
zdjęcie: Universal Music
źródło: Wprost 50/2010

Powrót