Lubię, jak sypie śnieg

Na koncertach porywa publiczność, na płytach zaskakuje. Jej wspaniały głos, niezwykła osobowość i ogromna charyzma sprawiły, że stała się ikoną polskiej sceny muzycznej.

Lubi Pani zimę?

Lubię zimę prawdziwą. Taką ze śniegiem, ostrym od zimna powietrzem i słońcem. Nie lubię zimy oszukańczej, z pluchą, ledwo ściętymi mrozem kałużami, przemoczonymi butami, całodzienną szarością. Nie miewam zimowej depresji, nie jestem uzależniona od światła, nie muszę wyjeżdżać zimą w ciepłe kraje. Bywam tak zapracowana, że tej szaro-burości udaje mi się czasem nie dostrzegać. Wokół mokro, wietrznie, a ja gdzieś pędzę, biegnę, coś mnie gna, spieszę się. Od listopada, który potrafi być już zimowy, czekam na święta Bożego Narodzenia. To piękny moment. Magiczny. Kiedy w styczniu, lutym robi się szaro, nastrój świąteczny, ale i związane z nim zamieszanie już przemija – można zimowo zaszyć się w ciepłym domu, posiedzieć w fotelu i trochę odsapnąć. Pomieszkać, pomarzyć, poczytać, posłuchać. W zimie lubię także i to, że można pojechać w góry: lepić bałwana, jeździć na nartach, chodzić po skrzypiącym śniegu, obserwować przykryte białym puchem drzewa, patrzeć, jak sypie śnieg, wie pani, takimi dużymi, gęstymi płatkami…

Ma Pani ulubione zimowe miejsce?

Zakopane. Ma niepowtarzalny, niewysłowiony urok. Uwielbiam je i ze względu na architekturę starych domów, i ze względu na charaktery zamieszkujących te domy ludzi. Górale są inni niż cała reszta Polski. Mają honor, dumę. Szczycą się swoim folklorem, chodzą w ludowych strojach, śpiewają. Szczególnie pięknie mężczyźni. Uwielbiam górali…

Kiedy zaczynają się święta?

Teoretycznie – 24 grudnia. W praktyce – bożonarodzeniowy klimat narzucają sklepy już od połowy listopada. Światełka, choinki, Mikołaje na sankach ciągniętych przez renifery, kolędy płynące z głośników tworzą naprawdę miły świąteczny nastrój, który – a jakże – zachęca do zakupów. Ja, niestety, niewiele z tego klimatu mogę skorzystać. Zakupy robię tuż-tuż przed świętami, choinkę ubieram dzień przed Wigilią, prezenty pakuję tuż przez wigilijną wieczerzą.

Co tworzy niepowtarzalny klimat świąt?

Przede wszystkim: choinka. Najlepiej jodła o grubych igłach. Prawdziwa, pachnąca, wysoka pod sufit. Taka, którą trzeba aż uciąć, by zmieściła się w mieszkaniu. Potem: światełka na choince. W końcu: wszystkie świąteczne rytuały – ubieranie choinki dzień przed Wigilią, zabawy przy jej przystrajaniu, kiedy koty uderzają nosami w bombki, a pies obwąchuje lampki. No i oczywiście pakowanie prezentów. Uwielbiam choinkę wystawną, strojną, z dużą ilością ozdób, światełek i bombek. Jestem w tym odosobniona, ponieważ moje dzieci wolą drzewko stonowane, np. czerwone, niebiesko-białe albo złote. Trochę walczymy, nie ukrywam, często koncepcja dzieci zwycięża. Ale na koniec i tak przyjeżdża moja mama i wszystko krytykuje. Pytanie: “Dlaczego duże bombki są na samej górze, a nie na dole?” – ucina wszelkie nasze dyskusje o tonacji kolorystycznej choinki. Dzień przed Wigilią odbywa się pakowanie prezentów. Niestety, nie jestem mistrzynią zawijania pudelek w kolorowy papier. Przyznaję, że nie robię tego zbyt dokładnie, choć przygotowana jestem do tego zadania należycie: mam taśmę klejącą i samoprzylepne kokardki do dekorowania. Z upominków składa się całkiem pokaźny stosik. Potem któreś z dzieci przebiera się w strój Mikołaja z czapką i brodą, i zaczyna się rozdawanie prezentów, oczywiście przy czymś słodkim. Kiedy dzieci były młodsze, pisały listy do Świętego Mikołaja, że chciałyby, że marzą, że czekają. Do tego dołączały plan Warszawy z dokładnie zaznaczoną trasą, jak trafić do danego sklepu. Gdy dorosły i wiedziały już, że Mikołaj nie istnieje, listy pisały nadal. Trzymamy je wszystkie w szufladzie. Są wzruszające.

W kwestii prezentów jest Pani romantyczką, uwielbiającą niespodzianki, czy pragmatyczką, która pyta bliskich, co chcieliby dostać i szuka tych przydatnych rzeczy?

Dziś miałam sen – mąż kupował mi wieczne pióro. Budzę się, pamiętam ten sen i myślę sobie, po co mi pióro, przecież ja nie piszę wiecznym piórem! Wiem jednak, że wieczne pióro to jednak doskonały prezent dla męża: ma ich całą kolekcję i naprawdę ich używa. Nasz rytuał rozdawania przez Mikołaja prezentów zakłada, że obdarowana osoba rozpakuje przy wszystkich swój podarunek i wyda z siebie charakterystyczny okrzyk “ojej!”. Wydaje się, że wszystkie wzbudzają entuzjazm, bo “ojej!” jest zawsze równie przekonujące. Mnie natomiast cieszy każdy drobiazg, na przykład tak pragmatyczny prezent jak ściereczki do naczyń, którymi moja mama bodaj co rok mnie obdarowuje.

Każdy z nas ma chyba w domu coś, co mu się nie spodobało i nie przydało. Nie bójmy się powiedzieć: coś, co było po prostu wielkim niewypałem.

Mój mąż dostał kiedyś w podarunku od któregoś z dzieci książkę pt. “Żywienie kur”. Miał to być taki żart, ale mąż trochę się nadął. Tego typu prezenty były specjalnością mojego starszego syna. Koleżance podarował kiedyś przewiązaną kokardą łopatę. Uznał, że to niezwykle oryginalne.

Dużo pani podróżuje. Robi Pani zakupy za granicą?

Bardzo lubię łażenie po sklepach za granicą. I nauczyłam się kupować rozważnie, chociaż i tak przywożę zwykle sporo par butów i torebek. Zakupy robię w biegu, w pędzie, po drodze, w tak zwanym międzyczasie. Omijają mnie wszelkie wyprzedaże, okazje, obniżki. Gdy jestem za granicą, zawsze mam wygospodarowane dwa, trzy luźniejsze dni. Wtedy chodzę, oglądam, buszuję, łażę, szukam. Jestem osobą metodyczną, i tak też podchodzę do zakupów. Przeczesuję więc sklepy dość dokładnie. Lubię kupować, chociaż nie jestem typem maniakalnego zakupoholika. Jak każda kobieta uważam jednak, że butów i torebek nigdy dosyć. Czasami kupuję je już tylko ze względu na formę, na kolor. Wstyd powiedzieć, mam takie, których ani razu nie założyłam. Potrafię kupić za matę lub za duże, bo bardzo mi się podobają. Kiedy wchodzę do sklepu, bardzo szybko podejmuję decyzję: wiem, co mnie ubiera, czego szukam, o czym marzę. Jeżeli akurat nie ma mojego rozmiaru, nie uważam tego za problem. Zawsze można poszerzyć lub zwęzić.

Czy przygotowała Pani prezent dla swoich fanów na Gwiazdkę?

Jak co roku przewiduję spotkanie opłatkowe dla kilkudziesięcioosobowej grupy fanów, którzy skupionych wokół mojej strony internetowej – www.marylarodowicz.pl. Jest na tej stronie taka zakładka – “świetlica”. Spotykają się tam moi fani, z różnych stron świata, by pogadać, wymienić się spostrzeżeniami. Wchodzę na tę stronę i widzę, że oni od rana piją wirtualną kawę i rozmawiają o wszystkim: o sobie, o mnie, o codzienności, o pogodzie. To niesamowita grupa osób, dla której specjalnie… nagrywam wyjątkowe płyty. Oni ustalają, jakie piosenki powinny się na niej znaleźć, wymyślają tytuły, a ja je nagrywam wraz z gitarzystą. To są limitowane wersje płyt, wydajemy je w liczbie 30-40 sztuk. Najwierniejsi fani mają więc z pewnością coś, czego nie ma nikt inny. Moim prezentem dla wszystkich fanów jest natomiast płyta “Kochać”.

Opowie Pani o tej płycie?

Jest liryczna, bardzo kobieca. Wszystkie teksty piosenek napisała Kasia Nosowska (wielkie, wielkie podziękowania). Po raz pierwszy podjęła się napisania tak wielu tekstów na potrzeby nie swojej płyty. Muzykę stworzyli muzycy z różnych zespołów: Hey, Myslovitz, Ścianki, Pogodno. Producentem był Bogdan Kondracki, świetny muzyk o wielkiej wyobraźni, który zadecydował o całości aranżacji. Dla mnie była to nowość. Dotychczas, pracując ze swoimi muzykami, zawsze to ja wymyślałam kształt nagrania. Przy pracy nad “Kochać” inicjatywę oddałam producentowi. Zaśpiewałam prosto, spokojnie, intymnie. Ta płyta jest zupełnie inna od moich poprzednich, potem będzie trzeba całość sprawdzić w kontakcie z publicznością, na koncertach.

Jakich artystów słucha artysta? Zawsze zastanawia, czy artysta umie jeszcze słuchać dla samej przyjemności słuchania, czy raczej analizuje to, czego słucha?

Kiedy chcę się rozmarzyć, wyciszyć, słucham muzyki poważnej: koncertów fortepianowych i kwartetów smyczkowych. Wyciszam się. Przyjmuję dźwięki, ale nie analizuję każdego z nich z osobna, zamyślam się nad brzmieniem całości. Słucham też muzyki współczesnej. Staram się być na bieżąco. Mam listę płyt, które się niedawno ukazały, których powinnam wysłuchać, przemyśleć. I pokaźny stosik na biurku. Przyjdzie na nie pora. Może w czasie świąt.

rozmawiała: Inga Kazana
zdjęcia: Jacek Poremba
źródło: Arkadia 3/2005

Powrót