Płaci zdrowiem, aby się nam podobać

Po koncercie na warszawskim Torwarze piosenkarka miała problemy z kręgosłupem. Za dużo hasała na scenie. Musiała jeździć aż do Juraty, by podreperować zdrowie.

Kilka tygodni temu ukazała się Pani najnowsza płyta, utrzymana w tonacji latynoamerykańskiej, była Pani też bohaterką bardzo widowiskowego koncertu na Torwarze. Co było inspiracją?

To był pomysł mojej firmy fonograficznej, która zaproponowała mi nagranie płyty z okazji karnawału 2000. Pomyślałam, że taką sprawę można wyrazić tylko w latynoskich rytmach. Potem odbył się ogromny koncert promujący tę płytę, który pochłonął dużo energii i ofiar w sprzęcie i ludziach. Ale mimo wszystko chcemy go powtórzyć wiosną również w innych miastach.

W czasach PRL-u była Pani bardzo popularną wokalistką zarówno w Polsce i tzw. demoludach. Agnieszka Osiecka nazwała Panią nawet Madonną RWPG. Czy odczuwa Pani nostalgię za tamtymi czasami?

Raczej nie, a jeśli już, to odczuwam ją tylko za rosyjską publicznością. I tęsknię też do Pragi czeskiej, gdzie przez kilka lat mieszkałam i miałam tam mnóstwo fanów.

Co roku nagrywa Pani nową płytę, co chwilę gdzieś koncertuje, poza tym ma Pani dom, dzieci. Skąd czerpie Pani tyle energii, by wszystkiemu podołać?

Mam jej tyle, że mogłabym nią obdzielić wielu z młodszego pokolenia. Często muzycy z mojego zespołu nie wytrzymują tempa, jakie im narzucam.

Można chyba bez przesady uznać Panią za artystkę ponadczasową…

Na moje koncerty przychodzi młodzież i świetnie odbiera starsze kawałki. Mogę śmiało stwierdzić, że na moje koncerty przychodzą kolejne już pokolenia.

Jaki był najtrudniejszy moment w Pani karierze?

Było ich kilka. Na przykład na początku lat 80. ludzie przestali przychodzić tłumnie na moje koncerty, czasami byłam wygwizdywana. Pojawiły się wtedy nowe gwiazdy i publiczność miała nowe zabawki. Młodzież masowo odchodziła z moich fan clubów, jak np. w Gdańsku, gdzie połowa moich wielbicieli przeszła do fan clubu Izy Trojanowskiej. Wtedy pojawiły się dzieci i musiałam zapewnić im chleb. Zaczęłam więc jeździć do klubów polonijnych w USA. Było ciężko, bo śpiewałam w ciemnych, zadymionych pijackich klubach po nocy. To były trudne czasy. Powoli jednak zaczęłam stawać na nogi pod koniec lat 80. Początek następnej dekady jeszcze nie był łatwy, ale powoli wróciłam na scenę. A tylu sukcesów co teraz, dawno nie miałam.

Jaki rodzaj satysfakcji czerpie Pani ze swojego zawodu?

Najważniejsza jest dla mnie reakcja publiczności, listy, które otrzymuję od swoich fanów, i miłość, jaką oni deklarują. Ludzie piszą, że moja muzyka towarzyszy im od wielu lat, że wtedy, gdy śpiewałam Małgośkę, przeżywali pierwszą miłość. Piosenki, które śpiewam, wrosły w życie wielu słuchaczy. To wszystko sprawia mi satysfakcję i czuję się ciągle ludziom potrzebna.

Jak często zdarza się pani przedkładać sprawy zawodowe nad życie osobiste i jak na tym wychodzi Pani najbliższa rodzina?

Niestety, często mi się to zdarza i rodzina wtedy cierpi, narzeka. Ale staramy się jakoś to wszystko pogodzić. Planujemy wspólne wakacje bez moich koncertów i występów. Zdarza mi się, że nie ma mnie na urodzinach dzieci i bardzo nad tym boleję. Zresztą, niemal całe życie spędzałam w trasach, a potem dzwoniłam z różnych stron świata do domu i wszystko, co zarobiłam, wydawałam na telefony.

Jak wychowuje Pani dzieci, co stara im się przekazać?

Moje dzieci mają dużo swobody, ale jednocześnie są pod kontrolą. Zależy mi na tym, by się uczyły. Syn już studiuje, a za rok córka będzie zdawała maturę. Bez przerwy mobilizuję ich do nauki. Natomiast najmłodszego synka pilnuje mąż, ponieważ moje metody w ogóle nie są skuteczne.

Jak wygląda dom, który Pani stworzyła, jaka panuje w nim atmosfera?

Od kiedy dzieci mają internet, całe wolne od nauki chwile buszują w nim jak oszalałe i dlatego nie można się do nas dodzwonić. Po siódmej kładziemy się na kanapie, oglądamy Wiadomości. Po domu chodzimy najczęściej na bosaka, mamy takie sprane koszulki sportowe z numerami i najczęściej właśnie je nosimy. Jeśli ktoś ma ochotę na kolację, to ją sobie robi sam, chyba że akurat wracam z zakupami, to skrzykuję wszystkich domowników i przygotowuję kolację, do której razem zasiadamy.

Czy ktoś pomaga Pani w prowadzeniu domu?

Oczywiście, inaczej dzieci i mąż byliby najczęściej głodni, a dom byłby zarośnięty brudem. Muszę mieć kogoś, kto wrzuci pranie do pralki, zadzwoni po magiel, ugotuje też obiad, najczęściej pod moim kierunkiem.

Kiedyś przyznała Pani, że kupowanie jest Pani nałogiem?

Niestety, tak. Nawet kupowanie zwykłych produktów żywnościowych sprawia mi przyjemność, o kosmetykach czy ciuchach już nie wspominając. Samo to, że mogę wybierać z półki, już jest fajne. Może jakiś psycholog mógłby to skomentować. Może jest to rekompensata czegoś. Podobno w taki sposób kobiety poprawiają sobie samopoczucie.

A hazard?

Chyba dałabym się wciągnąć, chociaż staram się unikać takich miejsc, w których mogłabym “popłynąć”.

Jak dużą wagę przywiązuje Pani do kondycji i wyglądu?

Bardzo dużą i boleję nad tym, że płyta i jej promocja ostatnio odciągnęły mnie od siłowni, ale moja trenerka już do mnie wydzwania i niebawem znów zacznę trenować.

Jak traktuje Pani mężczyzn w swoim życiu?

Utrzymuję kontakty z moimi byłymi panami, a zwłaszcza z ojcem dwójki moich dzieci Krzysztofem Jasińskim. Często z nim pracuję, bo on najlepiej reżyseruje moje wielkie koncerty telewizyjne.

Co na to Pani obecny mąż?

On ma z Krzysztofem jeszcze lepszy kontakt niż ja. Czasami rozmawiają godzinami po nocach o polityce, a ja po prostu idę spać.

rozmawiał: Andrzej Górski
źródło: Twoje Imperium/ grudzień 1999

Powrót