Jeśli już kocham, to w stu procentach

Pani ostatnia płyta pełna jest gorących rytmów z krajów południowych. Czy może zamierza Pani tam spędzić święta?

Nie, żadnych ciepłych krajów. W dzieciństwie miałam dość biedny dom rodzinny, wychowywałam się bez ojca, ale babcia i mama dbały, żeby święta były miłe i żeby wtedy niczego nie zabrakło. Dlatego Boże Narodzenie jest ważnym dla mnie czasem. Jak w poprzednich latach spędzimy je w domu, w Warszawie. Będzie Andrzej, mój mąż, moja mama i trójka dzieci: Kasia, Jasiek i Jędruś.

Będziecie śpiewać kolędy?

Mąż się tylko przysłuchuje, ale ja, babcia i dzieci kolędujemy.

Sylwester też będzie rodzinny? Podobno mogła Pani w tym czasie pracować za okrągły milion złotych.

Proponowano mi o wiele większą sumę, ale nie samymi pieniędzmi człowiek żyje. Poza tym mój mąż nie chciał kolejnego sylwestra spędzać samotnie. A w końcu witamy 2000 rok – to ważna data. Wie pan jak wygląda sylwester artysty? Ludzie się bawią, a ja występuję o jedenastej, potem o drugiej w nocy. Kiedy wszyscy składają sobie życzenia, ja siedzę w kuchni na zapleczu, bo zwykle w pobliżu kuchni jest garderoba dla artystów.

To rzeczywiście przykre.

Dlatego w tym roku jedziemy zupełnie prywatnie do Zakopanego i będziemy się bawić w gronie najbliższych znajomych.

I będzie Pani tańczyć salsę?

Na pewno, bo uwielbiam ją tańczyć. Kiedy studiowałam na warszawskim AWF-ie, uczyłam się też tańczyć czaczę, tango i mambo. Potem, wyjechałam na Kubę i brałam lekcje od tamtejszych tancerzy.

Lubi Pani nie tylko tańce latynoskich, ale i ciemnoskórych panów, którzy występowali z Panią na koncercie promującym karnawałową płytę.

Od Latynosów wolę blondynów, ale uwielbiam patrzeć na półnagich, tańczących ciemnoskórych mężczyzn. Poruszają się jak lamparty. Są pięknie zbudowani, mają poczucie rytmu i tak jak nikt na świecie, śpiewają bluesa.

Na ostatnim koncercie znowu zaskoczyła Pani widzów strojem i całą oprawą sceniczną. Kto projektuje te szalone kreacje?

Zawsze miałam skłonności do przebieranek. W szkole uwielbiałam Winnetou i przebierałam się za Indianina. Nosiłam pióra we włosach i ciuchy z frędzlami uszyte przez babcię. Teraz stroje projektuję sama i zmieniam je wraz z repertuarem. Wyjątkiem są jedynie tak duże koncerty, jak ostatni, do których kostiumy projektuje zawodowy kostiumolog. Nudziłabym się, śpiewając to samo i w tym samym. Lubię nosić stroje z przymrużeniem oka.

Czy zakochana żona zwraca uwagę na innych facetów?

Oczywiście, z przyjemnością patrzę na ładnych ludzi.

Był czas, że w Pani małżeństwie nie było tak różowo.

W każdym związku są gorsze i lepsze okresy. My staliśmy się ofiarą dziennikarzy żądnych sensacji. Na szczęście tamten czas już minął. Życie z kimś, to jedna z najtrudniejszych rzeczy. Cieszę się, że po tylu latach razem nadal mamy z mężem sobie dużo do powiedzenia. Nasz 15-letni związek nauczył mnie tolerancji. Gdy nie zgadzam się z Andrzejem, tłumaczę sobie, że nie można zmienić człowieka, trzeba go zaakceptować.

Mąż był Pani menedżerem.

Nadal jest moim najlepszym doradcą. Po tylu latach małżeństwa przyjaźnimy się. Myślę, że to jest podstawą w każdym związku. Bywam o niego szalenie zazdrosna. Ja, jak kocham, to w stu procentach, miłością zaborczą. To dotyczy też dzieci i muzyki.

A rodzina nie jest zazdrosna, kiedy swój czas poświęca Pani estradzie, ostatnio filmowi, zamiast być tylko dla niej?

Rodzina jest zazdrosna o estradę, estrada o rodzinę. Kiedyś dzieci powiedziały mi, że ich największym marzeniem jest, żebym przestała śpiewać i została w domu. Nie potrafiłabym żyć bez dzieci, są dla mnie najważniejsze, ale śpiewanie jest moją pasją. Staram się być przy dzieciach w ważnych momentach. Trzy lata temu miałam koncert na drugim końcu Polski w przeddzień komunii Jędrusia. Całą noc jechałam, by być na tej uroczystości. Na drugi dzień wsiadłam do pociągu i pojechałam na następny koncert.

Jaką jest Pani mamą?

Trochę taką mamą-kwoką. Nie jestem zbyt surową czasem nawet nadopiekuńcza. Wpajam w nich poczucie obowiązku i dyscypliny, z którą mają trochę problemów. Każde z moich dzieci ma inny charakter, a ja bardzo lubię obserwować, jak się rozwijają i dorośleją. Najstarszy syn Jasiek studiuje, Kasia ma 19 lat i ma świetny słuch, lubi śpiewać. 10-letni Jędruś chciałby, żebym czytała “Wiadomości” w TV, bo przez pół godziny mógłby patrzeć na mamę.

Teraz ogląda Panią na ekranie w serialu “Rodzina zastępcza”.

Ogląda, ale woli mamę na żywo.

Jak się Pani czuje jako aktorka?

Nieźle, bo co ja na to poradzę, że jestem wszechstronnie uzdolniona. A tak na poważnie, to miałam kłopoty. Wyglądało to trochę, jakbym występowała w niemym filmie. Przewracałam oczami, robiłam miny. W końcu reżyser powiedział mi, żebym przestała tak wyraziście grać twarzą. Miałam też kłopot z koordynacją. Nie potrafiłam jednocześnie pamiętać swojej kwestii, wypowiadać jej i odkładać szklankę na półkę, czy próbować zupy z garnka. Teraz już sobie z tym jakoś radzę.

Na planie zachowuje się Pani jak gwiazda?

Nie, ale zdarza mi się prosić scenarzystę, by do mojej roli dopisał bardziej krwiste kwestie. Mam dość powtarzania kawałków w rodzaju: “drzwi znowu otwarte”. To może powiedzieć statysta, nie trzeba było do tego Maryli Rodowicz.

Mówiła to Pani twórcom?

Tak, ale słyszałam wtedy, że na tym polega atrakcja, by mówiła to Rodowicz. Drażni mnie też, że na planie zdjęciowym marnuje się dużo czasu. Ustawienie nowego planu trwa godzinami Jestem przyzwyczajona do intensywniejszej pracy.

W plebiscycie “Polityki” została Pani drugą piosenkarką stulecia. Jak się Pani czuje?

Marnie, bo jestem druga. Czesław Niemen był pierwszy. A tak naprawdę to cieszyłam się z miejsca w pierwszej dziesiątce. Znam swoją wartość, ale wiem też, że z publicznością nigdy nic nie wiadomo.

Sukces Panią zmobilizuje, czy spocznie Pani na laurach?

Nie spocznę, nie potrafię. Sama się dopinguję do pracy, lubię realizować własne pomysły. Przed promocją karnawałowej płyty trzy razy chciałam odwołać koncert, bo nie byłam pewna, czy już jestem gotowa, czy podołam. Koncert to jest ogromny stres i niepewność, czy publiczność mnie zaakceptuje. Przed występem przez kilka tygodni cierpię na bezsenność. Snuję się po domu do piątej nad ranem. Odsypiam po koncercie. Później odchorowuję stres przez miesiąc albo i dwa.

Ponoć zaśpiewa Pani w USA?

Śpiewacy z chóru Life Choir z Los Angeles, z którymi występowałam, mówili, że śpiewam sercem. Po powrocie do Stanów dzwonili do mnie z propozycją nagrania z nimi płyty. Pojadę, choć nie po to, by zrobić tam karierę. Ta w Polsce mi wystarcza.

rozmawiał: Krzysztof Borkowski
zdjęcie: Universal Music
źródło: Halo/ grudzień 1999

Powrót