Jakim jest kierowcą, czy woli jeździć sama czy w towarzystwie, co wozi ze sobą w samochodzie i co słyszy wsłuchując się w warkot silnika – o tym rozmawiamy z królową polskiej muzyki, Marylą Rodowicz, przez wiele lat właścicielką samochodu Porsche, a obecnie właścicielką auta marki Range Rover.
Wiele osób mówi „Maryla Rodowicz”, a myśli „Porsche”…
Zamiłowanie do motoryzacji przejawia się u mnie na wiele sposobów. Gdy słyszę, że w okolicy jedzie motocykl, to zawsze oglądam się, a gdy zdarzy się tak, że motocyklista stoi obok mnie na światłach, to pozdrawiamy się nawzajem. Zdarza się, że motocyklista próbuje się przede mną popisać, wyjeżdża przed maskę mojego auta, pali gumę, jedzie na tylnym kole. Miałam też takie marzenie, żeby jeździć, kupić sobie Harleya, zabrać ze sobą wszystkie moje dzieci i przejechać z nimi całe Stany Zjednoczone. Marzenie pozostało: mogłabym przejechać Stany choćby w jakimś dużym, wynajętym samochodzie. To zawsze było moje marzenie, a w końcu marzenia są po to, żeby je realizować.
Rozumiem, że wybiera pani jednak samochód i prawo jazdy kategorii B, nie A.
Tak! Nie mam prawa jazdy kategorii A. W związku z tym pojawił się nawet kiedyś pomysł, żeby motocykl wieźć na specjalnej przyczepie, a prowadzić samochód. To marzenie jednak już było.
Jakim jest pani kierowcą?
Moje pierwsze jazdy po zdobyciu prawa jazdy były bardzo szalone i niestety niebezpieczne, miałam kilka wypadków. To nauczyło mnie szacunku dla samochodu i prędkości. Teraz mogę powiedzieć, że jeżdżę ostrożnie, aczkolwiek zdarza mi się czasami trochę przycisnąć pedał gazu. Przez wiele lat jeździłam Porsche, teraz przesiadłam się na Range Rovera. Z doświadczenia wiem, że jak wsiada się do takiego samochodu jak Porsche, to noga sama robi się ciężka. (śmiech)
I chce się przycisnąć?
Dokładnie tak! Grzechem byłoby nie przycisnąć jadąc Porsche 911.
Jest niezbędnik samochodowy w pani aucie? Coś, co zawsze ma pani pod ręką, gdy jest pani za kierownicą? Niektórzy mają cukierki miętowe, inni choinkę zapachową…
Nie, czegoś takiego nie mam! Głównie wsłuchuję się w pracę silnika.
On brzmi dla pani jak muzyka?
Absolutnie tak! Jak jeździłam Porsche 911 w latach siedemdziesiątych to miałam wrażenie, że ten samochód gada do mnie jak traktor. Słuchanie tego silnika to było coś!
Co najciekawszego samochód pani powiedział?
Mam dobry słuch i słyszę każdą nieprawidłowość w pracy silnika. Gdy słyszę stukanie w podwoziu, to domyślam się, co to może być: czy to jakiś przegub, czy raczej tylne zawieszenie.
Lubi pani jeździć sama, czy na przykład z dziećmi?
Lubię jeździć sama! Bardzo lubię siedzieć za kierownicą i myślę, że moje dzieci mają to po mnie. Może z wyjątkiem starszego syna. Moim zdaniem to dobrze, że on nie prowadzi samochodu, bo jest według mnie zbyt rozkojarzony. Tyle lat studiował filozofię, że ma skłonności, żeby się zamyślać. Ale na przykład córka, która dostała ode mnie dwa lata temu samochód mówi, że uwielbia siedzieć za kierownicą.
Odziedziczyła to po pani?
Bardzo możliwe. Pamiętam, że gdy była w liceum to pewnego dnia w garażu zobaczyłam motocykl WFM-kę, który sama rozebrała i złożyła. Bardzo ją za to podziwiałam.