Rozmowa z Marylą Rodowicz

Aż się nie chce wierzyć, że na estradzie istniejesz od piętnastu lat i to ciągle w ścisłej czołówce. Co właściwie śpiewałaś piętnaście lat temu?

Śpiewałam w klubie studenckim do tańca – amerykańskie hity rockandrollowe z własnymi tekstami. A potem trafiłam na Festiwal Piosenki Studenckiej do Krakowa.

Z gitarą?

To był przypadek. Na AWF-ie obok klubu rozrywkowego działał kabaret, który prowadzili Adam Kreczmar i Jerzy Andrzej Marek. W kabarecie odbywała się premiera piosenki “Jak cię miły zatrzymać”, którą śpiewała moja koleżanka z AWF. I nagle ona złamała nogę. Adam mnie znał i zaproponował zastępstwo. Wykonywałam wtedy numery do tańca i taka piosenka była mi obca, odmienna stylistycznie. Dałam się namówić. Później zaproponowano mi udział w krakowskim festiwalu. Piosenka studencka kojarzyła mi się ze straszną powagą. Wiesz, w czarnej sukni, zamyślenie, nastrój, głębia przeżyć… Znałam tylko jedną odpowiednią piosenkę, tę, którą raz zaśpiewałam w zastępstwie i na gwałt szukałam czegoś poważnego, głębokiego z poetyckim tekstem. Regulamin konkursu wymagał dwóch utworów. Zaśpiewałam piosenkę Kofty “Pytania”. Męczyłam się, bo to było coś zupełnie nowego. Byłam przecież przyzwyczajona do rytmicznych piosenek w stylu umfa, umfa. Zaśpiewałam i… wygrałam. Bardzo mi to ułatwiło start estradowy. Mogłam nagrywać w radiu, rozpoczęłam współpracę z autorami tekstów.

Zostałaś więc piosenkarką. A czym chciałaś zostać w życiu?

Chciałam śpiewać, jednakże trudno mi się było zdecydować na kierunek studiów. Parę miesięcy przed maturą z myślą o egzaminach do ASP przerysowałam konie Michałowskiego, ale te moje “indiańskie” prace zostały na akademii odrzucone. Zdawałam jeszcze na weterynarię. Chciałam przede wszystkim trafić do studenckiego ruchu kulturalnego, chciałam śpiewać.

Rozpiętość zainteresowań godna podziwu, bo w końcu trafiłaś do AWF.

Uprawiałam lekkoatletykę i kiedyś po miesiącu treningu uzyskałam trzeci wynik w Polsce w biegu przez płotki w kategorii młodzików. Miałam dobrą koordynację ruchową, nienajgorszą sprawność i wiedziałam, że dostanę się na uczelnię sportową. Poza tym analizując informator o wyższych studiach od razu eliminowałam uczelnie z matematyką na egzaminie wstępnym.

A uczelnia muzyczna?

Wcześniej zrezygnowałam. W szkole podstawowej z powodzeniem grałam na skrzypcach, bardzo kochałam i granie, i instrument, ale zamiast ćwiczyć po południu brałam kolce i biegałam trenować. Jak po treningu przychodziłam na lekcje skrzypiec, to mi ręce drżały po wysiłku. Nauczyciel twierdził, że mam słuch i namawiał do kontynuowania nauki, ale odstraszały mnie mozolne ćwiczenia. Zainteresowań miałam więcej: recytowałam, bo oczywiście chciałam zostać aktorką, chodziłam też na balet.

Wszystko Ci się w końcu przydało.

Każdemu się przydaje różnorodność zainteresowań w dzieciństwie. Wczesny kontakt z muzyką wspaniale kształtuje wrażliwość, rozwija wyobraźnię.

A kiedy tak naprawdę postanowiłaś poświęcić się karierze estradowej?

To były lata sześćdziesiąte, kiedy Karin Stanek zaczęła śpiewać rocka i miotać się z gitarą, więc ja też. Nawet pisałam polskie słowa do aktualnych przebojów Elvisa Presleya, Brendy Lee, Wandy Jackson. Wspaniałe ostre rock and rolle.

Przez piętnaście lat śpiewałaś w sensie stylistycznym właściwie wszystko. Czy to oznacza wszechstronność artystyczną czy raczej zmienność zainteresowań, co byłoby typowe dla kobiety?

Rzeczywiście śpiewam piosenki różne stylistycznie. Ale wydaje mi się, że śpiewam je stylowo. Uważam to za swój duży sukces, bo nie jest to proste. Oczywiście, piosenkarka na przykład rockowa może wykonać coś zupełnie innego, bo ma kaprys zaśpiewać piosenkę w konwencji lat trzydziestych. Ale dobrze jest to zrobić stylowo. Muzyka jest bardzo bogata i zaśpiewanie w in-nym stylu daje fascynującą możliwość zmiany. To wspaniałe operować formą, zmieniać środki wyrazu. W konsekwencji znaczy to rozwijać się, nie popadać w rutynę. Rocka śpiewa się ostro, ale to nie wystarczy. Trzeba go ucieleśnić, odnaleźć oryginalną osobowość, by nie kopiować wzorów i zachować własną indywidualność… Albo inny przykład, muzyka z lat trzydziestych, czterdziestych, bo bardzo lubię ten okres. Swing śpiewany pięknymi, miękkimi głosami. Głos musi brzmieć bardzo charakterystycznie, w różnych rejestrach, trzeba nim umiejętnie opero-wać – tutaj załamać głos, tutaj pociągnąć dźwięk… Nie potrafiłabym śpiewać ciągle w jednym stylu. Szukam nowych rozwiązań, chcę być otwarta.

Jest to jakaś forma sprawdzania samej siebie.

Pewnie też jest to obrona przed zanudzeniem siebie i publiczności. Jestem osobą niesłychanie zachłanną na muzykę i chciałabym wykonywać wszystko. Jak ktoś śpiewa coś dobrego, to natychmiast chcę sprawdzić, czy też tak potrafię, rozumiesz? Na muzykę jestem zachłanna jak na życie, chciałabym ją wchłonąć całą, spróbować siebie w różnych formach.

Ale dodając coś własnego, swoją osobowość. A co lubisz z estrady najbardziej?

Lubię country, standardowo brzmiący zestaw instrumentalny: banjo, harmonijka, gitara akustyczna i brzmienie typowych chórków. Bardzo lubię wymyślać głosy i opracowywać utwory wokalne, właśnie z wykorzystaniem chórku. Lubię słuchać muzyki gospels, chóralnych śpiewów murzyńskich z charakterystycznie brzmiącym fortepianem…

Jeżeli jednak pominiemy kilka piosenek bardzo dramatycznych, o dużym ładunku emocji, to przeważnie interpretujesz utwory na dużym luzie, z dystansem, często używając pastiszu, ironii, żartu.

Zrobić dowcip muzyczny, czy zmrużyć oko, to jest wspaniałe. Jeżeli można sobie pozwolić, aby wykonywać ten zawód z dystansem, to jest właśnie to.

Żeby wykonywać taki zawód z dystansem, musisz mieć również dystans do samej siebie.

O to najtrudniej. Chciałabym go mieć i chyba mam.

Co choćby wynika z udziału w kabarecie Olgi Lipińskiej. Całość działa się w konwencji paranoicznego żartu. Śpiewałaś w kilkunastu strojach, bo wiem, że lubisz się przebierać, jak zresztą każda dziewczyna. Pomijając jednak specyficzny humor kabaretu, wykonałaś tam bluesa, który brzmiał dokładnie tak, jak powinien brzmieć blues.

Nie można nie kochać bluesa.

Sama miłość jednak nie wystarcza, żeby coś zrobić dobrze czy bardzo dobrze. A czego się tknęłaś na estradzie, udawało Ci się pierwszorzędnie. Czy nie uważasz, że jesteś dzieckiem szczęścia?

“Bardzo pragnę szczęścia, bardzo pragnę je mieć, bo szczęścia trzeba chcieć!”

Uważasz, że szczęściu pomaga, jeżeli bardzo się go pragnie?

Trzeba wierzyć w swoją gwiazdę i nie załamywać się byle czym…

… że Boniek lepiej gra w piłkę, a Maryla Rodowicz lepiej śpiewa…

… od Bońka. Chciałabym zachować odrobinę dystansu do samej siebie. Nie pomniejszać porażek i nie wyolbrzymiać sukcesów.

Przez piętnaście lat nie bardzo miałaś co pomniejszać. Przypomnę w skrócie, bo Tobie nie wypada. Ogólnopolską popularność zdobyłaś na festiwalu opolskim piosenkami “Mówiły mu” i “Jadą wozy kolorowe”, balladami zbliżanymi do country.

Były raczej bliższe stylowi folk. Stylistycznie po prostu nowe u nas.

Następnie próbowałaś innych form, że wymienię słynne oratorium “Zagrajcie nam dzisiaj wszystkie srebrne dzwony”, śpiewogrę na moty-wach ludowych “Na szkle malowane”, czy widowisko muzyczne “Szalona lokomotywa” według Witkacego, wystawione przez Teatr STU. Udział w takich ambitnych przedsięwzięciach artystycznych wymagał przecież, oprócz walorów ściśle wokalnych, umiejętności aktorskich, bo to I liryka, i nastrój, i ekspresja, ! .stworzenie klimatu. A jednocześnie zaliczyłaś dziesiątki programów telewizyjnych z kabaretem włącznie, koncerty, płyty i niezliczoną ilość przebojów najróżniejszych stylistycznie, w tym również piosenek dla dzieci. A jeszcze laury zagraniczne! Przykład: dwa lata temu zaproszono Cię na festiwal country do Indépendance. Przybywasz po ciężkiej podróży, na dwadzieścia minut przed koncertem…

Lataj LOT-em!

… i mimo wszystko zdobywasz nagrodą. Sukcesami, które odniosłaś w piętnastoleciu, można by obdzielić trzy pokolenia piosenkarzy i jeszcze pozostałaby niewykorzystana reszta. Obserwując Twoją karierę estradową można naprawdę nabawić się kompleksów. Czy to nie przesada ze strony losu, że jest aż tak łaskawy?

Jestem zdolna, tego nie da się ukryć. Po prostu się wydało. A mówiąc serio: w mojej branży trzeba mieć dużą odporność psychiczną.

Myślę, że poza talentem, odpornością i szczęściem artyście potrzebne jest coś jeszcze. Chodzi mi o własny gust pozwalający wybierać z ofert materiał dobry, o smak artystyczny, słowem o znalezienie własnej osobowości. Przecież ilu ludzi w branży wymaga prowadzenia za rączkę, bo bez pomocy fachowców pozostają bezradni.

Nawet nie to, że prowadzić, tylko to, że u ma takich ludzi, że brakuje fachowców. Dlatego artysta jest nieufny i wobec pochlebców, i wobec krytyków, wobec kogoś z zewnątrz. Naprawdę jest niewiele osób, do których mam zaufanie, w sensie repertuarowym, stylistycznym. W najlepszej sytuacji jest autor wykonujący własne utwory, tak wybitny jak Andrzej Rosiewicz, który przecież jak my wszyscy i tak boryka się z wieloma trudnościami w zorganizowaniu niezbędnych, często najprostszych elementów programu. Pewnie trzeba życie poświęcić estradzie, żeby naprawdę coś na niej osiągnąć.

Czy chcesz pośrednio dać do zrozumienia, że Ty się również poświęciłaś sztuce?

Widać mnie na zdjęciu z dwójką moich dzieci, z Jaśkiem i Kasią, które mi na to nie pozwalają.

Udane rodzeństwo?

Jak widać.

Rodzina w Twoim zawodzie działa chyba kojąco na stresy.

Często wyjeżdżamy i dzieci bardzo tęsknią do matki. Jasiek przy każdym wyjściu trzyma mnie za nogę i mówi, że nie wolno mi bez niego wychodzić. Wszędzie, gdzie jestem, myślę o dzieciach, śnią mi się straszne sytuacje, a nie mogę zatelefonować do domu, bo od lat nie mam telefonu. Nie mogę pracować bez telefonu, więc chodziłam nawet po pomoc do ministrów.

Widocznie niewiele mogą pomóc.

Jedna pani spotkana przy automacie powiedziała mi, że gdy była interweniować w sprawie własnego przydziału, to powiedziano jej: “Pani chce mieć telefon? Nawet pani Rodowicz jeszcze nie ma”. Robię więc w urzędzie telefonicznym za argument.

Samo życie. A sąsiedzi z osiedla już się przyzwyczai, że gwiazda estrady jest jakaś taka zwyczajna?

Przyzwyczaili się. Targam siatki z zakupami i wychodzę na spacer z dziećmi. Ludzie potrzebują mitów. Cały świat karmi się plotkami, skandalami. O czymś trzeba mówić. Boże, jakie ja już plotki słyszałam na własny temat. Filmy można by kręcić.

Też się kręcimy wokół różnych tematów, ale ten wywiad wypada trochę za słodko więc spróbujmy wlać trochę piołunu. Czy z czegoś, co robiłaś na estradzie, jesteś niezadowolona, że nie wyszło, że wypadło źle?

No wiesz… zawsze można lepiej. Nigdy nie jestem zadowolona do końca, uważam, że pracuję zbyt chaotycznie.

Jesteś perfekcjonistką?

Często jestem niezadowolona, choćby z aranżu. Właściwie nigdy nie miałam dobrego aranżera. Od lat mam kłopoty ze skompletowaniem odpowiedniego zespołu akompaniującego. U nas stawki dla muzyków są bardzo niskie, za minutę nagrania sto pięćdziesiąt złotych, więc nagranie piosenki, która trwa trzy minuty, to zarobek kilkusetzłotowy. I z czego ma żyć, jeśli nagra trzy piosenki miesięcznie? Wiem, że stawki mają być wkrótce zreformowane, że aranżer ma dostawać godziwe pieniądze, że to będzie wreszcie jakoś postawione…

…z powrotem na nogi

Nie z powrotem, bo nigdy na nogach nie stało. Panuje przekonanie, że piosenkarze żyją z tantiem, jak na całym świecie, gdzie jak wokalista nagra dobrą płytę, czy zaśpiewa hit, to może cały rok pracować nad nową płytą, czy przygotować recital. U nas się zarabia gardłem, trzeba zagrać co miesiąc ileś koncertów, żeby wyżywić rodzinę. Stawki muzyków teraz nieco poszły w górę, ale ile ja mogę koncertów zaśpiewać, żeby akompaniujący mi muzycy zarabiali? Dziesięć góra piętnaście miesięcznie. Czyli muzyk zarobi od czterech do siedmiu tysięcy z czego połowę przeje, bo mieszka się w dobrych hotelach, z konieczności je się w hotelowych restauracjach, bo tylko one są otwarte. Gdzie będziesz po nocach szukał baru mlecznego, czy chodził na dworzec, żeby zjeść taniej. Techniczni najczęściej szeleszczą, czyli rozwijają z papieru jakieś kanapki, bo mają pięćdziesięciozłotowe diety. Czwartą część tego, co artyści.

Dlaczego?

Na całym świecie estrada jest dobrym interesem. Koncerty, płyty, przeboje, filmy muzyczne. Tylko u nas wszystko na opak. Przeboje ukazują się nas płytach po dwóch latach, filmów nie ma w ogóle, a cały przemysł rozrywkowy przypomina raczej kiepską manufakturę. Dotyczy to również stawek, podziału tantiem, bo nie wiem dlaczego dostają je kompozytor i tekściarz, a wykonawca i aranżer już nie, i wielu innych spraw. Mam jedynie nadzieję, że wreszcie reforma obejmie również te część naszego życia, która przynosi ludziom radość i relaks. Nie tylko reforma gospodarcza, ale bardziej reforma myślenia o rozrywce. Upowszechnianie jej, organizowanie. I wszyscy zainteresowani na tym zyskają, a przede wszystkim publiczność.

A zmieniając temat: co Ty zyskałaś dzięki swojemu zawodowi? Co cenisz najbardziej?

Popularność w moim zawodzie jest sprawą ulotną, turystyka mnie nigdy nie pasjonowała. Najbardziej cenne jest dla mnie co innego. Dzięki sztuce zyskałam możliwość bycia kimś, możliwość przekazania ludziom, i to różnych kultur, w różnych krajach, tego co chcę im przekazać. I możliwość poznania wielu ciekawych ludzi. Są to przecież wspaniałe możliwości. Można przekazać ludziom własny punkt widzenia świata, to co się myśli i czuje. Po prostu można przekazać siebie.

rozmawiał: Marian Butrym.
zdjęcie: archiwum M.

Powrót