Inżynier ukoił moją duszę

Jej wielka kariera trwa już 45 lat! Jej muzyka łączy pokolenia, bo piosenki Maryli Rodowicz znają nawet dzieci. Za kilka dni ukaże się na rynku jej kolejna płyta pt. “Jest cudnie”.

Tytuł płyty jest taki, jak pani samopoczucie?

No pewnie! Nie oglądam się za siebie, nie wspominam. Idę do przodu. Nie myślę o tym, co było. Żyję dniem dzisiejszym i jestem kobietą spełnioną. Od dwóch lat mieszkam w pięknym, wymarzonym domu w lesie. Mam dzieci, które studiują, są mądre, dowcipne i inteligentne. Mogę im tylko życzyć, żeby skończyły wreszcie te studia. Bo tylko najmłodszy syn Jędrek (20) idzie według planu i jest na drugim roku.

A starsze?

Kasia (25) i Janek (28) ciągle przedłużają sobie młodość.

Ma im pani to za złe?

Nie. I nie chciałabym żeby ta sytuacja ich frustrowała. Wiem, że jak najdłużej chcą unikać obowiązków osób dorosłych. Starszy syn powiedział ostatnio, że jego koledzy pożenili się, mają dzieci i z teczkami chodzą do pracy. A on wciąż starym rowerem jeździ do szkoły i wiedzie życie studenta. Córka także studiuje, a do tego jej pasją są konie, którymi cały czas się zajmuje. Godzinami przesiaduje w stajni.

Udało się pani uniknąć błędów wychowawczych?

Stosowałam metodę zaufania wierzyłam w ich mądrość. Teraz myślę, że może za mało ich pilnowałam pod względem nauki, systematyczności, odrabiania lekcji. Moim starszym dzieciom… jakby brak dyscypliny. Były trochę puszczone samopas. Ale najważniejsze, żeby być porządnym człowiekiem.

Pytają panią czasem o radę?

Zdarza się. Moje dzieci są bardzo niezależne i nie pokazują swoich słabości. Nawet jeżeli są chore, na ogół nie przyznają się do tego. Ale jest między nami ogromna więź i miłość. Miłość i praca, która uczy dyscypliny, dają człowiekowi spełnienie. Miłość wypełnia życie. Bez niej jest ono puste. Najlepiej, kiedy można mieć jedno i drugie.

Praca od początku dawała pani radość, ale już z miłością bywało różnie…

O tak, ale wciąż jej poszukiwałam.

Aż w końcu znalazła pani Andrzeja Dużyńskiego…

O tak, ale zanim to nastąpiło, po drodze było kilka poważnych związków.

Dobrze je pani wspomina?

Oczywiście, każdy związek to nowe doświadczenie, to szkoła życia. Pierwsza poważna miłość to miłość studencka. Kolejna to czeski menedżer, z którym wybudowałam dom w Pradze i razem tam mieszkaliśmy. Ale niezgodność charakterów nie pozwoliła nam przetrwać. Nie akceptowałam jego wad. Kiedy się zmienił, nie chciałam już z nim być.

Następna wielka miłość to Daniel Olbrychski?

Poznaliśmy się przez przypadek. Razem byliśmy trzy lata, ale jakoś nie mogliśmy się dotrzeć. Oboje byliśmy u szczytu kariery i oboje popularni. Parze artystów trudno jest pogodzić i emocje przenoszone z pracy, i ambicje.

Później był kolejny artysta…

I kolejny trudny związek. Z Krzysztofem Jasińskim mam dwoje dzieci, przeżyliśmy razem kilka lat, ale nie było nam dane być razem na zawsze. Dopiero inżynier ukoił moją duszę.

Zaiskrzyło od pierwszego wejrzenia?

No pewnie. Mój mąż to okazały mężczyzna. Wysoki, barczysty, z urzekającym spojrzeniem. A jak wiadomo, najważniejszy jest ten pierwszy kontakt.

Jest pani o niego zazdrosna?

Jestem. Może to nie jest zdrowe i bywa uciążliwe, ale czasem warto przeprowadzić małe śledztwo (śmiech).

rozmawiała: Ola Kotusiewicz
zdjęcie: materiały prasowe
źródło: Świat&Ludzie 18/2008

Powrót