Samotność nie jest dla kobiet

Gdyby dziś Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski przynieśli do telewizji scenariusz Kabaretu Starszych Panów – na pewno by ich pogonili. Głupotą jest to, że w Polsce nie szanuje się autorytetów albo się je niszczy.

Jak przebiegła sesja w stylu Henri Rousseau przedstawiająca panią na okładce nowej płyty “Jest cudnie” – nago, na tygrysie w pejzażu rajskiej wyspy?

Noo… odbyło się bez pozowania, to obraz namalowany przez malarkę z Krakowa Joannę Kaiser. Uwielbiam malarstwo Rousseau, ale okładkę wymyśliła Ania Głuszko. W oryginale francuski malarz przedstawił swój autoportret w garniturze, z mandoliną. Zdecydowałam, że przedstawię się nago i z gitarą. Moja mama zareagowała słowami: “Jak ty możesz goła i na tygrysie się pokazywać? Taki skandal!”. No sorry, jaki skandal?

Jak się pani czuje nago na tygrysie?

Trochę niewygodnie się siedzi.

A nagość – kiedyś pani śpiewała, że nago śpi?

Bo to prawda. I nic się nie zmieniło.

Jak sobie pani tę kameralną, płytę w naszych rozkrzyczanych i hucpiarskich czasach wymyśliła?

Od dawna marzyłam o wyciszonej, akustycznej płycie. Sony BMG doprowadziło do spotkania z Andrzejem Smolikiem dwa lata temu. Spotkaliśmy się w knajpie, usiedliśmy na boku. Bałam się, że zaproponuje elektronikę. A on powiedział, że ma taki sam pomysł i tylko w takiej kameralnej stylistyce mnie sobie wyobraża, taką mnie właśnie lubi. Kupił nawet moje pierwsze folkowe płyty na Allegro, oryginalne winylowe wydania.

Na płycie jest cudnie pod każdym względem, zwłaszcza jeśli chodzi o kompozytorów i autorów. Piosenki napisali Cygan, Dutkiewicz, Kayah, Krajewski, Muniek, Nosowska, Umer, Poniedzielski, Smolik.

Najprościej jest z Sewerynem Krajewskim. Jadę do niego domu, Seweryn bierze gitarę i gra, a w pamięci ma tysiące melodii. Niewyczerpana kopalnia hitów. Tym razem zaczęło się od piosenki tytułowej. “Próba”odbyła się u mnie. Próba, czyli kolacja, na którą przyszedł Seweryn z gitarą, Magda Umer z tekstem, Andrzej Poniedzielski z dobrym poczuciem humoru i Vadim Brodski ze skrzypcami, które nie mogły się przebić przez nasz śpiew. Po takiej kolacji wszyscy jej uczestnicy dzwonią do mnie i pytają: “Kiedy następna próba?”.

Krajewski nie tylko komponował, ale i zaśpiewał z panią w duecie “Panią Ziemię”, piękny hipisowski song.

Moje dzieci powiedziały, że John Lennon byłby zadowolony z tej piosenki. Kiedy graliśmy ją na tak zwanych próbach — ryczeliśmy wniebogłosy. Ale Smolik chciał uniknąć typowej dla mnie ekspresji, zależało mu, żeby płyta brzmiała łagodnie. Dlatego obniżał cały czas tonację, tak żeby tylko Seweryn mógł ją zaśpiewać. Zwabienie go do studia nie było łatwe. Najpierw obiecałam, że zaśpiewam dłuższy fragment, a on tylko resztę. Kiedy przyszedł na nagranie, od razu zastrzegł, że ma mało czasu, bo musi zdążyć do restauracji w Józefowie, gdzie pan Andrzej specjalnie dla niego dusi zająca.

Zając – ważny powód!

Bardzo ważny! A pan Andrzej zamyka o piątej. Jednak ze Smolikiem nie jest łatwo. Nagrywa 20, a nawet 30 wersji piosenki. Dręczy biednych artystów. A potem dręczył mnie Seweryn, dzwoniąc i pytając: “Po co ci jestem potrzebny na tej płycie?”.

Obiadu nie zjadł?

Nie zjadł!

“Do raju furtki trzy” to piosenka o byciu singlem, co dziś jest coraz bardziej popularne. Identyfikuje się pani z marzeniami tych Polek, które czują ulgę, gdy wyprowadzi się od nich mężczyzna i nareszcie wszystkie łyżeczki w domu są czyste?

W moim życiu zwykle tak bywało, że kiedy jeden związek się kończył — od razu wpadałam w ramiona nowego narzeczonego. Dlatego nie znam uczucia ulgi, o którym śpiewam. Co nie znaczy, że nie lubię być sama w domu. Słucham wtedy muzyki, czytam, wchodzę do Internetu. Okazji mam wiele, bo mój mąż jest człowiekiem ciężkiej pracy, wcześniej ode mnie wstaje i wcześniej udaje się do pościeli.

I nie myślała pani o tym, żeby być singlem?

Z jednej strony bycie z kimś to jest bardzo trudne zajęcie, docieranie się trwa wiele lat, z drugiej jednak wiele kobiet decyduje się na związek, kiedy jest już za późno i czas na macierzyństwo minął. Zbyt długo prowadziły wygodne życie, w którym nie było pieluch i teściowej. Ja też miałem problem z podjęciem decyzji o zostaniu mamą. Obawiałam się końca kariery. Na szczęście zwyciężył instynkt. Dziś widzę wokół siebie coraz więcej samotnych pań, które nie są szczęśliwe, bo życie polegające na tym, że w piątek pijemy, w sobotę bankietujemy, w niedzielę odpoczywamy, a w poniedziałek wracamy do kieratu — nie jest dla kobiety najlepszym wyborem. Dla mężczyzny też. Mężczyźni bez kobiet dziczeją!

Najradośniejszą piosenkę napisała Kayah.

Była u mnie, napiłyśmy się wina, i zachwyciła się moim domem. Powiedziała, że żyję jak u pana Boga za piecem, w ogrodzie, wśród drzew. Powiedziała, że musi o tym napisać. Napisała.

Śpiewa pani, że wiemy, co dobre, a co złe, a mimo to kuszą nas głupoty. Co się pani szczególnie rzuca w oczy?

Jeśli chodzi o Polskę, zaczynam wątpić w nasze narodowe umiejętności kierownicze. Nikt nami nie potrafi rządzić, choćby podjąć decyzji w sprawie autostrad i stadionów. Mamy szansę, a nie potrafimy jej wykorzystać. Może jednak by się nam Niemiec przydał? W showbiznesie zadziwia mnie, że tak bardzo zaniżył się poziom, choćby w stosunku do lat 70. Wtedy nie było tyle komercji, co teraz. Polskie Radio miało ambicje, zajmowało się wyszukiwaniem talentów. Niedawno rozmawiałam o tym z Magdą Umer, która słusznie zauważyła, że gdyby dziś Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski przynieśli do telewizji scenariusz Kabaretu Starszych Panów — na pewno by ich pogonili. Głupotą jest to, że w Polsce nie szanuje się autorytetów albo się je niszczy. Kiedy czytam o sobie w Internecie, dowiaduję się, że najwyższa pora, bym zaczęła się czołgać w stronę katakumb. U nas nawet o Górniak pisze się, że jest stara. I to mnie trochę pociesza! Gorzej było chyba tylko u wikingów, którzy starych ludzi wsadzali na krę i robili im “papa!”.

A co z głupotą w pani życiu prywatnym?

Może to, że nie chodzę do lekarzy i kosmetyczek. Moje koleżanki jeżdżą do spa, żeby odpocząć. Po wakacjach! Wiadomo, że wakacje są męczące. Dlatego bez przerwy korzystają z pomocy masażystek, fryzjerów. Wierzę, że wystarczy mi mydło, dobre kremy i sen.

I niczego pani nie żałuje?

Człowiek przeżywa różne etapy, a wszystkie błędy składają się na naszą osobowość, to, kim jesteśmy. Dlatego nie żałuję, nawet jeśli robiłam różne głupstwa. Zostawiałam narzeczonych, domy, samochody. Ciągle lądowałam w hotelach i musiałam zaczynać od zera. Lekkomyślnie zrezygnowałem z kariery w Wielkiej Brytanii. To było w 1970 r. Najpierw nagrałam po angielsku piosenki “Mówiły mu” i “Zakopane”. Pierwsza z nich była na wysokim miejscu listy przebojów kultowego Radia Luxembourg. Czekała mnie trasa promocyjna po świecie z zespołem The Beach Boys i koncert w Royal Albert Hall. W Londynie rozwieszono reklamy z moimi zdjęciami wielkości domu. Ale mój narzeczony bał się, że nie wrócę, i prosił, bym nie jechała. Wydawało mi się, że podobne propozycji będę miała co dwa tygodnie, dlatego zadzwoniłam do angielskiego producenta i powiedziałam, że mamusia zachorowała i jechać nie mogę. Oczywiście producent zadzwonił do Polski sprawdzić, co się dzieje. Była straszna afera, długo nie wydawano mi paszportu. Ale co tam!

Okładka płyty jest piękna, egzotyczna. A jakie miejsce uważa pani za najpiękniejsze na ziemi?

Mazury. Niestety, muszę znowu ulec mężowi i lecieć z nim na Karaiby.

Co za ból!

Prawda? Ciepłe morze jest miłe, ale żar, który się leje z nieba — trudny do wytrzymania. Dlatego wolę Mazury, rześkie poranki, wieczory z rosą i zapach ziemi po deszczu. Najpiękniejsze perfumy go nie przebiją. Lubię nawet zapach krowiej kupy. Ja chyba jestem wieśniaczką!

I nie jest pani na Mazurach za zimno?

Jestem zimnego chowu. Śpię przy otwartych oknach i zakręconych kaloryferach. Moja ulubiona temperatura w nocy to 13, 14 stopni. Mąż nie wytrzymuje i się ewakuuje. Według mojej mamy większy chłód lubiła tylko generałowa Zajączkowa, która znana była z tego, że miała sto lat i dobrze wyglądała, bo trzymała lód pod łóżkiem.

rozmawiał: Jacek Cieślak
zdjęcia: Sony BMG/KFP/Rzeczpospolita
źródło: Rzeczpospolita 08.05.2008/ www.rp.pl

Powrót