Czuję wieczny niepokój

Jedna z największych gwiazd polskiej muzyki. Od ponad 40 lat na scenie. Koncertowała na całym świecie. W dorobku ma ponad 2000 piosenek. Maryla Rodowicz – wulkan energii, artystka z charyzmą.

Studiowała Pani na warszawskiej AWF. Czy z muzyką jest jak ze sportem… ciągła rywalizacja i dążenie do samodoskonalenia się?

W sporcie jest sprawiedliwiej. Sport jest wymierny. W muzyce artysta zależy od krytyki, nie zawsze sprawiedliwej i fachowej. Od muzycznej mody i repertuaru. W końcu od szczęścia. Dążenie do doskonałości zależy od charakteru artysty, jego siły, ciekawości świata i od umiejętności samooceny.

Od ponad 40 lat jest Pani niekwestionowaną gwiazdą polskiej estrady. Jak czuje się Pani jako ikona polskiej piosenki?

Czuję wieczny niepokój. To on pcha mnie do przodu. Ciągle szukam, eksperymentuję.

Otrzymała Pani kilkakrotnie nagrodę za całokształt twórczości. Czy czuje się Pani artystycznie spełniona? Jakie cele stawia teraz Pani przed sobą?

Nie cierpię nagród za całokształt. Nie mam jeszcze całokształtu. Robię dużo nowych projektów i za nie powinnam być oceniana. Nie odcinam kuponów.

W 1992 roku wydała Pani autobiograficzną książkę “Niech żyje bal”. Czy planuje Pani kolejną publikację o minionych latach?

Bardzo bym chciała napisać drugą część. Potrzebuję pół roku, którego nie mam. A mam o czym pisać.

W 2005 roku dała Pani koncert w bazie wojskowej dla polskich żołnierzy w Iraku. Czy myśli Pani o powtórzeniu takiego przedsięwzięcia?

Grałam również koncert wigilijny dla żołnierzy w Libanie. Nie ja decyduję o takich niebezpiecznych wyjazdach. To są niebezpieczne rejony.

Czy może Pani opowiedzieć o najbardziej ryzykownej i ekstremalnej sytuacji, która zdarzyła się podczas takiego wyjazdu?

Sama podróż, na przykład do bazy w Iraku, była niesamowita. Najpierw lądowanie w Kuwejcie o świcie. Potem samolotem transportowym do bazy amerykańskiej na pustyni. Tam przesiadka do bojowych helikopterów. Lot na wysokości 40 m w asyście paru helikopterów uzbrojonych po zęby. Kamizelki kuloodporne itd. Szybki koncert. Tylko umycie rąk. Helikoptery nawet nie zatrzymały śmigieł. Prosto ze sceny zbitej z desek, i hop z powrotem lotnisko na pustyni. Samolot transportowy Herkules wykonywał ekwilibrystyczne ewolucje, żeby uniknąć trafienia. Jak na wojnie.

Występowała Pani w duecie z największymi polskimi osobowościami, m.in. z Czesławem Niemenem, Danielem Olbrychskim i Markiem Grechutą. A jak współpracuje się z dopiero wschodzącą gwiazdą – Dodą?

Doda jest miłą, dowcipną artystką. Dobrze śpiewa. Dobrze jej życzę.

A z którym młodym artystą widziałaby się Pani jeszcze w duecie?

Nie przepadam za śpiewaniem w duecie. Śpiewałam niedawno z Piotrem Kupichą – “Jak anioła głos”. Graliśmy na akustycznych gitarach.

Dziś niewielu artystów może pozwolić sobie na twórczą niezależność… Co sądzi Pani o współczesnym rynku muzycznym?

Nie jest ciekawie. Artyści nagrywają pod gust radiowych dziennikarzy, którzy i tak nie grają polskiej muzyki. Ale są też stacje radiowe, na przykład studencki Kampus czy lokalne małe stacje, grające inną, alternatywną muzykę. Niezależni artyści często też sprzedają więcej płyt i grają więcej koncertów, niż ci grani przez dużych potentatów radiowych.

Pani piosenki śpiewa cała Polska, zarówno młodsze jak i starsze pokolenia. A która piosenka jest najbliższa Pani?

To jest mój największy sukces. Moja publiczność jest coraz młodsza. [Pokolenia – red.] znają moje piosenki, śpiewają razem ze mną. Dobrze się bawią. Nie mam jednej ulubionej piosenki. Mam ich w końcu dziesiątki. Mój repertuar zawiera około 2000 utworów.

Na scenie zawsze pełna energii, charyzmy, z niekonwencjonalnym wizerunkiem. A jaka jest Maryla Rodowicz w domu, jako żona i matka?

W domu jestem wyciszona. Każdego dnia buszuję w internecie. Kontaktuję się z fanami. Czytam co dzieje się na świecie. Lubię gotować. Ćwiczę na siłowni.

A w jaki sposób udaje się Pani łączyć życie rodzinne z karierą? Czy zdarzały się sytuacje, że musiała Pani wybierać pomiędzy nimi?

Z trudem łączę życie prywatne z karierą. W weekendy jestem poza domem. Mąż sam na kanapie. Dzieci zawsze tęskniły, płakały – koszmar. Zawsze wydawałam pół honorarium na telefony.

Jaką babcią będzie Maryla Rodowicz? Czy kiedy pojawią się wnuki zwolni Pani tempo kariery muzycznej?

Nie wiem jak będzie. Żyję dniem dzisiejszym.

rozmawiała: Agnieszka Drążek
zdjęcie: Paweł Zienowicz
źródło: portal – wiadomości24.pl/30.01.2010

Powrót