Mama daje czadu

Mama daje czadu – tak mówi o niej szesnastoletnia córka Kasia. Starsi kochają ja za Małgośkę, młodsi za Łatwopalnych. Ma niespożytą energię i rockową siłę. Gra koncerty na największych stadionach.

Bar przed zakrętem to przebojowy singel promujący Pani najnowszą płytę. Od ostatniej premiery, czyli Złotej Maryli, upłynęły dwa lata. Ma Pani teraz więcej rockowej energii, słychać też ostrzejsze granie. Skąd ta zmiana?

Zawsze miałam temperament i serce do walki. Ale w życiu artysty bywają różne momenty. Raz to, co robi, jest dobrze odbierane, a raz trafia w zupełną pustkę. W ciągu ostatnich lat na moich koncertach pojawiła się ogromna młoda publiczność. Widzę, jak żywiołowo reaguje na nowe piosenki i jak bawi się przy starych. Niedawno jeszcze grałam w klubach i salach, teraz gram na stadionach. Intuicja mówi mi, że dzieje się wokół mnie coś dobrego.

Wybrała Pani na płytę piosenki z różnych muzycznych światów: popowe kompozycje Roberta Jansona i Romualda Lipko, liryczny Seweryn Krajewski, hymn o spotkaniu z Europą i żart Łza na rzęsie mi się trzęsie. Czy w życiu też Pani tak zmienia nastroje?

Od śmiechu do łez. Lubię zmieniać treść i formę. Kiedy słyszę piękną liryczną muzykę, taką właśnie, jaką pisze Seweryn Krajewski, to płaczę. Ale mam w sobie dużą dawkę prymitywnej siły rock’n’rolla i energii. Od zawsze cieszyła mnie dowcipna gra słów. Wszystkie te elementy staram się łączyć, bo chcę pokazać różne strony mojej osobowości. Lubię wzruszać, lubię też wskoczyć na scenę, tupnąć nogą, zrobić minę.

Już pierwszy singel zapowiadał sukces. Teraz po ukazaniu się płyty widać, że jest na niej więcej hitów. Ma Pani jakiś własny przepis na przebojową płytę?

Bardzo prosty. Trzeba wybrać melodyjne kompozycje i dobre nośne teksty (te na najnowszą płytę zbierałam prawie cztery lata). Potem to wszystko nowocześnie zagrać. Bez zbytniego wymyślania. Jeżeli coś jest za bardzo skomplikowane, to ulatniają się emocje. Przebojowa piosenka musi mieć taką siłę, żeby w ciągu trzech minut złapać słuchacza za gardło. Na tym polega tajemnica. To zresztą coraz trudniejsze, bo konkurujemy z najlepszymi światowymi piosenkami. Trzeba być bardzo atrakcyjnym, żeby przebić się przez tę falę światowych nowości.

Niedawno Łatwopalni, piosenka poświęcona Agnieszce Osieckiej, teraz Bar przed zakrętem były na pierwszych miejscach list przebojów. Jednak udaje się Pani zwyciężać ze światową konkurencją.

Wydaje mi się, że polski wykonawca może mieć przewagę, jeśli śpiewa dobre teksty. Nasza publiczność przyzwyczajona jest do wysokiego poziomu literackiego. Całe pokolenia wychowały się przecież na Kabarecie Starszych Panów. Ja także. Śpiewałam piosenki Kreczmara, Kofty, Osieckiej. One kształtowały mój gust. Nie mogłabym teraz przecedzić przez zęby czegoś, co nie ma żadnej wartości.

Mówi się, że prawdziwy hit to chwytliwa muzyka i łatwy do zapamiętania tekst. Najlepiej jedno zdanie, że “dziewczyny są gorące” albo że “im więcej ciebie, tym mniej”.

Przebojowość muzyki jest oczywiście bardzo ważna, ale ja mam ambicje, żeby obok łatwo wpadających w ucho refrenów piosenka miała też jakieś przesłanie.

Po co? Żeby wyśpiewać, co myśli Pani o świecie?

Nie chodzi o świat, tylko o mnie. Ludzie byliby rozczarowani, gdybym nagle zafundowała im paplaninę.

Co trzeba w sobie mieć, żeby przez tyle lat utrzymywać się w głównym nurcie muzycznym?

Sportową wolę i serce do walki. Niepowodzenia mnie mobilizują. Zmierzyć się z nowym, to jest podniecające i ciekawe.

Ale wymaga pewności siebie i wiary w swoje możliwości.

Takiej pewności nabiera się z czasem. Na początku byłam pod wpływem ideologii dzieci kwiatów. Moimi idolami byli Bob Dylan i Joan Baez. Biegałam boso po scenie, śpiewałam w folkowym stylu ballady o wietrze, Cyganach i kolorowych jarmarkach. Upłynęło sporo czasu, zanim zrobiłam się naprawdę ekspresyjna i drapieżna. Dopiero w latach 80. nabrałam temperamentu i odwagi. Teraz już nie boję się być dramatyczna, tragiczna i przerysowana. Ciągle się zmieniam.

Agnieszka Osiecka pisała dla Pani przebój za przebojem. Małgośka została niedawno piosenką 35-le-cia, a Pani nagrała w nowym stylu piosenkę Szukam kogoś, którą śpiewała Urszula Sipińska. Dlaczego?

Małgośka wygrała plebiscyt, bo jest znakomitą piosenką. Zachęca kobiety do odwagi i życiowego animuszu. Wiele osób ma związane z nią wspomnienia. Szukam kogoś to ballada, która od początku bardzo mi się podobała. To bardzo kobiecy tekst. O nas wszystkich. Jest w nim cała prawdziwa Agnieszka: bezradna i dowcipna. I w gruncie rzeczy samotna.

Czy słucha Pani dużo nowej muzyki?

Zawsze słuchałam. Wychowałam się na Rolling Stonesach, Arecie Franklin i Jamesie Brownie. Soul, rhythm and blues i rock and roli tkwią we mnie głęboko. Nowa muzyka, zarówno czarna, jak biała, jest też z tego pnia. Namiętnie słucham nowości. Staram się wiedzieć, co i jak jest grane. Moja 16-letnia córka Kasia edukuje mnie z hip hopu, rapu i techno.

Czy ona słucha Pani piosenek? Jest fanką Maryli Rodowicz?

Jest przede wszystkim zbuntowaną fanką. Ale jeżeli zagram dobry koncert, mówi: Mama dała czadu. Często jest moją pierwszą słuchaczką. Mówi, co jej się podoba, a co nie, a ja liczę się z jej zdaniem. Na próbach przy nagrywaniu płyty kilka rzeczy jej się bardzo podobało.

Pracowała Pani w studiu z czterema młodymi producentami, specjalistami od popu i rocka, jak wypadła konfrontacja doświadczenia z młodością?

Oni mają wiedzę muzyczną i duże umiejętności. Ja mam intuicję i wiem, czego chcę. To dobre połączenie.

Często przyznawała im Pani rację?

Zdarzało się, chociaż nie przychodziło mi to łatwo. Ale jestem rozsądną blondynką i jeżeli w duchu się z kimś zgadzam, to potrafię zrezygnować z własnych pomysłów.

Była już wiejska stodoła przy Marysi Biesiadnej i złoty egipski sarkofag przy Złotej Maryli. Czy ma Pani jakiś nowy pomysł na promocję?

Cyrk. Koncerty będą się odbywały w dużym namiocie cyrkowym: artyści, klauni, chóry, aniołowie, zjeżdżanie na linie. Myślę, że to będzie bardzo atrakcyjne.

Przed zakrętem to Pani dwudziesta czwarta płyta. Dlaczego więc ma być przełomowa?

Bo przy jej realizacji po raz pierwszy współpracuję z dużą światową firmą fonograficzną. Podpisałam kilkuletni kontrakt z Polygramem. W mojej karierze to nowe wydarzenie. Ostatnie moje płyty wydawał mąż. Był wyrozumiały i bardzo hojny. Realizował wszystko, co sobie wymyśliłam. Wiejskie granie w klubie studenckim Stodoła i złoty deszcz w Tangu. Teraz w firmie słyszę: Jeżeli dobrze sprzedasz płytę, dostaniesz wyższy budżet na następną. Nie mam wyjścia. Muszę zdać ten egzamin.

Rozmawiała: Małgorzata Terlecka – Reksnis
Zdjęcia: Marek Straszewski
Źródło: Twój Styl 1999

Powrót