Maryla Rodowicz o sobie

O Maryli Rodowicz, która w ubiegłym roku zdobyła miano najlepszej w kraju, a obecnie wszystko wskazuje na to, ze powtórzy sukces, pisaliśmy niejednokrotnie, przedstawiając jej talent, osiągnięcia, pracowitość. Dzisiaj chcemy przedstawić Marylę w jej osobistych wypowiedziach.

Urodziłam się na Ziemiach Odzyskanych, konkretnie w Zielonej Górze, gdzie osiedliła się moja rodzina przybyła z Wilna a więc ze stron bardzo rozśpiewanych i muzykalnych. Babcia śpiewała w Wilnie w chórze katedralnym, mama przez wiele lat była filarem chóru spółdzielczego we Włocławku, dokąd przenieśliśmy się, gdy miałam trzy latka. Tatuś – przeciwnie, nie zdradzał większych zainteresowań muzyką. Z miastem tym jestem związana nie tylko poprzez wspomnienia z lat szkolnych, tutaj przecież uczęszczałam do szkoły podstawowej i średniej, ale również poprzez powiązania natury lokalno – patriotycznej. Dumna jestem ilekroć słyszę o jego rozbudowie, o jego nowych ogromnych inwestycjach.

Najpierw grałam na skrzypcach w podstawowej szkole muzycznej, ale otrzymawszy któregoś dnia gitarę, natychmiast zamieniałam instrumenty. Była to wówczas gitara z przystawką elektryczną (rok1961), którą się podłączało do radia. Wyglądało to bardzo nowocześnie, ale dzisiaj wzbudzało by litość. Śpiewać zaczęłam na akademiach szkolnych i w zespole estradowym w mojej “budzie”. Śpiewanie to miało charakter raczej “ogniskowy”, obozowy, niż estradowy.

Potem zdałam do AWF i wkrótce zaczęłam śpiewać na wieczorkach w klubie “Relax”. Zbliżał się Festiwal Piosenkarzy Studenckich w Krakowie (listopad 1967 r.) . Mój chłopiec namówił mnie do udziału w tej imprezie. Pojechałam i całkiem niespodziewanie dla siebie zajęłam I miejsce (bez gitary). Śpiewałam wówczas piosenkę J. A. Marka i A. Kreczmara “Jak cię miły zatrzymać”.

To był właściwie mój pierwszy poważny występ estradowy. Po nim przyszły pierwsze nagrania. Miałam małe jeszcze doświadczenie i próbowałam iść w kierunku, który mi nie odpowiadał. To było okropne. Przypadkowe piosenki, narzucane czasami przez kompozytorów i autorów, nawet sposoby interpretacji były wymuszone. Nie miałam żadnego wpływu na charakter piosenki, na rodzaj aranżacji i czułam się ciągle skrępowana tym, że nie mogłam rozwinąć własnych inwencji, a równocześnie musiałam podporządkować się koncepcjom, które mi nie odpowiadały.

Jak się rzekło, moja kariera zaczęła się w Krakowie w roku 1967. To jednak duża przyjemność usłyszeć, że się wygrało Festiwal. W tym samym roku, jeszcze wcześniej na Krymie, w czasie prywatnego wojażu po ZSRR, przeżyłam także dużą radość, przyjęłam ofertę nagrania piosenki na tele-dysk dla TV za to w roku 1968 nie powiodło mi się zupełnie w Karlovych Varach na Festiwalu “Złotego Klucza”. Niepowodzenie to zrekompensował mi rok następny, 1969. W Opolu – sukces piosenki “Mówiły mu”, w Sopocie – także gorące przyjęcie, a w miesiąc później, w Soczi na Festiwalu Piosenki Politycznej III nagroda w konkursie i nagroda miesięcznika “Śielskaja Mołodioż” za wykonanie rosyjskiej piosenki “Drogi”.

Wcześniej, bo w lipcu, wyjechałam do Anglii nagrać po angielsku “singla” (“Mówiły mu”, “Zakopane”), ale występów nie miałam. Bieżący rok przyniósł mi również wiele miłych niespodzianek, a wykonywana przeze mnie piosenka “Jadą wozy kolorowe” (St. Rembowskiego i J. Ficowskiego) zdobyła w Opolu nagrodę Polskiej Telewizji.

Najprzyjemniejsze chwile w moim życiu?

Na pewno był to wówczas, gdy otrzymałam wiadomość o przyjęciu na uczelnię. Ale przede wszystkim najcudowniejsze są przygody z muzyką. To moja największa radość.

Przepadam za filmem (szwedzkie, francuskie, włoskie), zbieram metaloplastykę. Nie mam planów rodzinnych. Za mąż się nie wybieram, ale chciałabym mieć własne miłe mieszkanie. Kocham muzykę i ludzi.

Wspaniali są: Beatlesi, Beach Boys, Rolling Stones, Donovan, Dżamble, Skaldowie. Muzycy: A. Zieliński, A. Sławiński, T. Ochalski, J. Wasowski. Utwory: “Ysterday” i cała masa innych, które trudno byłoby tu wymienić…

Czeka mnie jeszcze wiele pracy, na którą nie mam w tej chwili czasu. Moje sukcesy, o których trochę głośno, bo ja wiem… Jest to chyba kontynuacja przemyślanego programu, staranny dobór repertuaru, no i praca. Sukcesy przyszły przecież po okresie niepowodzeń.

Powodzenie piosenkarza?

Na pewno zależy ono od pracy. Poza tym trzeba wiedzieć czego się chce, co chciałoby się wyrazić. Powodzenie zależy czasem również od mody, chwilowej, ale powodzenie będzie również wtedy chwilowe, czasem można zrobić na siłę piosenkarza, “wmówić” go odbiorcy przez uporczywe lansowanie w radiu, TV, prasie – bez względu na poziom.

Muzyka rozrywkowa ma u nas znakomite warunki rozwoju. Powstało coś w rodzaju przemysłu rozrywkowego. Piosenka jest fetowana. Ten stan się chyba utrzyma, a może nawet spotęguje. Poza tym piosenka – poprzez festiwale, przeglądy – staje się międzynarodowa, zbliża narody, a przecież właśnie kontakty kulturalne przyczyniają się do wytwarzania więzów przyjaźni.

autor: Jerzy Piastowski
zdjęcie: materiały prasowe
źródło: Panorama/ 1970

Powrót