Moim idolem był Winnetou

Telewidzowie przyznali jej Telekamerę dla najlepszej wokalistki roku. Od lat cieszy się wielką sympatią słuchaczy – stąd sukcesy jej piosenek w plebiscytach na najbardziej kochane przeboje wszechczasów. Od czasu, kiedy zachwyciła jury i publiczność na festiwalu piosenki studenckiej w Krakowie króluje na estradzie. Jej występy zawsze mają coś ze spektaklu – artystka stara się stworzyć zaskakującą oprawę do swych przebojów.

Kiedy odbierałaś statuetkę – Telekamerę (budząc, jak przypuszczam, zawiść wielu koleżanek) wyznałaś publicznie, że zazdrościsz Marcinowi Dańcowi. To chyba przesada!

Tak, zazdroszczę, że może się ukryć pod czapeczką, pod postacią, którą stworzył na scenie, która wysławia się ze specyficzną manierą. Zazdroszczę mu tego przebrania.

To jaka Maryla ukrywa się więc pod piórkami, gołębiami, skrzydłami aniołów? Z czego wynika to varietes, to całe tło twoich piosenek?

Ze strachu, z kompleksów.

Czy uważasz, że jako artystka ubrana w czarną suknię, siedząca sztywno przy czarnym fortepianie byłabyś mniej przekonywająca?

Ależ czarny fortepian, czarna suknia to też jakiś pomysł, ja to kreacja (śmiech)…. A do tej może jakieś zielone drzwi.

Coś mi się tu nie zgadza. Postrzegamy Cię jako osobę ekscentryczną, odważną. Robisz sobie papuzi makijaż (specjalnie na okładkę naszego tygodnika), obcinasz nożyczkami do papieru grzywkę – twierdząc, że jej długość to rzecz osobista.

Lubię przebieranki, pastisz, żart w ubiorze czy szalony makijaż, taką clownadę. Całe życie uwielbiałam Chaplina – za długie marynarki, śmieszne nakrycia głowy. W zasadzie ciągle szukam sposobu na siebie.

Skąd ten artystyczny niepokój? Byłaś już Marylą – punkiem, Marysią Biesiadną, Złotą Marylą.

Nie chcę być legendą, kimś, kogo się z łezką w oku wspomina. Lubię walczyć. Naprawdę cierpię, kiedy nie ma mnie na listach przebojów. Staram się robić wszystko, aby na koncercie “poderwać” publiczność.

I udaje się to znakomicie od wielu lat. Twoja megapopularność to temat dla socjologów kultury. Tyle krąży frazesów na temat tego, co i w jakich proporcjach na nią się składa.

Talent na pewno pomaga (śmiech artystki). Miałam wiele szczęścia, a szczęście w tym zawodzie jest niezbędne. Zostałam zauważona. Trafiam w odpowiedni moment. Kobiety wychodziły wtedy na szpileczkach, w długich sukniach z lamy. Byłam hippiską z gitarą, boso. Byłam zresztą zafascynowana ideologią “dzieci kwiatów”. Słuchałam Boba Dylana. I wiesz co, byłam również zafascynowana Indianami. Przebierałam się za Indiankę. Malowałam ich portrety. Na szkolnych balach byłam na ogół Winnetou. To moje przebieractwo spodobało się Agnieszce (Osieckiej – przyp. red.), która poza tym czuła, że mogę dobrze wyśpiewać jej teksty. Na pewno szczęśliwe było dla mnie spotkanie po drodze Seweryna Krajewskiego, którego jestem fanką i którego uważam za największego kompozytora powojennego w Polsce.

Czym masz zamiar zaskoczyć nas w najbliższym czasie?

W maju planuję serię koncertów pod namiotem cyrkowym. Z muzykami, baletem, clownami. Cyrk usprawiedliwia wygłup, szaleństwo. Lubię jego estetykę i atmosferę.

Dużo robisz, by promować swoją płytę “Przed zakrętem”. Czy przypadkiem nie czujesz, że jesteś to winna firmie “Polygram”?

Coś w tym jest. Jeśli takie wydawnictwo bierze mnie pod skrzydła, wykłada sporą kasę na przygotowanie płyty, to jakaś wewnętrzna uczciwość każe mi zrobić wszystko, by się dobrze sprzedawała. Jak wiesz, takie rekiny wcześniej programowo nie lansowały wykonawców “zasłużonych”. Raczej wysłuchiwa1i i promowali młode talenty.

Kiedyś wielka aktorka Nina Andrycz powiedziała wdzięcznie zaciągając “Albo rodzi się dziecko, albo role”. Czy przez tak intensywną samorealizację nie zaniedbujesz domu?

Powiedziałabym inaczej. Sztuka jest zachłanna. I gdybym nie miała dzieci choć jestem naprawdę szczęśliwa, że posiadam rodzinę – zrobiłabym znacznie więcej.

Jeszcze więcej?

W stosunku do pomysłów oczywiście (śmiech). Mam ich tak wiele. Chcę na przykład nagrać płytę dla dzieci, bo mam fantastyczny pomysł na promocję.

Taka dziwna kolejność, to szalone!

Wyobraź sobie, że Marysia Biesiadna zaczęła się od mojego pragnienia, by sfotografować się nago, tylko z wiankiem na głowie. Potem powstała cała reszta.

Dla wielu ludzi jesteś uosobieniem kobiety spełnionej – megakariera, stabilizacja rodzinna, finansowa, jak myślę. Czy takie osoby mają jeszcze jakieś pragnienia?

A mają, mają. Chciałabym nagrać np. jakieś duże reklamówki, żeby stać się naprawdę niezależna finansowo. To takie ważne, żeby nie wisieć u kieszeni mężczyzny. Tego życzę wszystkim kobietom. Chciałabym również, żeby moje dzieci więcej czasu poświęcały nauce. No i żebym trochę schudła, bo zmagam się z tym nieustannie, wiedząc wszystko o kaloriach, dietach itp., itd.

Może wystarczy polubić siebie?

Przemysł konfekcyjny poddał się temu terrorowi mediów na lansowanie chudzielców. Bo przecież teraz modelki są prawdziwymi idolami, bożyszczami tłumów i w takich Włoszech na przykład człowiek nie może kupić niczego, żadnego ładnego ciucha, powyżej 38 rozmiaru.

Życzymy Ci więc spełnienia Twoich projektów scenicznych i życiowych, a także Telekamery w przyszłym roku.

Cieszę się z tej nagrody ogromnie, bo inne plebiscyty, mam na myśli Wiktory czy Fryderyki, mają jury składające się z artystów. A artysta artyście nie chętnie coś przyzna. Zawsze znajdzie się argument z gatunku “temu nie damy, już tak długo śpiewa”, albo “ona ma już tyle nagród”. Ignoruje się w ten sposób dokonania sceniczne czy obecność w mediach. Dlatego jeszcze raz dziękuję czytelnikom Tele Tygodnia za to, że mnie uhonorowali. Byłam bardzo wzruszona.

Dziękuję za rozmowę i jeszcze raz życzymy samych sukcesów.

Bardzo dziękuję.

rozmawiała: Lidia Stanisławska
źródło: Tele Tydzień/ 16.04.1999

Powrót