Dwie osoby, to dwa różne światy

Wyszła Pani za mąż mając około 40 lat. Czy to znaczy, że do małżeństwa trzeba dorosnąć, dojrzeć?

Nie jest to żadną regułą, bo przecież bywają małżeństwa zawierane wcześnie i które są szczęśliwe. Znam takie pary, które poznały się jeszcze w liceum i są ze sobą od wielu lat. Ale bywa i tak, że ludzie dość szybko poddają się, rezygnują z dalszego wspólnego życia, rozchodzą. Wiadomo, że dwie osoby to dwa różne światy, dwie różne natury i na pewno życie z drugim człowiekiem nie jest łatwe. Myślę, że dużo zależy od wzajemnej mądrości i tolerancji.

To co trzeba zrobić, żeby te dwa różne światy stworzyły jeden, wspólny?

Trzeba się na pewno dotrzeć. Wiadomo, że zauroczenie mija po paru latach. Wtedy zaczynamy przyglądać się partnerowi i stwierdzamy, że jest okropny, ma dużo wad, że jego cechy są nie do zaakceptowania. I wtedy zwykle pakujemy się i mówimy do widzenia. Ale to jest rozwiązanie najprostsze. Na pewno o wiele trudniejsza jest próba przetrwania tych wszystkich kryzysów, spojrzenie inaczej na naszego partnera.

I zaakceptowanie go takim jakim jest, ze wszystkimi wadami, zaletami, ułomnościami?

Oczywiście.

Ale nie jest to proste.

Na pewno, ale przecież każdy z nas złożony jest z wad i zalet i trzeba się z tym pogodzić, przyjąć i przede wszystkim trzeba to polubić. Nie rywalizować ze sobą, nie próbować kształtować partnera według naszych własnych wyobrażeń. Sama popełniałam takie błędy. Wydawało mi się, że mogę poprawić ukochanego. Że on powinien zachowywać się tak jak ja chcę, że musi myśleć podobnie. A to przecież jest nieznośne dla drugiej osoby.

Próba podporządkowania sobie żony, czy męża wypływa z naszego egoizmu. Partnera postrzegamy przez pryzmat własnego ego.

Ale przynajmniej jedna osoba powinna być w takim związku mądrzejsza. I zwykle jest to kobieta (śmiech).

Która musi mężowi we wszystkim ustępować, na wszystko się godzić?

Która po prostu swoje wie, ale ustępuje dla dobra małżeństwa, żeby to małżeństwo nie było wiecznym piekłem.

A kiedy w małżeństwie pojawia się pustka, gdy partnerzy nie mają o czym ze sobą rozmawiać?

To jest najgorsze w każdym związku, w takiej sytuacji pewnie lepiej rozstać się.

Pani była w kilku nieformalnych związkach: z Danielem Olbrychskim, Krzysztofem Jasińskim z którym macie dwoje dzieci, z przystojnym Czechem Frantiskiem… Żadne z tych związków nie przetrwało. Czy dlatego, że panowie ci nie nadawali się do roli mężów?

A może to ja nie nadawałam się wówczas do roli żony… Byłam porywcza, podejrzliwa, okropnie o nich zazdrosna. Chciałam te osoby zmieniać, nie mogłam pogodzić się z ich wadami. Wiadomo, że gdy trwa gorąca miłość, to tych wad się na ogół nie widzi. Ale gdy z tym człowiekiem mieszka się i jest z nim na co dzień, to widzi się więcej. I jeśli wad nie akceptujemy, to mówimy w końcu stop. Bo niby dlaczego mam się dłużej z kimś takim męczyć.

Obecnego męża Andrzeja Dużyńskiego poznała Pani, gdy był już żonaty…

Nie był żonaty, nie miał dzieci, ale był w stałym związku.

Pani też była wówczas w związku. Z Krzysztofem Jasińskim.

Owszem, ale już sporo wcześniej przeprowadziłam się z dziećmi do Warszawy i ten związek praktycznie rozpadał się.

I nagle spotyka Pani przystojnego, dużego mężczyznę. I myśli: tak, to nareszcie ten, którego całe życie szukałam?

Serce mi mocno zabiło na jego widok, byłam pod wielkim zauroczeniem. I to zauroczenia trwa do dzisiaj, choć z różnym nasileniem. To taka sinusoida. Bywały w naszym związku okresy i gorsze i lepsze. Teraz żyje nam się bardzo harmonijnie, bo on dojrzał i ja dojrzałam.

Czym mąż ujął Panią, że zdecydowała się Pani na bycie żoną?

Był barczysty, miał miły uśmiech…no i ja mu się podobałam. Acha i ważny szczegół nie był artystą, był inżynierem.

Porównuje Pani zauroczenie do sinusoidy. A gdy ono bezpowrotnie minie, gdy sytuacja między dwojgiem bliskich sobie ludzi staje się nie do zniesienia, gdy konflikty nasilają się, gdy każdy zaczyna budować wokół siebie mur. Najlepszym wyjściem jest wówczas rozstanie?

Warto próbować naprawiać ten związek, zwłaszcza kiedy są dzieci. Ale czasami bywa i tak, że już niczego nie da się naprawić. Wtedy nie ma wyjścia.

Zwłaszcza gdy mąż po jakimś czasie okazuje się tyranem.

No, jeśli jest tyranem, potworem, czy znalazł sobie inną kobietę, to nie warto o niego walczyć. Choć znam takie przypadki, że kobiety wybaczały mężom ich podwójne życie.

A Pani wybaczyłaby mężowi zdradę?

W życiu.

To jednak zazdrość!

Oczywiście. Uważam, że zdrady zaakceptować ani wybaczyć się nie da. Jeśli ja jestem uczciwa i przyzwoita, to tego samego oczekuję od partnera.

Jesteście już ze sobą 24 lata. Dociera do Pani, że to kawał czasu?

Zupełnie nie. Ale tak żeśmy się dotarli, że gdy siedzimy przy stole, czy przed telewizorem i coś wspólnie omawiamy, albo dyskutujemy na jakiś temat, to się zgadzamy we wszystkim. Mamy podobny gust, to samo nam się podoba, takie same mamy poglądy.

A więc ważne, żeby się odpowiednio dobrać.

Żeby się dotrzeć.

I jesteście ze sobą jak jedno całe jabłko?

Teraz tak. Ale były momenty, w których mąż nawet jeśli myślał podobnie, to przekornie udowadniał, że jest inaczej. Podobnie ja postępowałam i to było nie do zniesienia.

Małżeńskie ambicje.

No tak. Ważne, czyje zdanie było górą. A to przecież nie ma żadnego sensu.

Jest Pani typową żoną, która sprząta, robi zakupy i gotuje?

Nie sprzątam, za to gotuję wtedy kiedy mogę, lubię sprawiać przyjemność rodzinie ich ulubionymi potrawami, robię zakupy.

Ma Pani już dorosłe dzieci.

Najmłodszy syn Jędrek ma 22 lata i studiuje w Londynie. Starsze dzieci: Jasiek i Kasia studiują w Krakowie, ale już są na finiszu.

Kiedyś te dzieci były maluchami, a Pani przecież należała (i należy) do gwiazd estrady. A skoro gwiazda, to ciągłe koncerty, wyjazdy w trasy… Dziećmi w tym czasie opiekowała się niania. Zapytam wprost: była Pani i jest dobrą matką?

Myślę, że nie jestem złą matką, natomiast na pewno jestem nadopiekuńcza. Może to wynika z tego, że kiedy dzieci były małe, to często musiałam wyjeżdżać. Kiedyś grało się długie trasy koncertowe. Wyjeżdżałam na przykład na sześć tygodni do Rosji, czy do Stanów… I dzieci do dziś pamiętają te moje długie nieobecności w domu, bo bardzo wówczas za mną tęskniły. Ciągle mam z tego powodu wyrzuty sumienia i może dlatego często je rozpieszczam. Dzieci znoszą to z trudem, ale znoszą dzielnie.

Gdyby Pani mogła cofnąć czas i mogła dokonać ponownego wyboru, to wybrałaby Pani taką samą drogę?

Życia nie da się przeżyć drugi raz. I nie mą, co kombinować, ani żałować, że coś się zrobiło tak, a można było zrobić inaczej. To było kiedyś, byłam na innym etapie, popełniałam różne błędy, ale nie da się tego cofnąć ani wrócić. Więc nie ma co rozpamiętywać, ani żałować. Było jak było.

I jest Pani szczęśliwa?

Oczywiście!

Dziękuję za rozmowę.

rozmawiała: Danuta Kuleszyńska
źródło: Małżeństwo/czerwiec 2010

Powrót