Królowa jest jedna

Rozmowa z Marylą Rodowicz, supergwiazdą sylwestrowego show w Dwójce. Po raz kolejny zaszokowała Polaków pomysłem na siebie. Na wielkim koncercie w Łodzi pokazała nie tylko wystrzałowe kreacje, ale udowodniła że jest artystką niezniszczalną, ciągle aktywną i pełną pasji. Niestety, organizatorzy i realizatorzy gali wcale jej w tym nie pomogli. Z pieczołowicie przygotowanych strojów show widzowie zobaczyli tylko namiastkę tego, co powinno pojawić się na małym ekranie.

Przed sylwestrowym występem Łodzi powiedziałaś: “Damy z siebie wszystko!”. Czy tak właśnie było?

Dałam z siebie za dużo. Miałam ściśnięte gardło i bardzo się napinałam. Podziwiam Dodę, która na scenie ma duży luz i nie ulega emocjom. Poprawiała mi spódnicę, gdy nie mogłam jej odpiąć z rzepów, była nad podziw opanowana. Ja przeważnie gubię buty, wpadam w jakąś dziurę. Słowem – jestem jedną wielką emocją. Doda odwrotnie…

Podobno układ z tancerzami ćwiczyłaś cały miesiąc, ale tego wspólnego tańca nie było widać w telewizji?

Realizator show, zamiast prezentować nogi tańczących, pokazywał dachy Łodzi. Mój mąż pytał mnie potem, co ja właściwie ćwiczyłam przez ten miesiąc!

Brakowało kamery na detalach, choćby na biżuterii, mało też było zbliżeń twarzy. To, co widzieliśmy, było bardzo chaotyczne.

Zdenerwowałam się, gdy na drugi dzień obejrzałam koncert. Tancerze tkwili w ciemnościach, nie pokazano ich świetnego popisu. Żal mi straconych szans tak wielu ludzi.

Warunki do śpiewania i tańczenia miałyście nieciekawe. Występ na placu, odkrytym z czterech stron, utrudniał też oglądanie. Nie uważasz, że był to nietrafiony pomysł prezydenta Łodzi i jego ludzi z ratusza?

Nie było to najlepsze miejsce na taki koncert. Plac Wolności jest za mały, za blisko wokół są domy. Scena była okrągła, nie było boków. Wiatr wiał mi w plecy, a my z Doda byłyśmy prawie gołe. Przy takim wietrze fatalnie się śpiewa. Życie uratowała mi restauracja “Miś”, z której donoszono mi kotlety schabowe.

Prezydenta Kropiwnickiego nie interesowało. że możecie po tym wylądować w szpitalu z zapaleniem płuc. Był zachwycony swoim pomysłem i wymachiwał czapką do łodzian, jakby zapominając, że oni go już nie chcą, i za moment zostanie odwołany.

A wiesz, że ja go żałuję, bo on bardzo dużo zrobił dla Łodzi. Zaktywizował to miasto, poczynił dużo inwestycji. Nie wiedziałam, że będzie referendum i zostanie odwołany.

Zmarzłaś w Łodzi?

W czasie koncertu nie, ale na próbie trzęsłam się jak galareta. Było koszmarnie zimno. A w garderobie nie było nawet herbaty.

Mogłaś włożyć futro.

Gdy zobaczyłam, że Doda wkłada kurteczkę ze skóry, też włożyłam kurtkę bez podszewki. Poświęciłam się dla urody. Byli fotoreporterzy, więc musiałam trzymać fason.

Miałaś luksusową garderobę?

Miałam wypożyczoną 40-metrową przyczepę, za którą zapłaciłam z własnych pieniędzy. Wypożyczyłam ją z warszawskiej firmy, która obsługuje plany filmowe.

Doda miała ekskluzywną przyczepę?

Nie wiem. Nawet jej kostium zobaczyłam dopiero na scenie. Te wcześniejsze widziałam na próbie w Warszawie, ale wszystkie odrzuciła i przez całą noc były szyte nowe.

Trzy dni przed koncertem?!

Tak moje były gotowe w dniu koncertu. Nowa projektantka pracowała nad nimi w mojej domowej piwnicy, w której cztery krawcowe całe dni i noce siedziały nad nimi aż do sylwestra.

I po co to wszystko, skoro w telewizji widzieliśmy tylko drobne fragmenty tego, co przygotowałaś.

Koncert poprzedziło zebranie, z którego niewiele wyniknęło. Był straszny chaos, ogromne opóźnienia. Redakcja Dwójki wspomagała nas jednak od początku do samego finału.

Zakwaterowano was w dość specyficznym hotelu, przerobionym z fabrycznych hal.

To był dość śmiały pomysł, aby uratować ten piękny budynek. Mieszkałam w dwupoziomowym apartamencie, który miał dwie sypialnie, wielki livingroom, bibliotekę, chyba cztery łazienki, trzy telewizory. Ale ja właściwie z niczego nie korzystałam. Spałam, mierzyłam kostiumy, zjadałam śniadanie, a po koncercie wyjechałam do domu.

Jeśli chodzi o sam występ twój i Dody, to nie wyglądał na perfekcyjnie przygotowany…

Nasze układy ćwiczyłyśmy od początku grudnia. Wszystko było zgrane super, łącznie ze zmianami kostiumów, ale trzeba było to jeszcze sprawdzić na placu. Nie dano nam jednak takiej szansy, reżyser stwierdził, że jeszcze wielu innych artystów musi mieć próby.

Koncerty sylwestrowe na ulicach zawsze są takie bałaganiarskie?

W Łodzi błędem było to, że scena nie miała boków. Zimą takiej sceny nie wolno robić, bo ciepłe powietrze płynące z dmuchawy nie ogrzeje niczego i nikogo, gdyż wiatr je wywiewa. Sytuacja była dramatyczna, wiało nam w plecy i wywiewało wokal, który był słabo słyszalny. Nie było żadnego zaplecza i ci, którzy prowadzili koncert, stali przez kilka godzin na mrozie z czerwonymi nosami.

Za to były efekty pirotechniczne wspomagające wasz występ. Nie bałaś się? Bo Doda bardzo!

Właściwie to był jeden: sztuczne ognie wydostające się z gitary. Ale nie chciały odpalić, mimo że miałam około dziesięciu prób z pirotechnikiem.

Efekt był jednak fantastyczny!

Wszystko to miałam wymyślone od pierwszego dnia przygotowań do show. Taki popis był prezentowany na moich koncertach przez całe lato. Wcześniej widziałam go na koncercie AC/DC w Belgradzie i stamtąd ściągnęłam pomysły.

Podobno podczas występu Dody wykorzystano tylko część z zaplanowanych efektów, bo tak się ich wystraszyła na próbie, że zemdlała…

Nie widziałam tego omdlenia, ale ze szczegółami opowiadała mi o tym moja fryzjerka.

I dlatego Doda zrezygnowała z niektórych niebezpiecznych układów choreograficznych. A ty?

Miałyśmy duży problem. Dzień wcześniej na próbie sypał śnieg i wybieg dla publiczności był w lodzie. Gdybyśmy tam dały show, mogłyśmy się zabić. Na szczęście zmieniłyśmy miejsce, cofając show w głąb sceny, kosztem kontaktu z publicznością. I to nas uratowało. Na próbie zauważyłyśmy z kolei, że aby wejść na wybieg, trzeba było pokonać dziurę, w której umocowano kamerę, Jakbyśmy jej nie zauważyły, mogłybyśmy tam wpaść. Na moją prośbę położono deskę, ale za to nie było jednej kamery.

I dzięki temu uratowałyście życie!

Na to wychodzi.

Widzę, że jesteś gotowa prawie na wszystko, żeby tylko zadowolić swoją publiczność. Czy dałabyś się dla niej zamknąć w kapsule z tysiącami fajerwerków?

Nigdy!

A Doda się zgodziła.

Mam klaustrofobię.

Fajerwerki rozbłysły tysiącami świateł, a kapsuła zaczęła płonąć z Dodą w środku. Widzisz siebie w takiej dramatycznej sytuacji?

Nie, bo ja bym do tej kapsuły nie weszła.

Czyj to był pomysł?

Ten był Dody. Razem wymyślałyśmy różne efektowne wejścia na scenę. Ja najpierw chciałam się podpalić, a potem zniknąć. Ale Doda stwierdziła, że jak znikniemy, to nie będziemy miały braw. Chciałam też, żeby w finale każda z nas miała swoją flagę z herbem. Doda powiedziała, że już za dużo jest efektów i pomysł padł.

Zgodziłaś się jej ulec?

Nie chciałam się upierać, tym bardziej że nie było jej w Polsce, a ja ćwiczyłam sama.

Jesteś ubezpieczona na każdym koncercie?

Nie. Ale miałam już gorsze, trudniejsze występy, na których bardziej ryzykowałam życie.

Czy pojechałabyś przed tak ważnym występem na Barbados, licząc, że po powrocie jakoś to będzie?

Nigdy! Muszę mieć kontrolę nad wszystkim, a pojawiły się przecież problemy z kostiumami. Moje zaczęto szyć 12 grudnia. Na początku było sześciu projektantów, ale wszyscy po kolei odpadali. Nawet Maciej Zień, z którego telewizja zrezygnowała z uwagi na koszty.

Do tej pory miałaś stałą projektantkę?

Tak, ale ostatnio nie miała w sobie entuzjazmu, a ja nie umiem pracować z kimś takim. Dlatego nie będzie już dla mnie projektować. Zdecydowałam się na Malwinę Wędzikowską z Łodzi, która była podczas naszych przygotowań w Afryce i uczyła Murzynki szyć na maszynach. Wróciła do kraju 10 grudnia i zaraz zabrała się do pracy. Teraz to ona będzie moją stałą projektantką.

Kiedy ostatecznie zakończono pracę nad twoimi strojami?

31 grudnia o czwartej nad ranem wyszły ode mnie z domu Malwina i jej mama, pani Bożena i pani Ela. I zawiozły stroje do hotelu w Łodzi.

Wszystko było w porządku?

Tak. Tylko kiedy tuż przed koncertem wkładałam body z siatki, poczułam, że w kroku mam wszytą… ogromną otwartą agrafkę. Ale nie robiłam wyrzutów krawcowym, bo były totalnie przemęczone. A już podczas występu nie mogłam rozpiąć rzepa przy spódnicy. Doda mi pomagała. W tym czasie podniósł mi się gorset i ukazały się… majtki.

Poza tym drobnym incydentem twoja fantastyczna kreacja była przemyślana w każdym detalu. Była uszyta według twojego pomysłu?

Tak, od momentu, kiedy telewizja zadzwoniła do mnie z propozycją występu z Doda. Po tej rozmowie usiadłam i narysowałam wszystkie etapy powstawania kostiumów, o których opowiadałam potem kolejnym sześciu projektantom. Zawsze zaczynam od kostiumu.

Co było podstawą tego stroju?

Gorset Armaniego, z grubej elastycznej satyny, do którego dodano fiszbiny, żeby “stał” na bokach. Zdobienia zamówiono u jubilera z Łodzi. Na każdym palcu miałam litery, które układały się w napis “quenn”, ale tego już kamera nie pokazała. Miałam też bransoletę z metalu z rogami, zakolanówki na podwiązkach, długie rękawiczki ze skóry, body z siatki w cielistym kolorze i epolety z łańcuszkami. Ogon spódnicy pod gorsetem miał kilka warstw czarnego i srebrnego tiulu. Spódnica nabijana była tysiącami brylancików Swarovskiego, krawcowe od ich zgrzewania maszynką miały poparzone ręce. Miałam też srebrny fraczek i cylinder z piórami, z fraczka jednak zrezygnowałam, bo bałam się zawieruchy za sceną, gdzie musiałabym się przebierać. Był też królewski płaszcz z piór i korona.

Płaszcz wydawał mi się najbardziej imponujący!

Samo naklejanie na niego piór trwało trzy tygodnie.

Czarna korona była kontrowersyjna.

Może dlatego, że spływała z niej ozdoba, wprost na oko. W pewnym momencie płaszcz z piór zaczął mnie dusić, rzep wbijał mi się w szyję, a ja nie mogłam go rozerwać. Gdy już mi się to udało, musiałam trzymać koronę w ręce.

Doda sprawiała wrażenie zagubionej…

Chyba dlatego, że jest zakochana. Tergal towarzyszył jej przez cały czas, wpatrzony w nią jak w obraz. Mieli w hotelu apartament obok mnie.

Twój mąż Andrzej też był przy tobie i też zapatrzony?

Był i okrywał mnie płaszczem, a sam stał w koszuli na mrozie. Po koncercie razem wróciliśmy do domu.

Jak to? Nie poszliście na noworoczne party?

Po występie nie było żadnego bankietu. Byliśmy tym wszyscy oburzeni i powiedziałam o tym prezydentowi Kropiwnickiemu (to mój kolega z klasy z liceum), gdy przyszedł do mnie z szampanem. Ale on tylko się pożegnał i wyszedł.

Ani słowa wyjaśnienia?

Powiedział, że się spieszy.

Prasa łódzka pisała, że bawiłaś się w restauracji “Polskiej” i na bankiecie w Manufakturze.

Musimy to zdementować. Nie było niczego.

Doda z Nergalem też wrócili do domu?

Z tego, co wiem od obsługi hotelowej, to chyba została w hotelu, bo donosili do jej pokoju kwiaty. Ponoć Nergal oświadczył się jej tej nocy.

Sądzisz, że przyjęła te oświadczyny?

W internecie napisano, że przyjęła.

No tak, przecież Nergal trochę wcześniej wprowadził się do jej warszawskiego apartamentu.

Ty, Bohdanie, wszystko wiesz.

Wiem także, że jako jedyne śpiewałyście na żywo…

Podobno.

Nie jest to sprawiedliwe, że wy na żywo, a pozostali z playbacku.

Nie ma takich piosenkarzy, żeby odważyli się śpiewać na mrozie na żywo.

Jak czułaś się w repertuarze Dody?

Nie najgorzej.

Powróciłabyś jeszcze raz do takiego duetu?

Musiałabym mieć na to pomysł estradowy, ale generalnie nie lubię śpiewać w duecie.

Nie zapytałem cię jeszcze, jak witałaś Nowy Rok?

W samochodzie, w śnieżycy. Na trasie Łódź-Warszawa było kompletnie pusto. Po drodze zgarnęliśmy z mężem syna Jędrka, który był na balandze u kolegów. W domu posiedzieliśmy do szóstej rano i poszliśmy spać.

Co mówili twoi znajomi na temat występu?

Ci, którzy dzwonili, gratulowali, a ci, którzy nie dzwonili, zapewne mieli mieszane uczucia.

Z czyim zdaniem liczysz się najbardziej?

Moich dzieci, bo są surowe i sprawiedliwe w ocenie. Ponadto znają się na muzyce.

Jaką kolejną muzyczną bombę przygotowujesz na 2010 rok?

Myślę o nowej, nietypowej płycie i wydaniu swoich czarnych płyt analogowych na CD. Mam dużo planów koncertowych, np. w kwietniu gram w hali na 10 tysięcy ludzi w Bremen w Niemczech. Również w kwietniu gram na festiwalu polskich filmów w Los Angeles.

Nie wspomniałaś, że wystąpisz niebawem dla żołnierzy w Afganistanie.

Masz na myśli tę bzdurną informację, która pojawiła się w prasie bulwarowej po tym, jak wysłałam do Afganistanu paczkę świąteczną z płytami.

Nie pojechałabyś do Afganistanu?

Pojechałabym, gdyby mnie ktoś tam zaprosił. Na razie oddałam swoją gitarę wysadzaną rubinami, na aukcję Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

rozmawiał: Bohdan Gadomski
źródło: Angora 4/2010
zdjęcia: Foto 69 (Angora)

Powrót