Maryla Rodowicz mówi “Rz” o kobiecych emocjach związanych z piłką nożną, ocenia walory reprezentantów i tłumaczy, dlaczego chodzi na stadion Legii Warszawa
Kiedy gra nasza reprezentacja, może pani powiedzieć słowami najnowszego przeboju: “Jest cudnie”?
Może nie jest cudnie, ale na pewno dużo lepiej niż dwa lata temu na mistrzostwach świata. Rzadziej gubimy piłeczkę. Piłeczka już klei się do nogi. Technicznie jesteśmy lepsi, widać też w grze reprezentacji głębszą myśl, a nie rozpacz w oczach.
Co pani myśli o Rogerze?
Kiedy Beenhakker wpuścił go na boisko w spotkaniu z Niemcami, nasza reprezentacja ożyła. Niestety, Żurawski grał lękliwie.
Czy bardziej pani przeżywa własne koncerty, czy oglądanie polskiej reprezentacji?
Absolutnie oglądanie reprezentacji. Nawet oglądając mecz Szwajcaria – Turcja, troszkę krzyczałam i miałam słabszy wokal na próbie w Opolu.
Pozwala sobie pani na uwolnienie emocji podczas meczu?
Tak. Jak widzę, że zawodnik zamiast podać, biegnie albo nie zdobywa bramki, tylko wali w nogi bramkarza, szkoda mi takich sytuacji i krzyczę, co ma robić. Staram się podpowiadać sprzed telewizora.
W jakim towarzystwie lubi pani oglądać mecze?
Na ogół towarzyszy mi mąż, jednak często się rozkojarza, dlatego zmuszam go, żeby chociaż obejrzał powtórkę akcji czy bramki. Choć ostatnio wciągnął się w kibicowanie.
Reagując emocjonalnie na mecz, czuje pani, że odzywa się testosteron czy całkiem kobiece emocje?
Jaki tam testosteron! Przecież kobiety są jedną wielką emocją.
Co mężczyźni muszą zrobić, żeby więcej kobiet polubiło piłkę?
Przede wszystkim muszą powiedzieć, kto gra w jakich koszulkach. Potem, do której bramki. Wtedy początek jest zrobiony. Problem zaczyna się ze spalonymi. Są nowe przepisy i nigdy nie wiem, jak jest naprawdę.
Kobiety oglądające piłkę wciąż są w mniejszości?
To prawda, piłka to jednak męski sport, brutalny. Ale znam wielu mężczyzn, którzy nie lubią piłki, także wielu sportowców. Mówią, że to bezsensowna bieganina. Żeby się wciągnąć, trzeba jednak rozumieć zasady.
Kiedy panie, które nie znają przepisów, zaczynają dostrzegać piłkę?
Jak piłkarze wymieniają się koszulkami. Dobrze oglądać piłkę w telewizji, gdy są zbliżenia. Dzięki nim zauważyłam, że Cristiano Ronaldo wcale nie jest przystojny, tylko dzieciuchowaty.
Panie cenią najbardziej u piłkarza pupę i krzywe nogi?
Oczywiście. Pupy są najciekawsze. Lubię patrzeć na Boruca. On jest taki misio. Ma taki tyłek, że można na nim zmieścić reklamę Samsunga! Ale jest sexy i opanowany. Zahorski to kawał faceta. Żewłakow też jest człekokształtny.
Czy pani studia na AWF pomogły zrozumieć i polubić piłkę?
Nie tyle studia, ile moja sportowa przeszłość. W liceum uprawiałam lekkoatletykę. Zawsze były narty, tenis, siłownia. Cały czas mam kontakt ze sportem. Ale grać – grałam tylko dla zabawy, z dziećmi.
Na otwarciu mundialu w 1974 roku wyskoczyła pani z piłki i zaśpiewała “Futbol”…
Występ trwał krótko, ale jest pamiętany, bo zbiegł się z sukcesem naszej drużyny. Mieliśmy świetnych zawodników i trenera Górskiego. Wtedy byłam pierwszy raz na stadionie w trakcie meczu i do tej pory zdarza mi się jechać na Legię. Atmosfera na stadionie jest niepowtarzalna. Teraz miałam lecieć na spotkania z Niemcami i Austrią, ale zatrzymały mnie obowiązki związane z Opolem. Znajomi mówią, że przegraliśmy z Niemcami, bo nie byłam w Klagenfurcie. Ale gdybym pojechała – miałabym takie przyjemności jak Górniak w Korei. Piłkarska klęska ciągnie się za muzykami latami!
Pani jednak towarzyszy sukces “Futbolu”, który znowu jest muzyczną wizytówką reprezentacji…
Ale w wersji nagranej przez Kayah, Zakopower i Cugowskiego. Wciąż gram “Futbol” na koncertach. Mój występ w Opolu będzie dziś trwał 40 minut. “Futbol” zaśpiewam na pewno.