Nie mam nic do gadania, mam śpiewać

Na scenie jest już kilkadziesiąt lat (tak, tak) Wyśpiewała takie hity jak “Małgośka”, “Kolorowe jarmarki” czy “Niech żyje bal”. Niedawno wydała swój kolejny album zatytułowany “Kochać”, przy którym współpracowała z takimi artystami jak Kasia Nosowska, Jacek Lachowicz czy Ania Dąbrowska. Maryla Rodowicz w rozmowie z nami opowiada nie tylko o tej płycie. Wspomina też Agnieszkę Osiecką.

Jak doszło do nagrań tej płyty w takim składzie, w takiej konfiguracji kompozytorsko-producenckiej?

To przede wszystkim pomysł U-Zka (Pawła Jóźwickiego, producent wykonawczy – przyp.red.). To on to wymyślił, zebrał kompozytorów, producentów. Powiedział, że pokaże mi materiał jak już cały będzie skompletowany. Nie będę miała nic do powiedzenia. Mam po prostu to tak i tak zaśpiewać (śmiech).

A jak Pani zareagowała na wiadomość, że w skład tej grupy wchodzą m.in. Kasia Nosowska i Jacek Lachowicz?

Bardzo się ucieszyłam. Z Kasią chciałam pracować już od dawna, ale nigdy nie było ku temu okazji. Bardzo ją cenię. Uważam ją za jedną z najbardziej oryginalnych postaci na polskiej scenie.

No tak, ale biorąc pod uwagę jej solowe dokonania czy razem z zespołem Hey trudno miejscami uwierzyć, że teksty na tej płycie pisała ta sama osoba. A tu jeszcze Pani pisze w podziękowaniach, że “Kasia to kawałek mojej duszy”. Czy jest takim samym kawałkiem jak przed laty Agnieszka Osiecka?

To dwie różne osoby, choć oczywiście obie bardzo mi bliskie. Kiedy poznałam Agnieszkę była ode mnie starsza. Pamiętam, że jej teksty na początku wcale mi się nie podobały. Nawet je krytykowałam. Dla mnie były za bardzo damskie, za poetyckie. Chciałam śpiewać rzeczy bardziej szorstkie, chciałam śpiewać protest-songi. Zresztą pierwszą piosenką jaką ona mi napisała po takiej rozmowie była “Żyj mój świecie”. To był także tytuł mojej pierwszej płyty. To był taki protest-song. Byłam wtedy na etapie fascynacji Bobem Dylanem. Tamta piosenka się zaczynała od takiego tekstu: “Ocean ma brzeg czerwony od zórz/Ocean ma sól a trzyma ją biedni ludzie/My mamy tylko świat//Chcę ocalić go od łez, od łat”. Agnieszka zaczęła później pisać jakby pode mnie, trochę takie zbuntowane, hippisowskie teksty. Zresztą mówiła, że się świetnie przy tym czuje i odnajduje. Ewidentnie pisała dla mnie. My z Kasią się tak nie znamy jak wtedy z Agnieszką. Spędzałyśmy wiele dni tygodni razem. Zaprzyjaźniłyśmy się. Bardzo bym chciała, by Kasia została kimś takim. Ja nie mam takiej bliskiej osoby jaką była dla mnie Agnieszka, to byłoby fantastyczne. Ale Kasia jest inną osobą. Agnieszka była “bratem łata”. “Proszę bardzo będziemy całą noc chodzić po mieście. Możemy się napić z bezdomnymi, pogadać o filozofii, o życiu, pod mostem”. To była Agnieszka, natomiast Kasia jest chyba bardziej zamkniętą osobą. Może bardziej depresyjną, ale jednocześnie bardzo wrażliwą na świat i bardzo oryginalną. Zbuntowaną, ale tego buntu ma tyle ile trzeba. Jest bardziej bezkompromisowa. Ja jestem inna. Bardziej próżna. Kasia jest Kasią. Bardzo ją cenię. Bardzo.

…”Jest kawałkiem duszy” Maryli Rodowicz

Na pewno (śmiech)

A Sławek Uniatowski? Śpiewa w “Będzie to co musi być”. To kolejne zderzenie na tej płycie. Z jednej strony Maryla Rodowicz, gwiazda od wielu lat, z drugiej Uniatowski – muzyczny nowicjusz.

Zgadza się. Szukaliśmy męskiego, niskiego głosu. Siedzieliśmy w studio i myśleliśmy “Kto? Może Kiljański?” On się nawet przymierzał do tego utworu, ale coś mu tam nie pasowało. I wtedy ja powiedziałam: “Słuchajcie, jest taki chłopak w “Idolu”. Ma świetny wokal”. A U-Zek mówi: “Zaraz, zaraz. Faktycznie”. Wykręcił numer telefonu i Uniatowski był po godzinie w studio. Właściwie to minęliśmy się. Akurat miałam samolot na jakiś koncert, a on wszedł do studia i to nagrał.

Czy w takim razie program tego typu co “Idol”, pomimo krytyki jest potrzebny?

Oczywiście. To “Idol” pokazał jakie tysiące ludzi dobrze śpiewa. Młodych, a jak już dojrzałych. Byłam naprawdę zdumiona oglądając za każdym razem “Idola”, że tyle jest talentów. To dla nich jest wielka szansa. Po pierwsze mogą się pokazać, a po drugie życie pokazało, że Ania Dąbrowska, Brodka, Szymon Wydra to są ludzie, którzy już coś robią.

W tej książeczce tradycyjnie dołączonej do płyty czytamy, że dziękuje Pani: “(…) tym wszystkim, którzy byli i są teraz ze mną/Ja to mam szczęście”. Ja myślę, że szczęście jest obopólne. Od tylu lat raczy Pani swoich fanów i nie tylko ponadczasowymi przebojami. Na koncertach wciąż tłumy, które bawią się już od samego początku występu. Jak to się robi, być tyle lat na topie?

(śmiech) Koncerty są dla mnie prawdziwą przyjemnością. To, że ci ludzi przychodzą i tak się bawią – nie ma większej nagrody. Krytyka może sobie pisać co chce, i pisze co chce, ale piosenkarz bez publiczności nie istnieje. Nie jest pełny. Na pewno mam wyższe notowania u publiczności niż u krytyki. Koncerty to dla mnie wielka radość i satysfakcja.

Czy tę radość fani będą mogli okazywać także na koncertach promujących tę płytę?

Fani już mi przesyłają swoje opinie na moją stronę internetową, wysyłają sms-y. Oni przychodzą na koncerty, spotykają się ze mną po nich. Mówią, że słuchają tej płyty. Ci najbardziej aktywni fani są w granicach wiekowych od 15 do 20-parę lat. Oni też się bali tej płyty. Byli nieco rozczarowani, że nie ma tak mocnych gitar, że nie ma mojego mocnego głosu, że jest to trochę inaczej zaśpiewane. Ale chyba się przekonują. Kilka dni temu dostałam takiego sms-a od 15-latka z Nowego Sącza, który napisał, że za radą innej fanki zgasił światło w pokoju, zapalił świeczkę, słucha tej płyty i jest tak wzruszony, że musiał mi wysłać sms-a (śmiech). Bardzo mu się płyta podoba. Tak więc oni się przekonali. Mało tego, ja się przekonałam! Miałam mnóstwo wątpliwości, nawet długo po nagraniu płyty. Pierwszymi takimi słuchaczami byli mój mąż i młodszy syn, 18-latek. Generalnie słuchają starego dobrego rocka, bluesa. W naszym domu jest kult Rolling Stonesów. Pomyślałam więc, że na pewno ją zjadą. Tymczasem zadzwonili do mnie i powiedzieli, że płyta jest bardzo dobra. Zaskoczyli mnie.

A czego słucha Maryla Rodowicz, gdy nie słucha opinii męża i dzieci. Co wkłada do swojego odtwarzacza?

Kupuję bardzo dużo płyt. Nie ukrywam, że także z ciekawości, by przekonać się czym zachwyca się recenzent. Ostatnio np. kupiłam album Kanye Westa i zaczęłam zastanawiać się na czym polega ten zachwyt. Posłuchałam parę razy. Oczywiście płyta jest świetnie wyprodukowana, ale często nie zgadzam się z tą krytyką. Myślę, że młodzi krytycy często sugerują się opiniami prasy zachodniej. Jak ktoś ma tam dobrą krytykę, to nie wypada w Polsce napisać źle, bo okaże się, że się nie znamy. Ostatnio zachwyciłam się Marlene Peru (poprawna pisownia??). To taka amerykańska jazzowo-blusowa wokalistka. Bardzo lubię Joss Stone. Świetna dziewucha, bardzo dojrzała.

I do tego biała i z Anglii!

No właśnie! Biała, z Anglii a jaka dojrzała. Bardzo przypomina mi Arethę Franklin, moją wielką idolkę. To fantastyczne, że ktoś tak młody, tak śpiewa. To dla mnie niebywałe. Bardzo lubię Johnny’ego Langa. Herbiego Hencocka ostatnio słuchałam. Wróciłam do płyty “Made In Heaven” Queen. Lubię też posłuchać sonat Beethovena. Szczególnie rano, jak jest cicho w domu. Muzyka nie jedno ma imię. Dużo słucham z powodów zawodowych. Ciekawi mnie produkcja, aranżacja, jak to zostało nagrane.

Wróćmy jeszcze do koncertów. Czy możemy spodziewać się jakiejś trasy koncertowej?

Bardzo bym chciała. Mamy już wstępny termin dużego koncertu w Sali Kongresowej w Warszawie. Chcemy również zrobić koncert telewizyjny, na którym mieliby wystąpić wszyscy twórcy zaangażowanie w powstanie tej płyty. Chcemy by powstał taki chór, by zaśpiewała Kasia Nosowska, Ania Dąbrowska. To ma być taki koncert kameralny, bez żadnego show, bez piór (śmiech). Muzyka ma się sama obronić. To zresztą jest taka właśnie płyta. No i pewnie trasa. Następnym singlem ma być duet ze Sławkiem Uniatowskim, Ten numer będzie grany na koncertach, tak więc będę musiała radzić sobie bez niego. Ale mam chórzystę Kamila, który wykona tę partię razem ze mną, więc będziemy sobie radzić.

Dziękuję za rozmowę.

źródło: www.wp.pl/muzyka

Powrót