Nie zabiegam popularność

Pamięta pani swoją pierwszą miłość?

– No pewnie. To było w przedszkolu. Ciągnął mnie za włosy i bił łopatką po głowie.

Bolało?

– Tak, ale miałam do niego słabość.

A potem często się pani zakochiwała?

– Wiecznie, ale i beznadziejnie. Próbowali zdobywać mnie różni chłopcy, ale ja na celowniku miałam zawsze łobuziaków, szkolną bananową młodzież. Oni jednak nie zauważali mnie. Cierpiałam wystając pod ich oknami.

Ilu miała pani mężów?

– Moim pierwszym mężem jest Andrzej Dużyński. Wcześniej miałam partnerów. Przez 7 lat byłam z Krzysztofem Jasińskim. Mamy dwójkę dzieci – Kasię i Jasia. Przez trzy lata byłam z Danielem Olbrychskim.

Jak poznała pani swego męża?

– To był przypadek. Agnieszka Osiecka zawsze mówiła mi: “Ty wiążesz się zawsze z artystami, a powinnaś mieć inżyniera. Mam odpowiedniego dla Ciebie. Przedstawię Ci go”. Umówiłam się z Agnieszką, ale na spotkanie przyszedł również Andrzej. Okazało się, że jest inżynierem, specjalistą maszyn roboczych i pojazdów samochodowych. Mamy syna Jędrka.

Czy Andrzej naprawiał pani porsche, którym pani jeździ?

– Gdy poznaliśmy się, jeździłam starym, zdezelowanym mercedesem. Były to lata 80. Trudno było o cokolwiek. Szukałam tłoka do samochodu. Andrzej ofiarował mi kwiaty, a w bukiecie był poszukiwany przeze mnie tłok.

Wierzy pani w miłość od pierwszego wejrzenia?

– Absolutnie. Takie zauroczenie jest możliwe i sama wielokrotnie się zakochiwałam. Byłam bardzo kochliwa. Lubię flirtować, zaglądać komuś w oczy, a zarazem w czyichś oczach widzieć swoje odbicie. Lubię widzieć zainteresowanie sobą u drugiej osoby.

Jedna z piosenek na pani nowej płycie ,,Kochać” nosi tytuł ,,Pij z kim trzeba, a zostaniesz gwiazdą”. Czy tak jest naprawdę w branży artystycznej?

– Na pewno bywanie w modnych miejscach, poznawanie odpowiednich ludzi pomaga. Ale ja nie bywam w modnych miejscach. Nie ma mnie w kolorowych pismach. Nie zabiegam o to, ale jest w naszej branży grupa ludzi, którzy o to zabiegają. Bywają na promocjach nowego zapachu perfum, nowej marki samochodu. Andrzej powiedział mi kiedyś: – “Robisz błąd, nie bywając w modnych miejscach, nie zabiegasz o media”.

Ale i bez zabiegania o media trwa pani tyle lat w branży.

– Kiedyś i teraz jeśli ktoś był i jest utalentowany, przebije się i może trwać na pozycji lidera. Wystartować jest łatwo, ale nieporównywalnie trudniej jest trwać i udowadniać, że się jest dobrym.

Skoro nie bywa pani w modnych miejscach, w takim razie czy ma pani swoje ulubione restauracje?

– Restauracja prowadzona przez Francuza Michele Morrane na tyłach Teatru Wielkiego, restauracja tajska w hotelu ,,Sheraton” i restauracja japońska ,,Tokio”.

A w Poznaniu, który często pani odwiedza?

– Bywam zbyt krótko, aby poznawać restauracje. Znam za to w całej Polsce wszystkie hotele z wygodnymi łóżkami.

Skoro nie restauracje, hotele, to może ma pani inne ulubione miejsca w Poznaniu?

– Lubię to miasto. Cieszę się, gdy mogę do was przyjeżdżać i grać plenery nad Maltą.

O wieku kobiet nie mówi się, ale…

– Nigdy nie obchodzę żadnych urodzin.

A które momenty w życiu były dla pani najważniejsze?

– Wszystkie moje miłości były dla mnie ważne. Zakochiwałam się euforycznie i szaleńczo. Potrafiłam nie pracować i odwoływać koncerty. Gdy urodziłam dzieci, wprowadziłam do swojego życia pewną dyscyplinę. Ważne było też dla mnie i jest do dziś uprawianie sportu. Wychowałam się przez sport. Gram w tenisa, pływam, jeżdżę na nartach. Jestem fanką piłki nożnej i szczerze gratuluję Lechowi Poznań jego ostatnich świetnych wyników.

A w życiu artystycznym?

– Poznanie Agnieszki Osieckiej i współpraca z nią i takimi kompozytorami, jak Katarzyna Gaertner czy Seweryn Krajewski. Ważne były próby śpiewania w musicalach w Teatrze Stu, a także w operze w “Krakowiakach i góralach”, a także udział w programach telewizyjnych i w serialu ,,Rodzina zastępcza”. Wszystko to mnie rozwija.

Co pani robi dla utrzymania sylwetki?

– Na okrągło katuję się dietami. Ostatnio stosuję dietę Cambridge. Posiłek zastępuje się proszkiem wymieszanym z wodą albo batonikiem z ziaren. Podobno wszystko, co potrzebne jest tam zbilansowane. Ale z drugiej strony ja kocham jeść. Aby wytrzymać na koncercie, na trasie raz dziennie jem obfity posiłek. Lubię zupy. Wychowałam się na zupach mojej babci. We wtorek ugotowałam sobie jarzynową, ale zjadłam ją dopiero w czwartek. Lubię też ziemniaki. Szczególnie graphine, te przyrządzane we francuskiej restauracji. Kroi się je w plasterki, podgotowuje i zapieka ze śmietaną. To coś pysznego. A jeśli chodzi o kuchnię bardziej egzotyczną, to japońskie sushi i różnego rodzaju makarony z warzywami.

Będąc na pani koncertach, słuchając nagrań, łatwo zauważyć, że otacza się pani ludźmi młodymi. Czy dzięki temu też czuje się pani młodsza?

– Na ogół dobrzy muzycy w branży są młodsi ode mnie. Ale często ja jestem od nich młodsza duchem i mam lepszą kondycję, a oni za mną nie nadążają. Natomiast ludzie z mojego pokolenia wycofali się, zmęczyli. Trudno znaleźć kogoś starszego ode mnie w branży.

rozmawiał: Marek Zaradniak
zdjęcie: archiwum M.
źródło: Gazeta Poznańska/06.2007

Powrót