Sopot – moja magia

Który to już raz odwiedza Pani Sopot?

Nie jestem w stanie zliczyć. Byłam tu wielokrotnie. Mam wielki sentyment do tego miasta, z nim wiąże się mnóstwo wspomnień. Sopot jest dla mnie miejscem magicznym – można je porównać tyko z Krakowem.

Z nowej siedziby Ergo Hestii rozciąga się imponujący widok na morze – a jakie są pani ulubione miejsca w Sopocie?

Ja na morze i sopockie molo spoglądam najczęściej z Grand Hotelu. Uwielbiam tamte okolice. A poza tym zaglądam też do Górnego Sopotu – i to wbrew pozorom nie tylko do Opery Leśnej. Ta część miasta jest taka… górska ze swoimi wysokimi drzewami i przez to bardzo romantyczna. Podoba mi się zwłaszcza zimą kiedy wygląda naprawdę jak w bajce.

To ciekawe – przecież turyści, a także wielkie gwiazdy, najczęściej zjeżdżają tłumnie do Sopotu latem!

Zdarzało mi się tu bywać właśnie zimą. Dlatego pamiętam Górny Sopot w śniegu. Poza tym szalenie podoba mi się sopocka architektura. Gdy znajduję na to czas, spaceruję, oglądając typowe sopockie domki z werandami i wieżyczkami. Cieszy mnie, że w ostatnim czasie Sopot robi się coraz bardziej zadbany. Zasłużył sobie na to swoją urodą. I oczywiście obchodzonym niedawno stuleciem.

Artystycznie ma Pani dziesiątki pomysłów na siebie – zaskakuje nas jak nie “biesiadną Marylą”, to telewizyjną rewiową “Tour de Marylą”. Skąd to się bierze – co jest tajemnicą wielkiej kreatywności Maryli Rodowicz?

To wszystko ze strachu. Ze strachu oraz z potrzeby akceptacji. Od lat ciągnie się za mną bagaż wielkich, dawnych przebojów. To naprawdę jest duże obciążenie. Dlatego jest we mnie ogromna chęć udowodnienia – i sobie i słuchaczom – że cały czas tworzę, że jestem w stanie robić coś nowego, a nie wyłącznie eksploatować stare hity.

Największe przeboje, o których Pani wspomniała – poza świetną muzyką i wykonaniem – zawsze charakteryzowały się doskonałymi tekstami. Przez wiele lat specjalnie dla pani pisała je między innymi Agnieszka Osiecka – poetka pod koniec życia bardzo związana z Sopotem. Co dzisiaj stało się z “polską szkołą tekściarstwa”?

Zauważyłam, że bardzo modna i coraz bardziej powszechna jest teraz tendencja do zadziwiającej “samowystarczalności” rozmaitych artystów i artystek. Działają oni na zasadzie: “sama piszę, sama komponuję i śpiewam”. Efekt z reguły jest poniżej poziomu, który potrafię zaakceptować. Często nie mogę słuchać tekstów różnych piosenek, bo są one po prostu nieudolnymi wypocinami. Ubolewam nad tym, bo jestem bardzo wrażliwa na słowo. Wychowałam się na dobrych tekstach i współpracy z dobrymi poetami.

Czy tak będzie również w przypadku najnowszej płyty?

Płyta którą właśnie zaczynam nagrywać, będzie miała świetne teksty – niebanalne i często wzruszające. Większość z nich napisał Marek Biszczanik – nowy, zdolny autor wywodzący się ze środowiska filmowego. Płyta będzie też bardzo melodyjna Nie przewiduję żadnej rewolucji w sensie muzycznym. Chcę nagrać płytę do słuchania z piękną muzyką.

Zostawmy na chwilę muzykę. Od wielu miesięcy można oglądać panią w zupełnie nowej roli – aktorki. Gra pani sympatyczną ciotkę w komediowym serialu “Rodzina zastępcza”. Jak rozwija się aktorska kariera Maryli Rodowicz?

Ostatnio grywam coraz rzadziej, bo zajmuje mi to dużo czasu. Mam właśnie czteromiesięczną przerwę w zdjęciach do serialu. Zwykle są one kręcone co miesiąc, przez dziesięć kolejnych dni. Zawsze rezerwowałam sobie na “aktorstwo” tych kilka dni raz w miesiącu. Ostatnio jednak przez zaangażowanie w autorski program telewizyjny “Tour de Maryla” oraz w związku z pracą nad nową płytą poprosiłam o przerwę w “Rodzinie”.

Kiedyś pani narzekała na nudę przy pracy na planie filmowym – jaki ona miała wpływ na tę decyzję?

Faktycznie, w czasie zdjęć trzeba ciągle coś powtarzać – do znudzenia poprawiać te same sceny. Gramy cały czas w wynajętym domu, w niezmiennych wnętrzach z tymi samymi ludźmi, nie ma wielu nowych sytuacji. Natomiast jeśli chodzi o postać, którą gram, to muszę wyglądać w miarę normalnie, moje serialowe kostiumy są dość zwyczajne, codzienne – i nie mogę poszaleć, tak jak jest to możliwe na estradzie. Tam pozwalam sobie na fantazję w wyglądzie.

Zdradziła pani kiedyś swój pomysł na płytę adresowaną wyłącznie dla dzieci – czy jest on nadal aktualny?

Tak, ten pomysł wciąż siedzi we mnie. To miałaby być płyta nie przesłodzona dla dzieci niepokornych takich z “charakterkiem”.

Takie są pani dzieci?

To coraz mniej są “dzieci”. Dwoje starszych jest dorosłych – Kasia ma 19 lat a Jasiek – 21. Najmłodszy syn, Jędrek to już dzielny czternastolatek. Mimo to na pewno chciałabym zrealizować kiedyś projekt dziecięcej płyty, tylko że jeszcze nie wiem, kiedy. Teraz pracuję nad zupełnie inną płytą, potem będę ją promować. A jeszcze później trzeba dać publiczności trochę odsapnąć od siebie. Na tym przecież polega rynek – nie można pozwolić ludziom udławić się sobą, muszą na chwilę odpocząć od Maryli Rodowicz.

Dała pani swoim dzieciom piękne, polskie imiona. Skoro o nich – Maryla to pseudonim artystyczny, prawda?

Jestem Marią Antoniną. Maria wzięła się stąd, że urodziłam się 8 grudnia, właśnie w Marii. Natomiast imię Antonina nosiła jedna z moich babć, dostałam je w spadku po niej. Natomiast “Marylką” byłam w domu od zawsze.

Co zapewnia pani poczucie bezpieczeństwa?

Dom i rodzina. Nie mogę tego niestety powiedzieć o zawodzie, który wykonuję. Wywołuje on wiele stresów i lęków. Bardzo często jestem narażona na niepokój, kiedy myślę o tym, jak uda się nowy pomysł, czy płyta spodoba się ludziom, czy wszystko się powiedzie. W domu znajduję dla takich myśli ukojenie.

Na koniec bardzo “babskie” pytanie – czy kiedykolwiek miała pani ochotę, żeby obciąć swoje długie, blond włosy?

Bez przerwy mam taką ochotę. Kiedy oglądam zdjęcia z różnych modnych fryzur, zwłaszcza tych bardzo krótkich, od razu mnie korci, żeby coś radykalnie zmienić w swoim wyglądzie. Ale jestem bardzo przywiązana do własnego wizerunku i nie mogę się odważyć na taki krok, na taką zmianę. Poza tym długie włosy, bujna grzywka służą mi także jako wygodne zamaskowanie – mam sporo kompleksów! I tak czasem sobie myślę, że jeśli zarzucę tymi włosami na twarz to mnie trochę mniej widać.

Jednym słowem one też mogą dać poczucie bezpieczeństwa?

Tak – czyli włosy i rodzina… (śmiech)

Dziękuję za rozmowę i zapraszam nad morze jak najczęściej.

Do Sopotu? – zawsze.

rozmawiała: Magdalena Jacoń
zdjęcie: DJ Kot
źródło: “Hestia Forum”

Powrót