Mąż nie pozwalał mi tańczyć

“Karnawał 2000” to nie tylko tytuł płyty, ale również wspaniałego show z panią w roli głównej (nagranie spektaklu “Karnawał 2000” telewizyjna Dwójka wyemituje w noc sylwestrową – przyp. aut.). Kto był pomysłodawcą tych dwóch wydarzeń?

Wymyśliła to Kasia Kanclerz (dyrektor w firmie fonograficznej Universal – przyp. aut.), która stwierdziła wiosną, że wszyscy artyści na świecie przygotowują coś na koniec wieku i zapytała, czy również o tym myślę. Ja miałam zupełnie inny pomysł na nową płytą. Na moją propozycję Kasia powiedziała, że to można zrobić zawsze, a na koniec wieku trzeba przygotować coś innego. Ciągle mi wyjeżdżała z tym końcem wieku… Chciała, żeby zrobić płytę z numerami tanecznymi, ze starymi hitami. Natomiast moim pomysłem było to, żeby wykorzystać klimaty latynoskie, ponieważ mam słabość do salsy i od dawna marzyłam o tym, by taką płytę nagrać.

Show na warszawskim Torwarze, w którym wystąpiła pani pod koniec listopada, był rzeczywiście wspaniałym widowiskiem, godnym końca wieku. Zdaje się, że ze względu na udział artystów z różnych stron świata nie ma już szansy na powtórzenie tego spektaklu?

Szansa jest. Jeżeli znajdziemy sponsora, bo to jednak bardzo kosztowny koncert, to chciałabym wiosną zrobić wielką turę po Polsce.

I uda się skrzyknąć tych wszystkich znakomitych artystów?

Bez problemów. Oni bardzo się zapalili do tego pomysłu. Widzieli, że to jest super-produkcja, przy której jeszcze doskonale się bawili.

Na estradzie spotkali się artyści z USA, czyli z państwa kapitalistycznego, z socjalistycznej Kuby i twórcy z Polski, która od niedawna znowu jest krajem kapitalistycznym. To był chyba niezły tygiel. Jak się pani z nimi wszystkimi pracowało?

Z każdym inaczej. Najfantastyczniej z chórem z Los Angeles. Ja po prostu nie jestem przyzwyczajona do takich hołdów, jakie mi składali. Z moimi muzykami jestem zaprzyjaźniona i oni traktują mnie jak koleżankę, chociaż żartobliwie mówią do mnie szefowa. Natomiast artyści z tego chóru, którzy przyszli na pierwszą próbę niemal prosto z samolotu, a więc po męczącej podróży, stali prawie na baczność. Po paru godzinach próby spytałam, czy nie chcieliby kilkunastu minut przerwy. Oni na to odpowiedzieli, że wszystko zależy od mojej decyzji – jeśli zadecyduję, że ma być przerwa, to będzie przerwa, a jeśli mamy dalej próbować, to oni będą pracować tak długo, jak ja zechcę. Byli bardzo zdyscyplinowani, a poza tym ogromnie serdeczni, a przy tym cieszyli się muzyką. Małe tego, przed przyjazdem nauczyli się na blachę polskich tekstów, które śpiewali w chórkach. Natomiast Kubańczycy to już jest inna historia i inny stosunek do pracy. Cześć muzyków przyjechała na czas, część dwa dni później… Ponieważ niektórzy z nich od lat pracują w Niemczech, spodziewałam się, że ci będą bardziej “niemieccy” w stosunku do pracy. A oni byli bardziej “niemieccy” niż Niemcy. Jeśli w nutach nie zgadzał się jaki takt, to oni mówili, że nie będą grali, jeśli ten takt nie zostanie zmieniony.

W tym międzynarodowym towarzystwie wystąpiła wspaniała grupa utalentowanych młodych ludzi z Polski…

No więc właśnie… Chcę powiedzieć, że były problemy ze sprowadzeniem tego chóru z Los Angeles i do końca nie byliśmy pewni, czy znajdziemy na to pieniądze. W związku z tym chcieliśmy się zabezpieczyć. Daliśmy ogłoszenia, że szukamy młodych łudzi do chóru. Zgłosiło się około siedemdziesięciu osób z całej Polski. Przesłuchiwaliśmy ich przez wiele godzin i… nie mieliśmy kogo odrzucić. To byli tak zdolni ludzie. Z tej grupy wyłoniliśmy dziewięcioosobowy chór i aż żal, że – ze względów finansowych – nie będę mogła zbyt często wykorzystywać ich umiejętności.

Wśród tancerek widzieliśmy w spektaklu córkę Ryszarda Rynkowskiego, pani estradowego kolegi. A co z pani dziećmi, które – jak mi wiadomo – również posiadają artystyczne talenty?

Taniec nie jest ich namiętnością. Natomiast wszystkie kochają muzykę. Jasiek, najstarszy syn, gra na gitarze. Wprawdzie studiuje na uniwersytecie, ale tak naprawdę interesuje go gitara i piłka nożna. Natomiast Kasia w swoim czasie próbowała udzielać się w Teatrze Buffo, jednak na razie nauka zajmuje jej zbyt dużo czasu, by mogła się w to bardziej zaangażować. Za to bardzo żyła moim koncertem i, ponieważ dobrze zna angielski, pomagała mi na próbach w porozumiewaniu się z chórem i z tancerzami.

Jak zwykle, w swoim show zaprezentowała pani wspaniałe kostiumy. Kto jest autorem i wykonawcą projektów?

Halina Piwowarska. Kiedyś u niej w domu zobaczyłam rysunki kostiumów, które wykonała przy innej okazji. Złożyłam jej propozycję współpracy. Bardzo zapaliła się do tego pomysłu. Muszę powiedzieć, że wielu ludzi z wielką pasją pracowało nad realizacją tego koncertu. Halina przyszła nawet na casting młodych chórzystów. Czekała aż dokonamy wyboru, a potem ich pomierzyła, żeby dla każdego zrobić kostium.

Na zapleczu tego przedsięwzięcia na pewno pracowało jeszcze więcej ludzi, którzy przyczynili się do sukcesu?

O tak. Gdyby nie decyzja bardzo zapalonego do tego projektu znanego biznesmena, Jana Kulczyka z Warty, nie doszłoby pewnie do tego koncertu. Jestem mu bardzo wdzięczną że uwierzył w ten projekt i tak bardzo się w to zaangażował. Z kolei ludzie z Universalu na miesiąc przed koncertem siedzieli w pracy do północy. Wszyscy się śmiali, że w Warszawie na ulicach wyłapuje się Latynosów do koncertu Maryli Rodowicz i że w agencjach modeli wzrosły ceny na latynoskie typy. Przy tym tempo było niesamowite. Mieliśmy tylko jeden możliwy termin na Torwarze – 21 listopada. Płytę skończyliśmy nagrywać w piątek, na dwa dni przed koncertem, a w poniedziałek była już w sklepach.

Miejmy nadzieję, że karnawał roku 2000 będzie tak ognisty, beztroski i wspaniały, jak go pani przedstawiła w swoim show. A gdzie pani prywatnie najlepiej bawiła się w czasie karnawału?

Zdecydowanie na Kubie. Oni tam tańczą skaczą i kręcą biodrami w każdej sytuacji, kiedy tylko usłyszą muzykę. Mimo że to kraj biedny i wyniszczony przez Castro, ale duch salsy i wspaniałej zabawy jest tam niezniszczalny. Na Kubie byłam trzykrotnie i chciałabym tam wrócić.

A jak wspomina pani swoje pierwsze sylwestrowo – karnawałowe szaleństwa?

Jak sięgnę pamięcią to zawsze w tym okresie intensywnie pracowałam. Z drugiej strony nie przepadam za wielkimi balami, bo źle się czuję w tłumie obcych ludzi. Jeśli już, to lubię zabawę w kameralnym gronie. Cieszę się, że w tym roku spędzę sylwestra w Zakopanem. Tam się spotkamy z grupą dobrych znajomych i wiem, że jest już wymyślony bardzo bogaty program.

W czasie takiej zabawy tańczy pani wyłącznie z mężem?

Mąż nie tańczy, ja natomiast uwielbiam. Przez pierwsze lata małżeństwa miałam zakaz tańczenia z kimkolwiek. Mogłam sobie pohasać tylko w czasie koncertów.

rozmawiał: Piotr K. Piotrowski
zdjęcie: archiwum Maryli Rodowicz

Powrót