Fauścica Maryla – wiecznie młoda

Potrafi uwieść mężczyznę. Umie nadziać robaka na haczyk. Śpiewa, nawet gra w telewizyjnym serialu. Żyje intensywnie, jak tylko się da. Ale za to nie świętuje urodzin. Maryla Rodowicz, którą Agnieszka Osiecka nazwała kiedyś Fauścicą – wiecznie młodą, silną i ruchliwą.

Czy żałuje pani czegoś w życiu?

Niczego.

Nic by pani w nim nie poprawiła?

Zrobiłam całą masę błędów. Ale wydaje mi się, że tak miało być.

Te błędy dotyczyły życia prywatnego czy zawodowego?

I jednego i drugiego. Robiłam błędy zawodowe, dotyczące zrywania kontraktów. Zachowywałam się niepoważnie, po prostu.

Nie żałuje pani tego, że nie zrobiła kariery światowej?

Na pewno miałam szansę. Ale trudno powiedzieć, czy żałuję. Coś mi przeleciało koło nosa.

Na czym polegała ta rezygnacja?

A na tym, że zadzwoniłam i powiedziałam, że nie przyjadę na koncert promocyjny do Londynu, bo mamusia jest chora. A tam było wszystko przygotowane. Moje. zdjęcia wielkości kamienic, piosenki krążyły w Radiu Luksemburg, nagrane wcześniej przeze mnie w Londynie po angielsku. I kiedy nadszedł termin mojej szansy czyli tura światowa z zespołem Beach Boys, wtedy bardzo topowym, ja zadzwoniłam, że nie jadę. Ta firma płytowa przeżyła trzęsienie ziemi.

Dlaczego pani to zrobiła?

Bo mnie narzeczony prosił. Bał się, że pojadę i nie wrócę.

A który narzeczony? Warto o nim jeszcze pamiętać?

Warto. Teraz mamy takie miłe kontakty. To pewien Czech. Mieszka w Pradze.

Czy on zdaje sobie sprawę z tego, że pogmatwał pani karierę?

Pewnie, że tak. Ale nie ma czego żałować. Bo wtedy bym tu nie siedziała z panią.

Kiedyś pani powiedziała, że dobre samopoczucie zależy od tego, czy się siebie lubi.

I siebie, i sytuację w jakiej się znajdujemy. Bo nie ma chyba nic gorszego, niż być wiecznie niezadowolonym ze swego życia, z siebie. To musi być horror. Przeczytałam wywiad z Anthony Hopkinsem. Przyznaje się w nim, że jest alkoholikiem, chociaż teraz niepijącym. Dlaczego pił? Ponieważ siebie nienawidził. I z tej wściekłości na siebie upijał się. Wsiadał w samochód i jechał przed siebie. Po czym budził się w jakimś innym kraju. Po kilku takich wyprawach zorientował się, że to bardzo niebezpiecznie. I poszedł na odwyk.

Ale pani siebie bardzo lubi.

Bardzo to przesada. Ale akceptuję siebie i sytuację w jakiej jestem. Akceptuję trudności związane ze swoim zawodem. To, że muszę dojechać na koncert i wrócić. Znajduję w tym zresztą pewną przyjemność, ponieważ lubię jeździć samochodem. Mogę wracać w nocy, słuchać sobie radia.

Wiele rzeczy pani lubi.

To prawda.

Jest coś czego pani nie lubi w sobie?

Pyta pani o wady? No dobrze, jestem strasznie nieporządna. Muszę trzymać się w ryzach. Bo bym o wiele mniej zrobiła w życiu, niż robię. Staram się ulepszać siebie. I na pewno poczyniłam duże postępy. Jestem, na pewno, dużo bardziej odpowiedzialna ode mnie samej sprzed lat. Na pewno jestem bardziej punktualna. To też jest praca nad sobą. Poza tym staram się walczyć ze swoją pychą.

Może z pychą nie warto? Jest pani świetną piosenkarką.

Nie warto? Warto, bo tu nie chodzi o pychę zawodową. Ale podam przykład. Jadę dobrym samochodem. Szybko. A koło mnie ktoś się telepie lewym pasem. Widzę, że to marny kierowca. Ale nie zjedzie. Nie ustąpi. Więc klnę jak szewc. Rzucam gromy na niego. A potem myślę sobie przecież on inaczej nie umie. Tacy też muszą żyć. I to jest walka z pychą.

rozmawiała: Ryszarda Wojciechowska
zdjęcie: materiały prasowe
źródło: materiały prasowe

Powrót