Gwiazda, ale bez kaprysów

Zły sen to taki, w którym stoi przed publicznością ubrana tylko do połowy. Ale to zdarzyło się jej kiedyś naprawdę…

Czy Królowa Polskiej Estrady ma jakieś gwiazdorskie wymagania?

Niestety, w ogóle nie mam wymagań. I to mnie martwi.

Właśnie! Może trzeba jakieś wymyślić? Wielka gwiazda musi mieć kaprysy!

To mnie śmieszy. Wychowałam się w PRL-u, w siermiężnych warunkach. Często przebierałam się za kulisami, w kinie za jakimś ekranem, w kuchni lub samochodzie.

Niektórzy piłkarze przed meczem całują murawę. Co Pani robi przed wyjściem na scenę?

Koncentruję się. Nie odzywam się do nikogo. Siedzę w garderobie, gram na gitarze, rozśpiewuję się – tak ze dwie godziny. A kostium wkładam już trzy godziny przed występem, umalowana, uczesana. Nie mam fryzjerki ani pani od malowania, więc zwykle jestem zestresowana. Miewam nawet koszmarne sny, na przykład, że stoję przed mikrofonem ubrana tylko do połowy.

Sprawdzają się? Pamięta Pani jakąś wpadkę na scenie?

Nawet nie jedną. Gdy w Opolu śpiewałam piosenkę Z Tobą w górach, byłam owinięta chustą, którą kupiłam w Cepelii. Gdy odwróciłam się, by zejść ze sceny, spódnica zaczepiła się o statyw mikrofonu. Nie wiedziałam, że się pruje. Dopiero gdy weszłam za kulisy, usłyszałam śmiech publiczności. Odwróciłam się i… co widzę? Długą wełnianą nitkę, ciągnącą się ode mnie aż do mikrofonu. Nie miałam już połowy spódnicy.

Co jest dla Pani najlepszym lekarstwem na ten stres?

Rodzina, dom, spokój, koty. Dzieci wyfrunęły już z gniazda, siedzimy więc w domu z mężem i dwoma kotami. Mam dwa ogromne maine coony. Jeden jest biały, trochę autystyczny i wszystkiego się boi, każdego stuknięcia, nawet szelestu gazety. Drugi, szary, Kazimierz jest królem życia. Bije tego białego i naszą sukę. Wielki owczarek, a kota się boi. Gdy zobaczy Kazimierza, ucieka.

Co Pani najchętniej robi, zaszywając się w swym zaciszu domowym?

Nocami czytam. Przeglądam prasę. Buszuję również w internecie. Ponieważ dopiero w nocy znajduję czas na to, żeby przejrzeć pocztę e-mailową, autoryzować wywiady. Taka prasówka zajmuje mi zwykle przynajmniej kilka godzin.

Dzieci często wpadają z wizytą?

Najczęściej najmłodszy Jędrek, który wyprowadził się od nas w grudniu zeszłego roku. Pępowina jest świeżo odcięta, więc wpada, żeby… podrzucić pranie.

No to niezupełnie się wyprowadził!

Mieszka w Warszawie. O nas mówi, ze żyjemy na wsi. Przyjechał do nas zimą i powiedział ze zdziwieniem: “W mieście już nie ma śniegu”. Starsze dzieci żyją w Krakowie. Jasiek jest też muzykiem, gra na gitarze, ale mam nadzieję, że zrobi w tym roku licencjat z filozofii. Córka Kasia wyjechała na rok do Szwajcarii, z koniem i trzema kotami.

Lubi sobie Pani jeszcze docisnąć pedał gazu?

Wciąż mam porsche. Ostatnio syn często zamienia się ze mną na auta. Niedawno mówi: “Mama, wygodniej będzie ci w moim land roverze, gdy pojedziesz po zakupy. Niewygodnie będzie ci wchodzić z kartoflami do tego małego porsche”.

rozmawiała: Ewa Jaśkiewicz
zdjęcie: materiały prasowe
źródło: Twoje Imperium 37/2013

Powrót