Trzeba robić sobie prezenty

Skąd bierze się u pani ta wewnętrzna energia? Mogłaby pani przecież już nic nie robić, wydawać tylko kolejne płyty…

Na wydawaniu płyt muzyk dziś prawie nie zarabia, ale to nie pieniądze są motorem mojego grania. To moja wielka pasja i wielka przyjemność. Uwielbiam dzielić się emocjami z innymi ludźmi…

… ale wiąże się to z wielkim wysiłkiem fizycznym. Piątek, sobota, niedziela to dla pani czas podróży z koncertami po całej Polsce.

To prawda. Mieliśmy ostatnio taką trasę: Gdynia, Poznań, a na koniec Spała. Warunkiem dobrego samopoczucia jest długi sen. To sen regeneruje mnie najbardziej.

Jazda samochodem też? to przecież często setki kilometrów…

Podczas jazdy samochodem nie myślę o rzeczach niemiłych: że tyle kilometrów przede mną, że śnieg… Wyłączam się. To taka moja obrona. Samochód prowadzi menadżer. Żartujemy, słuchamy radia, rozmawiam przez telefon i tak dojeżdżamy na koncert. A estrada to już sama przyjemność. Mnie to nie męczy. Kosztuje co prawda dużo energii, ale to nie jest zmęczenie.

Jaki zawód mogłaby pani uprawiać, gdyby nie została pani piosenkarką?

Mogłabym być na przykład politykiem w Sejmie. Interesuje mnie też bardzo praca społeczna, mogłabym pracować z młodzieżą.

Jak pani dba o formę?

Kiedy łapię infekcję, niestety łykam tony antybiotyków – końskie dawki. Mam również zaprzyjaźnionego masażystę i czasami korzystam z jego usług. Jeszcze do niedawna ćwiczyłam w domu z trenerką, a wcześniej przez lata regularnie chodziłam do siłowni.

Skąd ten czas przeszły?

Mam chyba więcej zajęć niż dawniej. Podziwiam ludzi, którzy znajdują czas na treningi. Żyję niezwykle intensywnie – promocja Antologii, wywiady. Chciałam się wczoraj położyć wcześniej, ale się nie dało. O 9 godzinach snu można tylko pomarzyć.

W jednym z wywiadów żaliła się pani, że dziewczyny, które w pani zespole śpiewają w chórkach, są bardzo nieśmiałe i nie uwodzą swoim seksapilem. Coś się zmieniło?

Młode dziewczyny zwykle się wstydzą swojego ciała, chyba, że są modelkami. najpierw się wstydzą, a potem już nie mają czego pokazać. Na ogół trafiam na opór. Mówię – seks, seks, noga do przodu, ramiona odkryte. Na szczęście mam świetne dziewczyny w chórku, piękne, zdolne…

Kiedyś pani współpracownice były inne?

Dziś jest większy profesjonalizm. Dziewczyny często są po szkołach muzycznych. Robimy wielodniowe castingi i wyłuskujemy te najlepsze, ale i tak chórek się zgrywa brzmieniowo przez wiele miesięcy, w trasach.

Szanują pracę?

O tak, mam świetnych muzyków – kreatywnych, zdyscyplinowanych. Gramy sporo koncertów. Czasami jednak odchodzą.

Śledzi potem pani ich drogi?

Niekiedy robimy nawet specjalne koncert. Na przykład na ostatnim festiwalu Top Trendy stworzyłam chór z byłych chórzystów. Miłe to było. I jak brzmiało!

A jest w pani zespole miejsce na przyjaźń? Zdarza się pani na przykład być matką chrzestną dzieci członków zespołu?

Nie jestem matką chrzestną dzieci moich muzyków, ale oni też mają chyba świadomość, że nie miałabym czasu dla nich. Za to jedna z chórzystek już zapowiedziała, że wiosną będzie miała ślub. Ave Maria śpiewać nie będę, ale na pewno pojadę.

Polska na przestrzeni lat się zmienia. Jak to widać z estrady podczas pani koncertów?

Moja branża zmieniła się kompletnie, rządzą nią inne zasady. W latach siedemdziesiątych grało się w małych salach po dwa koncerty dziennie przez 15 dni w miesiącu. Rocznie grałam około 300 koncertów. Teraz jest ich mniej więcej 70 rocznie, ale za to w dużych halach i w plenerach. Dzisiejsze koncerty technicznie stoją na dużo wyższym poziomie, są lepiej zorganizowane, jest większa widownia. Dzisiaj w dobie Internetu, podróży, szybkości pokazywania informacji, publiczność jest wymagająca. Polacy z małych miast wyglądają tak samo, jak ich rówieśnicy z Pragi i Berlina.

Polacy jako naród są coraz starsi. proszę o jakąś radę, jak zdrowo i długo żyć?

Moja zasada jest prosta – nie poddawać się i realizować marzenia. Nie można dać się życiu. Trzeba dbać o siebie, lubić siebie i robić sobie prezenty.

A pani dostaje prezenty od swoich dzieci?

Byliśmy ostatnio razem w Londynie i dzieci zaprowadziły mnie na musical. Edukują mnie, podrzucają ciekawe płyty. Dzwonimy do siebie, jesteśmy w stałym kontakcie. Starsze dzieci mieszkają w Krakowie, a najmłodszy Jędrek za miesiąc wyprowadza się z rodzinnego domu. Wszystkie są strasznie uparte. To indywidualiści, wszystko wiedzą najlepiej. Cieszę się, że są blisko muzyki i sztuki. W Londynie ja chodziłam po sklepach, a oni po galeriach.

A wraca pani do Wilna, miasta szczególnego dla pani rodziny?

Kilka lat temu grałam tam plenerowy koncert dla 40 tysięcy ludzi, w samym centrum miasta. Są tam groby bliskich. Zawsze kiedy tam jestem, odwiedzam Cmentarz Bernardyński, gdzie jest pochowana moja babcia, dziadek, siostra mojej mamy, pradziadkowie. Zwykle, kiedy jadę do Wilna, zabieram ze sobą któreś z dzieci. Chcę, żeby chłonęły atmosferę tego niezwykłego miasta. Sama dorastałam, słuchając opowieści mojej babci o tym mieście. Zanim tam pojechałam, znałam wszystkie uliczki i kościoły.

Dziękuję za rozmowę.

rozmawiał: Stach Antkowiak
zdjęcia: materiały prasowe
źródło: Poradnik Zdrowego Człowieka 2/2013

 

Powrót