Marylę Rodowicz znają wszyscy. Wspaniała, niemająca sobie równych wokalistka zaśpiewa w Opolu!
Czego widzowie mogą się spodziewać po występie Maryli Rodowicz na festiwalu w Opolu?
Ponieważ muszę się zmieścić w trzydziestu kilku minutach, zaśpiewam stare hity w skróconych wersjach. Będzie mnóstwo piosenek, które wykonywałam podczas 30 pobytów na festiwalu…
“Małgośka”, “Wsiąść do pociągu”, “Sing, sing”, “Do fezki łezka”…
Tak, oczywiście. Ale będą też utwory “Chłopak z gitarą” i “Cicha woda”. Zaangażowałam bardzo wielu muzyków, żeby było odświętnie i widowiskowo. I szyje się mnóstwo strojów! Będę się przebierać na scenie, miotać bez wychodzenia za kulisy…
Jeszcze jakieś niespodzianki?
To mało? (śmiech)
Co jest, poza występem, wspaniale podczas festiwalu?
Fajne jest to, że się spotyka kolegów z branży, dla których nie mamy czasu na co dzień, bo każdy biega za swoimi sprawami. Jest to bardzo miłe spotkanie, ale i duży stres, żeby dobrze wypaść. Wychodzi się zwykle z jedną, dwiema piosenkami, więc to nie jest normalny koncert, na którym artysta buduje jakiś nastrój. I to jest najtrudniejsze, żeby złapać publiczność za gardło przez te trzy minuty! W tym roku mam 30 minut, więc może się uda. (śmiech)
Prezent dla wielkiej gwiazdy! Od 40 lat jest Pani w Opolu niemal co roku.
Grałam na festiwalu, ponieważ uważałam, że być tam to ogromne wyróżnienie. I każdy chciał się pokazać od jak najlepszej strony, bo to było podsumowanie całego roku działalności, wielkie święto. Występ rzutował na cały następny rok, była trasa koncertowa, dużo ludzi. Wtedy mnóstwo osób oglądało Opole.
A jak to działa dzisiaj?
Na pewno dalej ważne jest to, żeby dobrze wypaść na takim ważnym koncercie. Dobrze jest pojawić się z sukcesem, ponieważ mało jest w różnych kanałach telewizyjnych programów muzycznych. Opolski festiwal to jeden z nielicznych momentów, gdzie można coś z siebie pokazać. Jak się nie jeździ na łyżwach, albo nie tańczy na rurze, jest ciężko… (śmiech)
Po koncercie wspólna biesiada?
Powiedziałabym, że tradycja odżywa. W tamtym roku odkryłam, że wieczorami nikt już nie spotyka się w hotelu Opole, który stracił pozycję lidera w biesiadowaniu. Teraz wykonawcy spotykają się w restauracji, gdzie jest pianino i ten duch muzyki. Zawsze ktoś gra, w tamtym roku fantastycznie grał Adam Sztaba. Wszyscy śpiewali do białego rana. Siły połączone!