Wielka Maryla matczynej pomocy

Królowa polskiego popu opowiada o miłości, zazdrości, małżeństwie i zbuntowanej córce Kasi…

Pozostaje Pani wierna…

…samochodom porsche. Pierwsze, używane, kupiłam za pieniądze zarobione w telewizji, podkreślam, zachodnioberlińskiej. Drugie, mocno używane, od świętej pamięci Wacka Kisielewskiego. W 1977 roku trafiło do muzeum, co mnie zabolało. Trzecie, lekko używane, kupił mi mąż u Zasady, no i ostatnie, już nowe, dwa lata temu. Zna moją miłość do tej marki.

Komu, czemu pozostaje Pani tak samo wierna?

Mogłabym być wierna mężczyznom, gdyby byli normalni, czyli mieli podobną naturę do kobiecej. O ile oczywiście kobieta jest “normą”. Ale są tylko mężczyznami, więc… ich rozumiem i współczuję.

Słyszę nutkę żalu.

Wierność i natura mężczyzny to pojęcia sprzeczne. Wojowniczy, zdobywczy, muszą bardzo nad sobą pracować, cierpieć, bezustannie wyrzekać się, zaprzeczając swej naturze.

Nie sądzi Pani, że takie stwierdzenia w ustach długoletniej mężatki są ryzykowne?

15 lat to nie jest szczególny wynik.

Ale jest Pani w szczęśliwym związku.

Mówię to na podstawie obserwacji świata. Jestem w szczęśliwym związku! Ale przecież widzę, że mężowi łeb obraca się dookoła osi na widok pięknych kobiet. Tacy po prostu są mężczyźni.

Na obrotach się kończy?

Lubi być kokietowany, adorowany, chwalony. Oni uwielbiają, jak im się mówi: “Ojej, pierwszy raz słyszę tak mądre rzeczy!”.

A gdyby nie tylko dał się kokietować, nie poprzestał na tym? Walczyłaby Pani o niego?

Powiedziałabym “do widzenia”, choć to podobno niedojrzałość. Widzę, że większość kobiet walczy i wybacza, choć często to tylko pozory. Tkwi w związku w imię dobra dzieci, dorobku, wspólnego tak zwanego towarzystwa… pewnie też wzajemnej sympatii. Ale zadra, rysa nie do sklejenia nie znika do końca życia. I pewnie kobieta już nigdy nie będzie tak wierna i tak oddana. W imię różnych wartości przełyka gorzką pigułkę. To straszne.

Pani by przełknęła?

Nie wiem. Do tej pory mi się wydawało, że nie.

Ufa Pani mężowi?

Gdybym nie ufała, musiałabym kilka razy w tygodniu przeżywać katusze, kiedy on mówi, że ma spotkanie biznesowe albo wyjeżdża za granicę. A wyjeżdża bez przerwy, jada kolacje poza domem! Zakatowałabym się podejrzliwością. Jestem osobą bardzo zazdrosną, bardzo zaborczą. Muszę mieć zaufanie!

Publikacje na temat Państwa małżeństwa denerwują?

Ludzie czerpią wielką przyjemność z rozpowszechniania plotek. Wiem, że pewien informator chciał sprzedać “rewelacje” o moim małżeństwie pewnej redakcji. Bolą rzeczy nieprawdziwe, które czyta moja mama – osoba tradycyjna i dzieci. Wierzę, że starsze dzieci tym się nie przejmują, ale najmłodsze, 14-letnie, nie ma dystansu. Jest najbardziej narażone, bo koledzy pytają go o różne bzdury, donoszą.

Pani mąż jest “zaradny, opiekuńczy, ciepły, dobrze prowadzi samochód. Ma więcej pieniędzy ode mnie i poczucie humoru”. A co by było, gdyby miał mniejsze poczucie humoru i mniej pieniędzy, czy wręcz był na Pani utrzymaniu?

A może jeszcze był pijakiem i damskim bokserem ściganym przez policję? Myślę, że dla mężczyzny to by było bolesne. On musi mieć władzę, sukcesy, pieniądze. Kiedyś na bazarze na Polnej kupowałam wczesną wiosną truskawki na chrzciny dziecka. Jego ojciec twierdził, że robię to po to, żeby go upokorzyć, bo go na to nie stać. Mężczyzna bez pieniędzy cierpi i daje to odczuć kobiecie.

Niedawno jedna z kolorowych gazet opublikowała listę Pani mężczyzn.

Broniąc się przed ewentualnym procesem, używała słówka “rzekomo” i zwrotu “ten się nie oparł jej urokowi”, co miało znaczyć, że ja mu uległam. Obok prawdziwych umieszczono nazwiska domniemanych.

Prawdziwy Daniel Olbrychski. Prawdziwy Krzysztof Jasiński, prawdziwy Andrzej Jaroszewicz.

Akurat w domu Seweryna Krajewskiego, z którym się przyjaźnię od wielu lat, otworzyłam kupioną na stacji benzynowej gazetę, zobaczyłam zdjęcia i podpis, że “nie oparł się jej talentowi”. Spytałam Seweryna: “Skąd ten czas przeszły?”. Zaczęliśmy się śmiać.

Z powodów miłosnych o mały włos nie wyemigrowała Pani do Czechosłowacji. Ze swoim ukochanym, czeskim menażerem, zbudowała Pani dom. Dom został, Pani wróciła.

Co tam dom! Poświęciłam dla uczucia jeszcze więcej: nie wyjechałam do Anglii i moja kariera na Zachodzie przepadła. Angielski producent nagrał ze mną singla, bardzo intensywnie go promował. Mój koncert w Londynie, w Royal Albert Hall, z zespołem Beach Boys, którzy byli wtedy na topie, zapowiadały zdjęcia wielkości kamienicy. A ja tuż przed wyjazdem zadzwoniłam od mojego Czecha i powiedziałam: “Mama jest chora”. Na jego prośbę! Bał się, że wyjadę, porzucę go, nie wrócę.

Kobieta poświęciła piosenkarkę.

Ach, wtedy mi się wydawało, że takie okazje będę miała co pół roku. Nie miałam świadomości, że to wyjątkowa szansa. Jeżeli czegokolwiek żałuję, to właśnie Anglii. Ale wtedy pewnie całe życie by się inaczej potoczyło. Widocznie tak miało być.

Z Czechosłowacji wyjechała Pani z walizką.

Z dwiema.

Za granicą pozostał dorobek paru lat.

Wszystko zostało. Gdyby to on mnie zostawił i miał poczucie winy, byłby hojniejszy. A tak zraniony w swej dumie powiedział: “Nie oddam ci nawet magnetofonu”. Dotrzymał słowa. Babci najbardziej było żal kołdry puchowej. “Chociaż kołdrę odbierz”, prosiła.

Bliżej, do Galicji, do ojca swoich dzieci też Pani nie wyemigrowała. Czemu?

Nasz związek przypadł na jego okres mniej dojrzały. Dopiero teraz, w okolicach pięćdziesiątki, jest dobrym ojcem i mężem.

Na opublikowanej liście znalazły się też nazwiska Fidela Castro i generała Jaruzelskiego.

Dla tego pierwszego w polskiej ambasadzie w Hawanie zaśpiewałam wagonową balladę, zamieniając Cheetaway i Syracuse na kubańskie miasta Camaguey i Santa Cruz. Było też wspólne zdjęcie, ot, wszystko. Rzekomy romans z generałem Jaruzelskim sprowadził się do tego, że w dużej grupie artystów i ludzi kultury, takich jak Hanuszkiewicz, Zanussi, Olbrychski i Dejmek, oglądałam manewry wojenne na poligonie drawskim.

Artyści bliżej armii…

Dla mnie to było wielkie przeżycie, bo jestem wielbicielką wojska. Generał też był fascynujący: wyciągał rękę i stawała się “wojna” – samoloty latały, mosty powstawały w kilka minut. To ja byłam bardziej pod wrażeniem generała niż on pod moim. W stanie wojennym, który bardzo przeżywałam, wykrzykiwałam w stronę telewizora: “Nigdy ci tego nie wybaczę”, ale po latach mam intuicyjne przeświadczenie, że jest uczciwy. Wierzę w jego dobre intencje, choć wiem, że takie poglądy nie są popularne.

No i czy nie miał racji Czesław Niemen, że z popierania władzy czerpie Pani profity?

Ależ jemu chodziło o wybory prezydenckie, kiedy publicznie opowiedziałam się za kandydaturą Kwaśniewskiego. Twierdził, że tylko dlatego pojawiałam się w telewizji. To, że bez przerwy nagrywam płyty, koncertuję, miało dla niego małe znaczenie.

Surowy ten Pani krewniak.

Na Niemena w rodzinie mów się “wujek”, choć on pewnie nie jest tym zachwycony. Jego matka Emilia Markiewicz i Władysław Markiewicz, który ożenił się z siostrą mojej babci, to bardzo bliska rodzina. Niemen zarzucał mi publicznie w prasie, że piosenka “Małgośka” wcale nie wygrała plebiscytu 35-lecia Opola, tylko on. Że to sfingowane, załatwione. Było mi przykro.

“Jako jedyna na naszej ówczesnej scenie ultrapopowej miała świadomość, czym jest prawdziwy show. Inne gwiazdy zakładały banalne sukienczyny, stały przed mikrofonem nieruchomo jak pralka Frania. Maryla zawsze wychodziła kosmicznie przebrana, a jej telewizyjne występy miały przemyślaną dramaturgię i przećwiczoną choreografię”. Autor tej oceny twierdzi, że ktoś kiedyś napisze o Pani pracę magisterską.

Jednocześnie ten sam autor uznał mnie za jednego z meteorów festiwalu w Sopocie, na równi z Sabriną. Ona – bo “ma duże cycki”, ja – bo “wychodzę na scenę, nie mając poczucia obciachu”.

A ma Pani?

Za każdym razem czuję wielką niepewność i biję się z myślami. Wiele ryzykuję, ale to mnie podnieca. Lubię bawić się formą, groteską estradową, przełamywaniem stereotypów. Mojej estetyce bliższy jest film “Moulin Rouge” niż Festiwal Piosenki Aktorskiej. Pewien mój kolega z branży z furią napisał, że byłam Madonną RWPG, a teraz jestem Królową Kiczu lat 90. I co, mam się targnąć na życie?

Madonną RWPG pierwsza nazwała Panią Agnieszka Osiecka, z uznaniem i czule.

To był oczywisty żart. Boli krytyka niesprawiedliwa, usiłująca sprowadzić mnie do parteru, zdyskredytować.

A jak się mierzy wartość artysty?

Liczbą widzów na koncertach, ich uznaniem. W rankingu OBOP-u na piosenkarkę roku 2001 zwyciężyłam, a od lat utrzymuję się w pierwszej trójce wykonawców. Mój krytykowany program “Ole!” znalazł się w finale prestiżowego konkursu “Róże Montreaux” wśród 17 najlepszych z 300 programów muzycznych z całego świata – obok Eltona Johna, Robbie’ego Williamsa, Andrea Bocellego. W kraju pisano bzdury o monstrualnych kosztach, a te były przeciętne.

“Niebieska Maryla” jest zdaje się złotą płytą?

Sprzedała się w nakładzie 50 tysięcy egzemplarzy.

A co Pani robiła w Chicago?

Dałam dwa koncerty w Copernicus Center liczącym dwa tysiące miejsc. Zabrakło biletów. To wszystko mnie podnosi na duchu.

Widać wszystkiego Pani mało, bo wzięła się Pani za aktorstwo w serialu “Rodzina zastępcza”?

Każda praca wzbogaca, rozwija. Uczę się. Na początku byłam beznadziejna. Grałam szeroko, kabaretowo, jak w niemym, przedwojennym filmie. Życzliwi reżyserzy załamywali ręce: “Zobacz, co wyprawiasz”. Zaczęłam obserwować Piotra Fronczewskiego, mojego mistrza na planie. Trochę pomogło. Poza tym jako fanka kina amerykańskiego wyobrażam sobie, jak by to zagrał Nicholson albo De Niro. Moim marzeniem jest zagrać choćby epizod w “13 posterunku”! Cała nasza rodzina przepada za tym serialem, bo to nasze ulubione poczucie humoru. Nagrywają mi zaległe odcinki, syn stoi nade mną i każe oglądać.

Niedawno na pytanie, w której roli: “matki, żony czy kochanki” czuje się Pani najlepiej, wygłosiła Pani pean na temat macierzyństwa i cudu narodzin.

Moje dwa “cuda” się usamodzielniły. Najstarszy syn studiuje matematykę na Uniwersytecie Warszawskim. Jest samodzielny i ambitny. Kasia, która najpierw myślała o scenografii, potem fotografii i psychologii, jest świetną studentką… kierunku hodowla zwierząt w krakowskiej Wyższej Szkole Rolniczej. Zresztą bardzo wcześnie wyprowadziła się z domu, bo w trzeciej licealnej, i przeniosła się do Krakowa.

Bliżej ojca?

Uciekła z domu, mówiąc szczerze. Wylądowała w Krakowie, tam zdała maturę. W Warszawie przechodziła dołek, okres buntu i negacji. Typowe matka i córka, trudna relacja. Z synami nie mam takich problemów.

Nic dziwnego: pod jednym dachem troje dzieci z dwóch związków.

To było niełatwe dla mojego męża Andrzeja, miał trudne lata, zwłaszcza gdy zaczęły dojrzewać. Wiedziały, że mają ojca, spędzały z nim wakacje, święta, ale na co dzień były z nami.

Co było powodem buntu Kasi? Może brak ojca na co dzień?

Miała poczucie osamotnienia, ale myślę, że to typowe w tym wieku. Przechodziła trudny okres, ale na szczęście szybko się skończył. Mąż twierdził, że dawałam jej za dużo swobody. Na przykład pod koniec szkoły podstawowej była fanką teatru Buffo. Jeździła ciągle taksówką na spektakle, sama wracała. Była zawsze tak stanowcza i uparta, że jak mówiła “pójdę”, było wiadomo, że pójdzie.

Niedaleko pada jabłko od jabłoni.

A żeby pani wiedziała. Potem w liceum wpadła w towarzystwo… oryginalne, co to zamiast do szkoły skręcało do klubu motocyklowego. Paliła papierosy, parę razy przypaliła marihuanę. Mówiąc krótko, miała problemy. Obserwowałam to, wiedziałam o wszystkim, ale byłam bezradna.

Sama się wyzwoliła?

No, nie. Potem przyszło uzależnienie od Internetu, szukanie znajomości całymi nocami. Rano nieprzytomna nie szła do szkoły, mówiąc, że cierpi na bezsenność. Kiedy jej zabrałam kabel do Internetu, wzięła białego królika i wsiadła w pociąg do Wrocławia o 4.00 rano. Pojechała do faceta, którego poznała w sieci. To były dla mnie dwa trudne miesiące. Na szczęście również w Internecie poznała w tym samym czasie Andrzeja, który pomógł jej uporać się z problemami. Zgodziła się pojechać do Krakowa, do ojca. Tam nawet dosyć dobrze zdała trzecią klasę w liceum, w maturalnej już była najlepsza. Zdała z wysoką lokatą na studia, jest na pierwszym roku.

Kasia to Pani bliźniacze odbicie, skóra ściągnięta z Pani.

Ja też szalałam w jej wieku. No i te motocykle! Kiedy słyszałam warkot motocykla WFM-ki mojego chłopaka pod oknem, rzucałam zeszyty i leciałam na łeb, na szyję. Jednak mama mnie krótko trzymała. Kasia miała więcej swobody.

To lepiej czy gorzej?

Myślę, że nie ma znaczenia. Jak ktoś chce pójść w szkodę, to pójdzie. Kasia jest bardzo zdolna, wszechstronna, szybko się uczy. Ma świetny słuch, w związku z czym błyskawicznie przyswaja języki, pięknie maluje, rysuje. Ale jest leniwa. Kiedy widziała, że coś wymaga dużo pracy, odpuszczała.

Co by było, gdyby któreś z dzieci zaczęło karierę w branży muzycznej?

Mój starszy syn Jasiek gra namiętnie na gitarze, chodzi do Szkoły Muzycznej imienia Krzysztofa Komedy. Wszystkie dzieci rosły w domu, w którym jest dużo muzyki. Słuchają jej od rana do nocy. Świetnie zorientowane, doszkalają mnie: “Mama, tego jeszcze nie słyszałaś”. Wymieniamy płyty.

Jak długo można występować na scenie?

Polacy z taką czołobitnością podziwiający długą karierę zachodnich wykonawców – Micka Jaggera, Eltona Johna, Tiny Turner -“swoich” starają się zdyskredytować i mają im za złe, że jeszcze nie kończą… Dopóki będę człekokształtna, będę przypominała Rodowicz, miała energię, dopóki ludzie będą przychodzili na moje koncerty.

Maryla jak Lenin – wiecznie żywa…

Chciałam nazwać ostatnią płytę z trasy koncertowej “Maryla wiecznie żywa”, ale mąż odradził. Już widział te zarzuty o tęsknotę za poprzednim systemem i okazje do złośliwości. Bo u nas każdy żart odbierany jest wprost, bez finezji.

To jak długo?

Scena wyzwala we mnie masę energii i adrenaliny. A potem jestem spokojną kobietą, która leży na kanapie, chodzi boso po mieszkaniu, gotuje pomidorówkę. I chętnie milcząc słucha innych. Postanowiłam sobie, że się nie zestarzeję, nie zamierzam chorować, nie będę umierać. I tej wersji się trzymam. Chociaż śmierć jest zawsze najlepszą promocją płyty, a właśnie siedzę w studio i nagrywam 13 nowych piosenek.

rozmawiała: Liliana Śnieg – Czaplewska
zdjęcia: Marcin Tyszka
źródło: materiały prasowe

Powrót