Lepsza niż babski wyż

Dwadzieścia pięć płyt, sporo romansów, ale tylko jeden mąż. Odwaga, temperament, serce do walki – to atuty Maryli Rodowicz. I wiara w mężczyzn, choć nikt jej nie ranił jak oni.

Jest ponad podziałami i ustrojami. “Madonna RWPG” na naszych oczach przeistoczyła się w gwiazdę rodem z Las Vegas. Śpiewa, dokazuje i nieźle się bawi w programie “Tour de Maryla” w TVP 1, według własnego scenariusza. Nie wszystkich jednak poraziła moc jej talentu i showmańskich ambicji. Niektórzy okrzyknęli ją królową szmiry i uznali, że Rodowicz straciła instynkt samozachowawczy. Wojciech Młynarski uznał, że takiego gniota, jak “Tour de Maryla”, który kosztował ponoć 5 mln zł, w życiu nie widział. Artystka jednak wygląda na zadowoloną. Skromność zresztą nigdy nie była jej mocną stroną. W jednym z wywiadów na pytanie, czy czuje się młoda, odpowiedziała: bogowie są zawsze młodzi.

Tłukła dzieci skakanką.

Urodziła się 8 grudnia 1945 roku w Zielonej Górze. Jej pierwsze wspomnienia to czołg na placu, który mijała, idąc do przedszkola prowadzonego przez zakonnice, i… robaki. Wyciągała je spod płyt chodnikowych i zza szafek, bo przez pewien czas dzielili z sąsiadami kuchnię, w której panoszyły się karaluchy. Pełno owadów było też na ścianach, z tym że spreparowanych, z kolekcji taty entomologa.

Szkoła i granatowy fartuch z podszewki to był dla niej koszmar. “Lubiłam prowokować. Nosiłam czerwone sukienki i bez przerwy miałam problemy” – wspomina. Potrafiła dać się otoczeniu we znaki. Jej koleżanki dobrze pamiętają, jak na zajęciach baletowych Rodowicz lała skakanką te z nich, które nie nadążały za rytmem. Ona sama przyznaje, że ciamajdy do dziś wzbudzają w niej agresję.

W ogóle Maryla Rodowicz jest boleśnie szczera. W autobiografii “Niech żyje bal” nie tylko wymieniła nazwiska wrogów, ale i opisała swoje porażki. Przyznała, że od dziecka cierpiała na nadmiar talentów (ponoć zostało jej to do dziś), ale często klepała biedę. W USA śpiewała do kotleta, przebierała się za przepierzeniem ledwo oddzielającym ją od parujących garów i mieszkała w towarzystwie karaluchów. Były nawet w lodówce. Poza tym wybierała mężczyzn w typie macho, którzy ją fatalnie traktowali. “Kobieta, która doznała tylu rozczarowań co ja, powinna chyba pójść do klasztoru” – mówi.

Kochali ją playboye, artyści i biznesmeni.

Lubi mężczyzn wpływowych, z klasą i kasą. Listę jej podbojów otwierają Wojtek z X klasy, syn dyrektora banku, i Zbyszek, syn ginekologa. Na studiach na AWF szybko o nich zapomniała. Związała się z Frantiśkiem, czeskim menedżerem grupy Rebels. Imponował jej. Był dobrze ubrany, pachniał markowymi kosmetykami, palił dunhille i jeździł srebrną simcą. Miała już za sobą sukces na festiwalu piosenki studenckiej w Krakowie i czeski Romeo starannie reżyserował jej karierę. Ale gdy pojawiła się szansa nagrania płyty w Londynie, postawił ultimatum: ja albo Anglia.

Maryla skapitulowała. Nie po raz ostatni zresztą. W miłości była szalona – jeśli chciała być z ukochanym – bez wahania odwoływała koncerty. W przypadku Frantiśka jednak nie na wiele się to zdało. Ich miłość legła w gruzach. “Za karę, że sobie poszłam, Frantiśek zatrzymał mojego fiata, mój magnetofon i inne rzeczy. Byłam bez środków do życia. Mój cały dorobek mieścił się w dwóch walizkach” – opowiada. Szukała pocieszenia w ramionach fotografa Krzysztofa Gierałtowskiego, co wspomina z niesmakiem. “Gdy w Sopocie otrzymałam Grand Prix i nagrodę 25 tys. zł, poprosiłam go o przechowanie koperty. Potem oświadczył, że zatrzymuje te pieniądze z powodu kosztów, jakie musiał ponieść w trakcie naszej znajomości” – mówi Maryla. Potem gustowała w mężczyznach żonatych. Ich partnerkami zbytnio się nie przejmowała. Śmieszyło ją, gdy słyszała, że żona Andrzeja Mleczki, z którym miała przelotny romans, wyrzucała telewizor za każdym razem, gdy ona w nim śpiewała “Żyj, mój świecie” czy “Jak cię, miły, zatrzymać”. Najgoręcej kochał ją chyba Daniel Olbrychski. Dla niej porzucił żonę i dziecko. Była połowa lat 70., a oni żyli jak w filmie. Maryla do dziś z nostal-gią wspomina ich konne wycieczki z Drohiczyna nad Bugiem do Warszawy. Galopowali lasami, polami, spali w stodołach. Nigdy się z nim nie nudziła. Przeszkadzała jej jedynie próżność Daniela, który podobno nie mógł znieść tego, że w niektórych krajach (np. w NRD) to Maryla cieszyła się większą popularnością.

Gdy piosenkarkę zaczął adorować premierowicz Jaroszewicz, przysyłając jej kilkaset goździków, aktor wpadł w szał. Ponoć kiedyś wtargnął jak burza na przyjęcie, gdzie była ukochana z Jaroszewiczem i zdzielił premierowicza w twarz. Odgrażał się przy tym, że go zabije, ale chyba nie wyglądał zbyt groźnie, bo tamten nic sobie z tego nie robił i nadal zdobywał Marylę. Legenda głosi, że latał samolotem nad Poznaniem i zrzucał jej wiązanki kwiatów. A potem nagle zniknął. Mówi się, że to premier Piotr Jaroszewicz ukrócił ten romans. Maryla bardzo to przeżyła. Jerzy Urban wspomina, że gdy w 1977 roku byli na wakacjach w Bułgarii, co chwila zrywała się z miejsca i mówiła “To chyba Andrzej”.

Po powrocie z Bułgarii rozpoczęły się próby do spektaklu “Szalona lokomotywa”, w którym Mania grała Hildę. Reżyserem był Krzysztof Jasiński. Podobno gdy ich spojrzenia się krzyżowały, widać było iskry. Mimo iż słyszała, że Jasiński to człowiek apodyktyczny i nieelegancki wobec kobiet, zdecydowała się na ten związek. Szybko przekonała się, że opinie o nim nie były wyssane z palca. Gdy była w czwartym miesiącu ciąży, kazał jej na Mazurach szorować ponton. I nie zaczekał aż syn się urodzi, bo spieszył się akurat na festiwal cyrku w Monako. Bywał porywczy. Zrobił jej karczemną awanturę, gdy poprosiła, aby pomógł jej umyć podłogę. Innym razem, w pijackim szale, rozciął artystce łuk brwiowy. Oko Maryli mieniło się jak tęcza, ale ona wolała wierzyć, że to był przypadek. Miała nadzieję, że to miłość po kres, ale wytrzymała z nim 8 lat. Potem spakowała walizki, wzięła dzieci pod pachę i wróciła do Warszawy.

Zdobył ją tłokiem i różami.

w stolicy poznała biznesmena Andrzeja Dużyńskiego. Twierdzi, że gdy zobaczyła go na jakimś bankiecie (był tam z żoną), oniemiała z wrażenia. “To pan?” – stwierdziła tylko. “To pani?” – odpowiedział. Tego wieczoru długo rozmawiali, nie zważając na resztę towarzystwa. Kilka miesięcy później Andrzej dostarczył jej w bukiecie róż tłok do peugeota. Potem był wyjazd do Bukowany, przejażdżki bryczką, spacery. Raz gonił ich niedźwiedź. Andrzej żartuje, że często chodził po górach i nigdy nie miał podobnej przygody, a wystarczyło, że wybrał się z Rodowicz i miś przyleciał po autograf. Maryla twierdzi, że dopiero przy Dużyńskim, którego poślubiła, poczuła się bezpieczna. Można też zaryzykować stwierdzenie, że Andrzej uratował jej życie. Gdy bowiem po powrocie zza wschodniej granicy artystka napiła się zimnego piwa – zesztywniał jej kark, spuchły wargi, zaczęło brakować powietrza. Był to obrzęk Quinqego, po którym – jeśli nie poda się natychmiast dożylnie leków – następuje zgon. Andrzej nauczył ją też tolerancji. “Wcześniej mówiłam: nie, to nie i brałam walizkę. Kiedyś byłam pewna, że trzy lata z jednym mężczyzną to norma. Koniec gorącego uczucia i do widzenia. Teraz myślę inaczej, tym bardziej że nasz związek jest szczęśliwy” – deklarowała niedawno, dementując tym samym płotki o rzekomym romansie męża z jedną z prezenterek telewizyjnych. Między sceną a pieluchami. Ma troje dzieci, ale jej życie rodzinne nie przypomina sielanki. “Gdy byłam w ósmym miesiącu ciąży z Jaśkiem, grałam nocą w zadymionej sali w Ameryce, brzuch zakrywałam gitarą” – wspomina. Przyznaje, że nie zdołała pogodzić pracy z macierzyństwem. Z goryczą mówi, że Jaś na pytanie niani, gdzie jest mama, pokazywał telewizor, a Jędrek robił jej wyrzuty, że nie chodzi na wywiadówki i nie odrabia z nim lekcji. Efektem rozdarcia jest brak czasu, zmęczenie, stres i brak przyjaciół. Za to może się pochwalić sporą grupką wrogów z branży. Zacierają ręce, ilekroć jej się nie uda. Ale znają wolę walki i odwagę Manii i nie mają wątpliwości, że się nie podda i za chwilę zaskoczy wszystkich płytą typu “Maryla podwodna”, “Mania podniebna” albo “Mania międzyplanetarna”. Ale to już zupełnie inna opowieść.

autor: Anita Nawrocka
zdjęcia: materiały prasowe
Na Żywo/ 2001

Powrót