Polska muzyka może zniknąć

Maryla Rodowicz w Pytajniku DZIENNIKA odpowiada na pytania internautów. Mówi o swoim dzieciństwie, o odchudzaniu, o tym, jakich ma idoli oraz o tym, dlaczego polska muzyka ma słabą siłę przebicia. Tłumaczy się też z zarzutów, jakoby ukradła Januszowi Laskowskiego wielki przebój “Kolorowe Jarmarki”. “To on, a nie ja, do dziś zarabia dzięki mnie na tej piosence” – ripostuje Rodowicz. Dzisiaj naszym gościem jest, jak napisał jeden z internautów, instytucja narodowa, czyli Maryla Rodowicz.

Witam wszystkich. Zawsze mnie śmieszą takie sformułowania.

Ale świadczą o sympatii ludzi. W pytaniach, które do nas przychodziły, ta sympatia przebija. Jedna z internautek pyta, dlaczego tak mało jest pani na wizji.

Naprawdę? Mnie się wydaje, że ja nie wychodzę z telewizji. W tamtym roku wydałam płytę i musiałam wykonać bardzo dużo ruchów promocyjnych, pojawiać się wszędzie, w każdym programie telewizyjnym, gdzie mówi się o płytach: kawa, herbata, dzień dobry tvn, do widzenia tvn, wszystkie festiwale, Opole, TOPtrendy. Pojawiłam się jako gość we wszystkich programach muzycznych, “Tańcach z gwiazdami”, “Jak ONI śpiewają”. Wszędzie. Więcej już nie ma się, gdzie pojawiać. W Polsce brakuje programów stricte muzycznych, niestety.

Jest “Hit Generator”. Co sądzi pani o tych młodych ludziach, którzy tam się pojawili?

Nie wszystko widziałam, dlatego że w piątki, soboty i niedziele koncertuję, ale popieram takie programy, bo to szansa dla młodych artystów, którzy nie mają gdzie się pokazać.

Polska muzyka może zniknąć za parę lat?

Jeżeli tak będzie grana w radiach, gdzie argument decydentów jest taki, że polska muzyka jest beznadziejna i mniej ciekawa od anglojęzycznej, to zapewne. Może w ogóle mówmy po angielsku? Polski język jest szeleszczący, trudny, niewygodny. Co to za język? Angielski jest prosty, to może niech on stanie się językiem urzędowym? W radiu chodzą same anglojęzyczne utwory. Ok. Nie będziemy walczyć o polską kulturę, polskie filmy są marne, polska muzyka jest marna, język szeleści. Tak to wygląda. Po prostu jesteśmy głupim narodem, który nie umie chronić swojej kultury

. Jeden z internautów pyta: “Kto z żyjących artystów jest dla pani autorytetem, z którym chciałaby pani zaśpiewać, mając nieograniczone możliwości wyboru?”

Wiem, że takie pytanie padło, bo przed wyjściem z domu zajrzałam pod ten adres. Byłam ciekawa, jakie są pytania i czy dużo jest jadu.

I było?

Nie, ale oczywiście tradycyjnie pojawiło się takie pytanie, które jest bardzo polskie: “Kiedy pani przestanie w końcu straszyć? Kiedy pani powie: dziękuję do widzenia, bo ludzie w pani wieku spacerują już z wnukami po parku?”. Musi być powód, żeby kogoś odesłać na emeryturę. Niech ten internauta przyjdzie na mój koncert, niech zobaczy te tłumy radosne. Po pierwsze, ja nie mam wnuków, po drugie nie cierpię spacerować, a po trzecie nie mam powodu, żeby się ewakuować z tej branży, ponieważ bardzo dobrze mi idzie.

Zatem kto jest tym wymarzonym kandydatem do duetu?

Nie mam jakiegoś takiego jednego wymarzonego, ale na pewno z wielką radością i pokorą spróbowałabym zaśpiewać z Tiną Turner. Byłam na jej koncercie w Pradze dwa tygodnie temu i jestem pod wrażeniem.

Tina też jeszcze nie jest na emeryturze…

Próbowała się na nią zesłać, ale padła propozycja, żeby zagrała jeszcze jedno tournee. Ten koncert trwał ok. 3 godzin, ona na szpilkach, oczywiście w mini – ma dobre nogi, to czemu ma je zakrywać – dała radę. Super wokal, kobieta w świetnej formie. Aż z ciekawości sprawdziłam w internecie, jak często ona gra. Otóż, prawie co drugi dzień, już dała 70 koncertów. We wtorek lecę na koncert ACDC do Belgradu, bo to kapela, która mnie bardzo podnosi energetycznie. Kiedyś wróciłam o 2 w nocy z mojego koncertu, włączyłam ich koncert na dvd i patrzyłam z przyjemnością, jak oni się tam miotają na tej scenie, jaką mają energię. Teraz lecę z ciekawością zobaczyć, jacy okażą się po 7-letniej przerwie, a też nie mają 20 lat. Naprawdę goście dają czadu.

Miała pani niedosyt energii po swoim koncercie i jeszcze ACDC…

Żeby pani wiedziała, siedziałam do 4 rano. Z synem, z którym razem lecę na ten koncert do Belgradu. Energia, którą ma artysta, nie jest zależna od wieku. bo można mieć 20 lat i nie posiadać jej. Ja obserwuję takie gwiazdy. Gram np. jakiś wielki plener, a przede mną znany młody artysta i widzę, jak nie jest w stanie wyemitować z siebie tej energii, gdyż jej nie ma. Prócz wokalu czy wypromowanego nazwiska trzeba mieć coś takiego, co porwie publiczność. Nie chcę się chwalić, ale mi się to często udaje. I potem mam satysfakcję. Nieważne czy ktoś ma 20 lat, 50 czy 150 lat. Albo to jest, albo tego nie ma.

Jak w dzieciństwie przejawiała się ta pani energia?

Oj, przejawiała się. Na przykład biegałam po dachach i rusztowaniach. Pamiętam, jak moja babcia wracała z rynku z zakupami i ktoś jej powiedział, że Marylka biega po piątym piętrze po rusztowaniach. To była super zabawa. Mieszkałam nad Wisłą we Włocławku, tam rzeka jest bardzo szeroka i chodziliśmy mostem, ale górą po kratownicach. Ahoj, przygodo! Pamiętam też, jak po lekcjach chodziliśmy na przycumowane łódki do brzegu. Mieliśmy taką durną zabawę, polegającą na tym, że kołysaliśmy tymi łódkami. Raz wpadła do wody moja koleżanka. Wyciągnęliśmy ją, ale pamiętam, że krzyczała przerażona, co jej matka powie na to, że jest mokra. Chodziliśmy też po główkach dla wędkarzy, skacząc z kamienia na kamień. To też była fajna zabawa, bo poniżej był rwący nurt. Też parę razy się wpadło do wody. Zawsze mnie ciągnęło do niebezpiecznych zabaw. I to mi zostało.

Inny internauta pyta, czy wyda pani płytę z dawnymi przebojami. Widzi panią jako polskiego Roda Stewarda.

Moje czarne płyty już wychodzą, nie wiem, czy mogę to powiedzieć, bo jako dodatek do “Gazety Wyborczej”. To jest pierwszy news dotyczący moich starych nagrań. Słuchałam ich, one przechodzą jakiś remastering, trzeba je odszumić itd., ale całkiem fajnie brzmią. Aż się zdziwiłam, że takie ambitne rzeczy nagrywałam. Naprawdę. Świetnie to brzmi, świetni muzycy, świetne aranże. Już nie mówiąc o tekstach Agnieszki Osieckiej, Kofty. Teraz się tak nie pisze i nie śpiewa. Nie wiem, czy już nie ma takiej potrzeby. Ci artyści, którzy piszą sobie sami, nie są poetami, więc piszą proste rzeczy typu: ja cię kocham, tęsknię, a ciebie nie ma. W tamtych był kawał poezji. Na przykład taki piękny tekst: “Płaczmy razem wrogu mój, nad niezgodą, wojną, złem”. A propos polskich kłótni. “Umierajmy, Boże mój, z umarłymi, których żal. Opadajmy, orle z gór, gdy dziką gęś ugodzi strzał”. To Agnieszka Osiecka. Piękny utwór nagrany z dużym chórem. To właśnie się ukazało. A nagrań do wydania takich zerowych, starych jest jeszcze 600 w archiwum radiowym.

Pani Marylo, kiedy ma pani czas na normalne życie?

O 2 w nocy wracam z koncertu i wtedy sobie zapuszczam jakąś płytę, żeby się naładować. Wchodzę do internetu dwa razy w ciągu dnia. Jak się budzę w południe i potem wieczorem. Pierwsza rzecz, jaką robię, to picie kawy i wejście do internetu. Muszę wiedzieć, co się dzieje w polityce, w muzyce. To jest moje okno na świat. Poza tym kontaktuję się z fanami na mojej stronie. Rozmawiam z nimi właściwie codziennie. Takie jest moje życie.

Kto będzie pisał na kolejny krążek dla pani?

Mam taką grupę zaprzyjaźnionych autorów, których bardzo cenię, choć od nich teksty wolno się wyciąga. Na moją ostatnią płytę i Kasia Nosowska napisała piękny tekst, i Kayah, i Andrzej Poniedzielski, fantastyczny poeta, i Magda Umer, też Andrzej Sikorowski, którego bardzo kocham. Jeszcze żyją ci poeci, którzy potrafią pisać. Ale też mam w piwnicy kartony nie rozpakowane i tam jest dużo tekstów Agnieszki Osieckiej.

Jeszcze nie wykonanych?

Tak. Więc może to będzie płyta z piwnicy? Ale też mam inne pomysły na płyty. Nie mogę powiedzieć, jakie, bo nie wiem, na co się zdecyduję. Ja mam zawsze za dużo tych pomysłów.

Czy to prawda, że interesuje się pani kabałą?

Interesowałam się. Kiedyś moi znajomi w Chicago powiedzieli mi: “Zawiążemy ci tę nitkę i wszystkie złe moce będą od ciebie odsunięte”. I jakoś tak dobrze mi się układało, pomyślałam sobie: “Chyba działa ta nitka”. Potem poznałam pewnych Żydów, którzy propagują kabałę, mają siedzibę w Londynie. Oni zresztą są nauczycielami Madonny, wiadomo, że ona jest zakręcona na punkcie kabały. Bardzo mnie namawiali, żeby działać, ale z koleżanką stwierdziłyśmy, że chodzi im o pieniądze. Dali nam różne książki. Uznałam jednak, że tezy kabały, że trzeba żyć w zgodzie ze sobą, mieć dużo życzliwości dla świata, nie robić ludziom krzywdy, wszystkie znam. Mało tego, ja się tak zachowuję. To ogólne prawdy i zasady, o których wiemy. O tym samym mówi dekalog. Każdy stara się być dobry i nie ranić drugiego człowieka. Myślę, że kabały się trzymają ludzie, którzy mają jakiś problem psychiczny, problem ze sobą i ze swoim życiem. Ja jakoś sobie radzę, i tyle na temat kabały.

Ma pani bardzo konsekwentny i spójny wizerunek. Jak on powstaje? Czy inspiruje się pani innymi artystami, czy też doradzają pani różni magicy w tej sprawie?

U nas nie ma magików. Nie ma kreatorów gwiazd. Są tylko projektanci mody. Oglądałam Eurowizję, widziałam naszą reprezentantkę Lidię Kopanię w szarej, pięknej sukni. Ale na scenie nie chodzi o to, żeby wyglądać elegancko. Muzyka estradowa jest czymś innym niż wybieg dla pięknej sukni szytej przez super projektantów. U nas nie ma zakręconych projektantów. Madonna, Kylie Minogue, Tina jak ruszają w trasę, to mają specjalnie zaprojektowane kostiumy. Ja już nie mówię, żebym miała biegać po scenie w takim czubatym staniku jak Madonna. W tym roku ona zagra u nas, podobnie jak Britney Spears. Wystarczy pójść i zobaczyć. Takie show jest dla nas nieosiągalne z powodów finansowych i technicznych. Technicznie to jeszcze byśmy dali radę, ale brak kasy. To są kosztowne show. Już się prasa rozpisuje, że jedzie za taką piosenkarką 250 tirów i 300 do obsługi. Ja bym też chciała mieć taką scenę i takie garderobiane, które włosy by mi poprawiały w ostatniej chwili. Oglądam sporo koncertów na DVD, jeżdżę na koncerty, bo mnie to ciekawi, to mój zawód. Jesteśmy krajem siermiężnym. Ratuj się więc, kto może. Ja się inspiruję przede wszystkim “Vogue’ami”. Kupuję je co miesiąc. Tam są świetne zdjęcia, piękne kreacje, czasami coś tam ściągam. Poza tym jeżdżę po świecie, oglądam ulice. Zresztą u nas ulica też świetnie wygląda. Nasze młode dziewczyny nie mają poczucia obciachu, są bardzo dobrze ubrane.

Wybiera się pani na koncerty Madonny i Britney Spears?

Na Britney Spears nie mogę, bo gram, natomiast mam już bilety na Madonnę. Wybieram się na nią, mimo że dzień wcześniej gram w Wilnie.

Lubi pani tę piosenkarkę?

To nie jest moja muzyka, moja krew, ale doceniam sposób promocji, pracę nad kreacją. Madonna jest bardzo kreatywna i wie, z kim nagrać kolejną płytę, jak wzbudzić zainteresowanie wokół siebie. Tak jak Doda.

Właśnie miałam panią o nią zapytać. Czyta pani w moich myślach. Co pani o niej sądzi? Zbigniew Hołdys nazwał ją fast foodem w zestawieniu z wykwintną kuchnią.

To przegiął. Doda jest atrakcyjną kobietą, która podobnie jak Madonna umie się kreować, wzbudzić zainteresowanie swoją osobą, w różny sposób. Trzeba zrozumieć kobiecinę, bo gdzie ona ma się w telewizji pokazać? Tych programów muzycznych nie ma. W “Gwiazdy tańczą na lodzie”, gdzie była jurorką, zwracała na siebie uwagę tekstami. To jest taki rodzaj gwiazdy, która mniej śpiewa, a więcej o niej wiemy, o jej życiu prywatnym i o tym, czy miała majtki, czy nie. Umie zakręcić mediami.

To nie smutne, że to wystarczy, by zrobić karierę?

Takie są czasy. Ja nie wiem, czy ona istnieje w muzyce, ale ma publiczność, która przychodzi na jej koncerty. Zresztą ma też wokal. Nie jest osobą głuchą, tylko brakuje jej repertuaru.

Ile razy była pani na diecie?

Bez przerwy jestem na diecie. Całe życie. Wiecznie. Teraz też powinnam zacząć się odchudzać od poniedziałku, ale może od następnego, ponieważ strasznie jest wtedy człowiek smutny. Każda dieta polega na tym, żeby jeść mało i niskokalorycznie, więc jest zimno, człowiek jest smutny, zielony. Straszna jest ta presja, że wszyscy musimy wyglądać jak Kate Moss.

Ulega pani tej presji?

No pewnie, ale też nie do końca, bo jednak te poniedziałki mijają i ja tej diety nie zaczynam. Od momentu, kiedy się pojawiły reklamy u nas, wszystko musimy: kupić tę torbę, mieć takie buty, taką sukienkę, takie kremy, jeść to a nie tamto. Przecież mamy różne geny. Jeden jest chudy jak szparag, ma wąskie biodra, a inna ma dupsko, bo odziedziczyła po mamusi albo po babci i nic się na to nie poradzi. Oczywiście, można się zakatować tymi dietami, ale co to za życie? Trzeba jednak cieszyć się nim.

Też mam poczucie, że przy liściu sałaty życie traci sens.

Traci, ale nie musimy być tacy sami. Ja oczywiście zazdroszczę, jak patrzę na moje koleżanki i na te modelki w “Voguach” wychudzone, bo wiem, że nie będę nigdy tak wyglądać. Zresztą, gdybym się odchudziła, to nie wiem, czy bym miała taką energię. Maria Callas się odchudziła i umarła.

A wcześniej jej głos stracił barwę.

Właśnie. Także nie wiadomo, czy bym potrafiła nawet warknąć. A to trzeba nie jeść przez parę lat, żeby się tak wylaszczyć.

Gdy śpiewała pani “Małgośkę”, była pani bardzo szczupła. Kiedy się zaczęły problemy?

Po dzieciach i ciążach. Jak już zaczęłam być w ciąży, a byłam bez przerwy…

No nie, tylko trzy razy.

Ale między 79 a 87 rokiem, czyli prawie 10 lat, a poza tym wtedy były ciężkie czasy i siedziałam w domu. Aczkolwiek w ciąży chudłam, rodziłam dziecko i byłam laska. Potem było gorzej.

Jeden z internautów pyta: Ile zarobiła pani, bezprawnie podbierając przebój “Kolorowe jarmarki” Januszowi Laskowskiemu.

Nie bezprawnie, bo zadzwoniłam do niego i zapytałam, czy mogę to zaśpiewać. Ta piosenka w jego wykonaniu w Opolu w roku 1977 dostała 0 punktów. A publiczność oszalała, pokochała ten utwór. I kiedy mnie zaproponowano, żebym wystąpiła w Sopocie trzy miesiące później, pomyślałam, żeby zaśpiewać te “Jarmarki” obśmiane przez krytykę, tym bardziej, że miałam pomysł estradowy, a brakowało mi piosenki. I Laskowski, niechętnie, przyznaję to, ale się zgodził. Zaśpiewałam i dostałam “Grand prix” publiczności. Do tej pory gram to na koncertach z dużym powodzeniem. “Jarmarki” przeze mnie nagrane są znane w wielu krajach. W Rosji to megahit do tej pory, miał wiele wykonań i po polsku, i po rosyjsku. Myślę, że przyczyniłam się do tego, że ta piosenka stała się dużo bardziej popularna niż mogłaby się stać, gdyby śpiewał ją tylko Janusz Laskowski. Ale też w tej chwili nikt nie pyta wykonawcy, czy może zaśpiewać jego utwór, więc skąd takie obiekcje internautów? Poza tym, ja na tym nie zarobiłam tylko autor. Tantiemy w ZAIKS-ie dostaje tylko autor tekstów i muzyki, nie wykonawca.

Janusz Laskowski nie był jej autorem.

Napisał do niej muzykę. Słowa Ryszard Ulicki.

Czyli jeszcze Laskowski zarobił.

Właśnie. Także na moich kolejnych płytach i koncertach. Wynagrodzenie z ZAIKS-u dostaje on, a nie ja.

Na ostatniej Eurowizji ponieśliśmy znowu klęskę. Kiedy rok temu Isis Gee zajęła jedno z ostatnich miejsc, mówiła pani, że powinniśmy wycofać naszych artystów z tego konkursu. W tym roku było jeszcze gorzej, bo polska piosenka nie zakwalifikowała się nawet do finału.

Głosowanie wszystkich państw jest paranoiczne, bo wszyscy głosują na swoich sąsiadów. To z jednej strony ładne, bo znaczy, że mają miłych sąsiadów, tylko że na nas nikt nie głosuje, czyli nas nikt nie lubi. To jest po prostu jakiś koszmar. Piosenki polskie nigdy nie będą oceniane wiarygodnie. Zresztą z tego powodu w tym roku wprowadzono podział oceny na jury i publiczność.

Ale efekt był ten sam.

Ja nie wiem, kto te piosenki wybiera. Czy u nas nie ma kompozytorów, żeby napisać jakąś interesującą piosenkę? To nie musi być hop-siup. To może być piękna ballada, tylko dobrze napisana i zaśpiewana. Ja nie mam nic przeciwko Lidii Kopani, ona zaśpiewała przyzwoicie, ale nie porywająco. Jej brakuje osobowości. Nie chodzi o to, że nie robiła baletu i nie stała na głowie, ale występ musi być jakiś.

My się nie wyróżniamy, a tymczasem na Eurowizji wygrywają albo potwory, albo wzruszająca ballada, albo podskoki na scenie. Musi być konkretna wizja.

Absolutnie. Musi być pomysł. U nas nie ma kreatorów estradowych, właściwie jedynym takim człowiekiem, który potrafi wymyśleć formę dla piosenki jest Janusz Józefowicz, który potrafi to zrobić naprawdę świetnie. Najgorzej jest być nijakim, szarym. W szarej sukni.

Czy wybiera się pani z koncertami na Kubę i do Kanady?

Na Kubie byłam turystycznie i radzę tam pojechać, bo to wyjątkowy kraj. Niby jest bieda, ale ludzie są radośni, dobrze wyglądają i nie są wychudzeni. Wszędzie jest dużo muzyki, salsę się tańczy na ulicy od rana do nocy. Na pewno wybiorę się tam na koncerty, bo ja co parę lat gram regularnie za granicą. Rok temu występowałam w Londynie dla Polonii. A Kanada? Nie wiem, czy mnie zaproszą, bo mam duży zespół, 4-osobowy chórek, 6 muzyków na scenie, trzech technicznych, oddzielnie jeździ sprzęt. To wszystko jest kosztowne, a jak ten dolar spadł, to nasze honoraria są dużo wyższe niż oni tam mogą łyknąć.

Odczuwa pani skutki kryzysu?

Nie. Jakoś gram dużo i nie odczuwam.

Życzę pani, żeby tak było dalej.

Ja życzę wszystkim, by tego nie odczuli i żeby wszystkim się dobrze wiodło.

rozmawiała: Iwona Aleksandrowska
zdjęcie: archiwum www.marylarodowicz.pl
źródło: www.dziennik.pl/ 09 czerwca 2009

Powrót