Zgubiły mnie kartofelki

Uwielbia wojskową modę, dredy. Objada się makaronem. Maryla Rodowicz marzy o pięknych futrach i ranczo za miastem.

Czy w pani ktoś się ostatnio zakochał?…

Czasami za wycieraczką mojego samochodu znajduję liściki, w których ktoś napisał: Kocham panią!

I co? To dla pani radość czy kłopot?

Bardzo mnie to cieszy! Przecież jestem kobietą! A to znaczy, że jestem próżna na punkcie swojej osoby.

W kolorowych magazynach poświęconych sztuce gotowania, gwiazdy prezentują swe umiejętności kulinarne. Pani jakoś w tym rankingu nie widziałam. Nie lubi pani gotować?

Bardzo lubię i mam bardzo dużo kucharskich książek. Interesują mnie ciekawe, oryginalne przepisy. Kiedy jestem za granicą i jadam niepolskie potrawy, albo: gdy jadam u kogoś coś pysznego, czego nie znam, zawsze proszę o przepis.

A za czym pani przepada? Pavarotti powiedział, że lubi wysokie c i spaghetti…

Też lubię włoską kuchnię, makarony, zwłaszcza takie z warzywami. W ogóle uwielbiam warzywa! Uwielbiam Włochów! To wspaniały naród! Kochają dzieci i świetnie gotują!

Nie marzy pani czasem, żeby uczesać włosy w grzeczny kok, założyć kostiumik, pantofelki… Czy raczej, żeby włosy pomalować na czerwono?

Włosy mogą być jasne, a co do pantofelków, to wolę buciory. Zamiast kostiumiku – panterkę. W tym czuję się swobodnie. Moim ulubionym miejscem, gdzie kocham wypoczywać są mazurskie jeziora i lasy. Tam mój styl ubierania spełnia swoją rolę. Lubię strój z pogranicza demobilu. Taki trochę wojenny…

Gdzie się pani w takim razie ubiera? Ma pani swoich projektantów?

O Jezu! Chodzę po sklepach z demobilem! I to od lat! Kiedy po raz pierwszy wyjechałam do USA, przywiozłam wielkie wory różnych ciuchów. To było naprawdę coś!

Ale jeszcze niedawno pokazywała się pani w eleganckiej minispódniczce…

Kiedy udaje mi się zrzucić parę kilo, albo kiedy chodzę do siłowni, to wydaje mi się wtedy, że jestem taka laska… Nagle chuda! W tamtym roku ćwiczyłam dosyć intensywnie i rzeczywiście wyglądałam trochę lepiej. Ale teraz, po wakacjach, kiedy miałam mnóstwo pracy związanej z koncertami i nagra-niem płyty, zaniedbałam ćwiczenia. Bardzo brakuje mi wysiłku fizycznego…

I pewnie objada się pani słodkościami?

Słodycze dla mnie nie istnieją! Gubią mnie natomiast sosiki, kartofelki, makarony…

Czy w najbliższym czasie zaskoczy nas pani jakąś nową fryzurą?

Raczej nie. Ostatnio pojawiłam się w Sopocie w koralikach i malutkich dredach na głowie. Takie włosy zaistniały też na okładce mojej płyty. Boję się, że będę musiała wyruszyć w podobnej fryzurze w trasę promocyjną. A zrobienie takich dredów jest bardzo pracochłonne. A poza tym źle się w tym śpi!

A czy jest coś, czego się pani wstydzi?

(długa chwila milczenia) Zaskoczyła mnie pani…

Skoro zastanawia się pani tak długo, to pewnie po prostu nie wstydzi się pani…

Jest jednak coś… Ostatnio zdarzyło mi się pójść w ekscentrycznej fryzurze po dziecko do szkoły. Spotkałam akurat dyrektora, który chciał ze mną porozmawiać. Był chyba zszokowany moim wyglądem, bo długo mi się przypatrywał. Myślał, że jestem jakąś poważną matką, a tymczasem zobaczył kogoś takiego…

Telewizji ten człowiek nie ogląda?

Pewnie ogląda. Ale i tak się dziwił… Natomiast bardzo spodobałam się dzieciom, które obstąpiły mnie w czasie przerwy. Zachwycały się mną zwłaszcza dziewczynki. Ale super! Ale koraliki! – krzyczały.

Rodzina namawia panią czasem do ustatkowania się? Czy są bezkrytycznie zachwyceni tym, co pani robi i jak wygląda?

Mąż jakby mniej… Jemu podobają się kobiety typu: kostiumik, krótka, obcisła spódniczka. Tak jak każdy mężczyzna lubi, żeby było widać nogi. A ja od rana do wieczora chodziłabym w szerokich portkach. …bojówkach”! Mam takie, ale rzadko je noszę. To nie jest ani damskie, ani kobiece… Ale za to z charakterem!

Gdyby miała pani nieograniczoną kwotę pieniędzy i chciałaby pani poszaleć…

Pojechałabym do Włoch! Tam szyją piękne futra. Kupiłabym ich sobie kilka… kupiłabym sobie też parę domów. Niekoniecznie we Włoszech. Chciałabym mieszkać pod miastem, blisko przyrody. I żeby było mnóstwo zwierząt. Takie wielkie ranczo! Konie by się pasły. Wylegiwałyby się koty, szczekały psy. Wielka posiadłość!

I nie stać pani, by w takim miejscu zamieszkać?

Nie, bo mąż jest strasznym mieszczuchem i gdy mu to zaproponowałam, powiedział: Po moim trupie! No, z czegoś muszę zrezygnować…

Pani córka…

Właśnie dzwoniłam przed chwilką do domu, bo już północ, a ona jeszcze nie wróciła do domu… A ma 16 lat!

Też taka szalona jak pani?

Bardzo jest do mnie podobna, ale z tym szaleństwem dzisiaj przesadziła trochę… Wykorzystała moją nieobecność… Ale będzie miała straszną burę! Szlaban na parę tygodni!

Nie będzie mogła oglądać telewizji?

Nie będzie mogła wychodzić z domu! Jest zupełnie niepoważna!

Czego pani żałuje?

Może właśnie tego, że gdy moje najstarsze dzieci były malutkie, musiałam koncertować i dużo pracować, żeby utrzymać rodzinę. Jeździłam na przykład do USA na parę tygodni, a mój synek był wtedy malutki. Miał zaledwie roczek. To był straszny błąd, bo dzieci w takim wieku zwłaszcza potrzebują matki.

A na jakich mężczyzn wychowuje pani synów?

Chciałam, by byli wrażliwi. I tacy są. Łatwo się wzruszają. Nie są wyrachowani. Czego, niestety, nie mogę powiedzieć o córce… To raczej twarda dziewczynka…

Pieniądze. Jak wiele dla pani znaczą?

Pozwalają wygodnie żyć i mnie, kobiecie, zapewniają niezależność. Moje pieniądze! Ale zdarza się, że ich nie mam. I jest to strasznie upokarzające. Kiedy proszę o nie męża, a on daje mi paręset złotych i myśli, że to jest strasznie dużo… A nie wie nawet, ile kosztują dobre kosmetyki! Mężczyźni nie mają pojęcia o potrzebach kobiety!

Późna pora, więc przed snem trochę o snach. Śni pani na kolorowo czy na czarno -biało?

Na kolorowo! Ale mam straszne sny! Katastroficzne! Spadają w nich samoloty… Łąka pełna kwiatów mi się nie śni. Raczej wojna.

rozmawiała: Gabriela Pewińska
zdjęcie: Piotr Gilarski
źródło: Wieczór Wybrzeża 249/1998

Powrót