Jestem prowincjonalną megagwiazdą

Tłumnie zebranych fanów przed wiedeńską salą “Gasometer” w listopadowy wieczór przyciągnęło jedno wielkie nazwisko polskiej sceny muzycznej – Maryla Rodowicz! Sala wypełniona po brzegi. Dzieci, młodzież, dorośli, starsi i młodsi. Nie pomylili się organizatorzy – Stowarzyszenie “Polonez”, które z okazji swego 15-lecia zorganizowało imprezę skierowaną do wszystkich, pod hasłem “Artystka, która łączy pokolenia”. Przed sceną, gdzie zebrali się fani Maryli Rodowicz, wiek nie grał roli. Liczyło się tu i teraz. W podskokach falowali starsi i małolaty. Po koncercie i spotkaniu z fanami, Maryla odpowiadała na pytania.

Zastanawiała się pani kiedyś nad tym, jak wyglądałaby pani kariera, gdyby pani zaczynała teraz, w odmiennych warunkach niż prawie 40 lat temu?

Nigdy w życiu nie udałoby mi się wylansować takiej ilości hitów, jak w tamtych czasach. Wtedy było jedno radio i jedna telewizja, które nadawały niemalże wyłącznie polskie piosenki. Obecnie komercyjne rozgłośnie w 90 procentach lansują muzykę amerykańską. Dla polskiej muzyki pozostaje zaledwie 10 procent czasu antenowego! Jak ci młodzi ludzie mają się wypromować? Owszem, takie programy jak Idol, to dobry pomysł na początek, bo laureaci tego programu ponagrywali płyty, są osobami znanymi. Ale co dalej? Wystartować jest łatwo, ale później zaczynają się schody, trzeba pracować, mieć pomysł na siebie.

Czuje się pani megagwiazdą?

Jak na warunki polskie – tak, ale Polska jest krajem prowincjonalnym, więc jestem prowincjonalną megagwiazdą.

Czy był taki moment w pani karierze, że pomyślała pani sobie, że już się wypaliła i nie ma czego zaoferować swojej publiczności?

Nie, stale mam nowe pomysły. Zdarzało się odwrotnie, że to publiczność jakby nie nadążała za mną. Po okresie, gdy wykonywałam nastrojowe ballady na gitarze, zmieniłam swój repertuar na bardziej ostry. Wtedy mi zarzucano, że nie gram ballad. Nie chcę grać na jedno kopyto, staram się zmieniać.

Dla czego lub dla kogo poświęciłaby pani swoją karierę? Dla miłości?

Już kiedyś mi się zdarzało robić takie numery. To był błąd, bo akurat ten mężczyzna nie był tego wart.

Jak pani ocenia współczesną polską scenę muzyczną?

W Polsce jest bardzo dużo młodych, utalentowanych ludzi. Ale nie podoba mi się to, choć może nie mam racji, że młodzi śpiewają piosenki z tekstami napisanymi przez siebie. One są po prostu nieudolne.

Rocznie występuje pani na ponad 70 koncertach. To bardzo dużo. Gdzie pani chciałaby jeszcze wystąpić?

Nie grałam jeszcze nigdy na zachodnim wybrzeżu USA, choć w Ameryce występuję mniej więcej co dwa lata. Teraz byłam tam w marcu i w kwietniu i zagrałam 7 koncertów. Jest w tym tylko jeden mankament – tam trzeba dotrzeć, a ja nienawidzę podróży!

Były okresy w historii Polski, kiedy wiele osób emigrowało z naszego kraju. Nigdy pani się nad tym nie zastanawiała, żeby osiedlić się gdzieś za granicą?

Nie. Najlepiej czuję się w Polsce i nie potrafię sobie wyobrazić, że mogłabym mieszkać gdzie indziej. Wiem, że moja dzisiejsza publiczność w Wiedniu to głównie emigranci. To ich wybór i za to ich podziwiam.

rozmawiała: Małgorzata Wojcieszyńska
zdjęcia: Butler & Mauerbock
źródło: Polonika 119-120/2005

Powrót