Zmienna jak Maryla

Potrafi uwieść mężczyznę, robaka nadziać na haczyk, zrobić świetne zdjęcie. Śpiewa i nawet gra w filmie. Lubi się ścigać. Kobieta pazerna, czyli Maryla Rodowicz.

Czy potrafi nas pani jeszcze zaskoczyć jakimś talentem?

Najpierw siebie musiałabym zaskoczyć. Nie wiem. Robię świetne zdjęcia. Kiedy gdzieś jadę na wakacje, pstrykam bardzo dużo zdjęć i w efekcie wszyscy są na nich oprócz mnie. A ja mam najwyżej jakąś jedną fotkę z wyjazdu i to przez przypadek. Robiąc zdjęcia, zwracam uwagę na światło. I te fotografie naprawdę mi wychodzą. Ale to nie jest żaden talent. Po prostu mam wyczucie kadru.

Może doczekamy się wystawy.

Takiej jaką zrobiła Beata Tyszkiewicz? Widziałam w telewizji zdjęcia, które Beata zrobiła. Są naprawdę dobre. Ale ja myślę, że jest dużo ludzi, którzy potrafią robić zdjęcia. I niekoniecznie muszą od razu starać się o wystawę.

I to koniec pani talentów?

Może wystarczy. Ale jak już tak pani uparcie szuka, to umiem robaka nadziać na haczyk. Umiem, bo lubię łapać ryby.

Jest pani kobietą pazerną życiowo?

Chyba tak. Nie lubię przegrywać. Nie lubię być spychana na boczny tor. Wtedy staram się być atrakcyjniejsza w tym, co robię: Chcę się nieustannie podobać publiczności. Chcę ją przekonywać, że na wiele mnie jeszcze stać. Jeżeli na tym polega pazerność, to jestem pazerna.

To świetnie, że pani sobie tak wysoko stawia poprzeczkę. Ale to jedna strona medalu. Bo z drugiej strony jest pewnie frustracja, stres. Ileż można się ścigać?

Ale ja to lubię. Naprawdę. Mnie to sprawia przyjemność. Koncert mnie nie męczy. Oczywiście, po koncercie ledwo żyję. Ale kiedy jestem na scenie, to mogę godzinami hasać.

I nie ma pani czasami dość?

Są momenty, kiedy jestem długo w trasie i liczę dni do końca. Ale to wszystko mija, kiedy wchodzę na scenę. Wtedy skacze mi adrenalina. To napięcie, do którego artysta się przyzwyczaja. I jak spokojnie człowiek siedzi w domu, to mu zwyczajnie brakuje tego.

Mogę zapytać o pani włosy? Z wiekiem są gęściejsze i piękniejsze.

Częściowo nie moje.

Na to liczyłam, że pani się przyzna.

W końcu wyjdę z hotelu w krótszych włosach. Cały czas nad sobą pracuję.

Szukam innej Maryli. Była złota, biesiadna. Jest cyrkowa.

Będzie jeszcze dziecięca. Trudno mi opowiadać. To jest na razie hasło, pomysł. Myślę o płycie dla dzieci. Ale nie ma jeszcze tekstów, muzyki. Gdyby doszło do wydania tej płyty, to pewnie dzieci też będą na niej śpiewać. To nie będzie płyta dla maluchów jednak, tylko dla takich troszkę zbuntowanych dzieciaków.

Podzieli się pani z dziećmi sukcesem?

No pewnie. Jeżeli ktoś na to zasługuje, to czemu nie. Ja zawsze podkreślam rolę autorów, którzy dla mnie piszą. Bez nich nie byłabym tym, kim jestem.

Ryszarda Wojciechowska/ 1999
Zdjęcie: archiwum Maryli Rodowicz

Powrót