Daje ludziom siebie

Z moimi fanami spotykam się prawie codziennie w Internecie, na mojej stronie. Podobno jest ona najbardziej aktywną stroną, nigdzie nie ma takiej na świecie – Maryla Rodowicz w wywiadzie dla Relaza.

Czy bycie na scenie jest dla Pani świętem?

Tak. Lubię być na scenie, dawać dużo siebie publiczności, sprawdzać ich reakcje, śpiewać nowe piosenki.

Przygotowuje Pani stroje specjalnie na koncerty czy po prostu wchodzi w tym, czym przyjechała?

Nigdy tak się nie zdarza. Zawsze przywożę kilka kostiumów i nigdy nie wiem, co włożę. To zależy czy to jest koncert plenerowy, czy galowy. Na wyjątkowe gale typu festiwal w Sopocie czy Opolu, kostiumy są specjalnie szyte.

Pozwolę sobie przypomnieć występ Whitney Houston w Polsce, która wystąpiła w swetrze. Zdarzyło się Pani wejść na scenę w stroju “z ulicy”?

Gwiazdy amerykańskie są prawdziwymi gwiazdami i mają humory, a nie to, co my. My jesteśmy gwiazdami lokalnymi i nie jesteśmy tak wymagający. Oni są natomiast rozpuszczeni. Wiem, że nawet wypada mieć takie fochy – wypada zażądać, aby w garderobie było pięćdziesiąt białych ręczników. Słyszałam kiedyś o takiej sytuacji, że Rolling Stonesi zażądali tonę orzeszków M&M’s i żeby wśród nich nie było brązowych, bo odwołają koncert. I siedziały jakieś dziewczyny, które wybierały te brązowe.

Wracając do strojów.

Zdarzyło mi się to raz. Grałam wtedy chyba na Śląsku. W połowie drogi zorientowałam się, że zostawiłam walizkę z kostiumami w domu. Natychmiast zadzwoniłam i rodzina wysłała mi tę walizkę pociągiem. Niestety nie doszła na czas. Czułam się wtedy okropnie, choć wystąpiłam w jakimś zastępczym stroju. Pamiętam też jakiś benefis w teatrze Stu, gdzie brałam udział. Ubrałam się bardzo prosto – czarne spodnie, czarna koszula. Ludzie wtedy mi mówili, że byli rozczarowani moim strojem.

Do Pani ostatniej płyty “Kochać” wszystkie teksty napisała Kasia Nosowska. Nie uważa Pani, że jest to pewnego rodzaju sztuczność, że ktoś spisuje swoje uczucia, życie, a Pani to wyśpiewuje?

Przez całe życie ktoś mi pisał, nigdy tego nie robiłam. Mogę śpiewać czyjeś teksty, to nie jest dla mnie problem. Zwłaszcza, gdy pisze inna kobieta, bo my mamy podobne spojrzenie na świat. Generalnie ludzie nie są tak inni od siebie. Chyba, że ktoś jest ekstremalnie inny, zbuntowany i potrzebuje tekstów drapieżnych…

Kasia Nosowska jest charakterystyczną postacią. Odpowiada Pani jej sposób pisania?

Byłam trochę rozczarowana, że napisała tak grzecznie, bo liczyłam, że napisze bardziej alternatywnie, tak jak pisze sobie. A ona wyraźnie jakby napisała dla mnie. W jakimś wywiadzie przeczytałam, że jest fanką Agnieszki Osieckiej i próbowała wejść w jej ton pisząc dla mojej osoby.

Jest chyba trochę alternatywy w tych piosenkach, bo na jednym z chatów znalazłem wypowiedź Pani fanki, która się zdziwiła, że w Pani piosence pojawiło się słowo “gej”.

(śmiech) “Fryzjer-gej”. Jest parę takich momentów odważniejszych. Na ogół teksty są poetyckie, nie są rewolucyjne.

W książeczce dołączonej do płyty napisała Pani, że Kasia Nosowska jest częścią Pani duszy. Której części?

Kobiecej, takiej trochę zbuntowanej, trochę przekornej. Sądzę, że mamy wiele wspólnego, np. poczucie humoru.

Podczas nagrywania tej płyty weszła Pani do studia i powiedziano Pani, co ma robić. Nie było żadnej możliwości ingerencji?

Tak się umówiłam z producentami i niewiele miałam do powiedzenia. Tylko obserwowałam, co oni robią. W momencie, kiedy wchodziłam do studia, to wiedziałam, czym to pachnie. Było również założenie, że mam zaśpiewać prosto, nie udziwniać, nie śpiewać w przesterowany, charakterystyczny sposób, nie używać swoich sztuczek. Miałam zaśpiewać tak, jak oni powiedzieli. A powiedzieli, że mam zaśpiewać “jak kiedyś”. (śmiech) Byłam ciekawa, co z tego wyniknie.

Oddała się Pani w całości młodym ludziom.

No, bez przesady. Paweł Jóźwicki [producent płyty “Kochać”] nie jest taki młody, bo ma czterdzieści lat. Tak samo Bogdan Kondracki [również producent], który swoje już widział. Po wysłuchaniu jego płyt, które zrobił, zachwyciłam się jego talentem, brzmieniem. Zdziwiłam się, że metalowiec ma tak niesamowitą wyobraźnię.

Obawiała się Pani tej współpracy?

Nie, bo znałam jego wcześniejsze płyty.

Jak dzisiaj wygląda Pani fan?

Z moimi fanami spotykam się prawie codziennie w Internecie, na mojej stronie. Podobno jest ona najbardziej aktywną stroną, nigdzie nie ma takiej na świecie. Jak mnie nie ma jakiegoś dnia, to oni strasznie płaczą, mówią wtedy “brakuje czerwonych krwinek” (bo moje wpisy są na czerwono). Najbardziej aktywni są fani w wieku szkolnym, czyli tacy, co mają po 16-17 lat. Ale są również dwudziestolatki i starsi.

Klucz w dotarciu do tak szerokiego spektrum ludzi to uniwersalność Pani piosenek?

Uniwersalność w sensie przesłania, jakie niosą w warstwie tekstowej. Są to takie życiowe prawdy, piosenki ponadczasowe. “Wsiąść do pociągu” czy “Niech żyje bal” to są teksty o życiu, śmierci, miłości, czyli tematy dotyczące wszystkich ludzi, a jednocześnie pisane przez bardzo dobrych autorów, poetów. Tłumaczę to sobie, że młodzi słuchacze to bardzo wrażliwi ludzie, którzy oczekują czegoś więcej od moich piosenek.

A co to jest “krew Szatana”, bo podobno jest u Pani na koncertach?

(śmiech) Tak mówimy na dźwięki gitarzysty elektrycznego. Zbyszek Krebs, bo o nim mowa, wywodzi się z rockowej kapeli i to jest jego ukochana muzyka. Czasami przed koncertami pytam się, czy dzisiaj gramy z krwią, jak tak, to on wtedy wkłada skórę i szał jest.

Widzę, że ma Pani na ręce sznureczek. Od dawna interesuje się Pani kabałą?

Pewien człowiek mi tę nitkę zawiązał zimą poprzedniego roku i ona mi tydzień temu spadła. Dzisiaj spotkałam tego człowieka na lotnisku, bo on mieszka w Londynie i mówię mu, że spadła mi nitka. I na lotnisku mi ją zawiązał. Zrobił siedem supłów i przy każdym coś odmówił – to jest pewnego rodzaju rytuał. Ta nitka ma chronić człowieka przed złą energią.

Z tego, co wyczytałem to kabała zajmuje się poszukiwaniem przyczyn. Zastanawiała się Pani kiedyś nad tym?

Przeczytałam parę książek na temat kabały, ale nie jestem osobą, która medytuje, zgłębia. Sądzę, że w moim wykonaniu jest to bardziej takie powierzchowne. Oni mówią, że ta nitka ma przypominać o tym, żeby żyć zgodnie z zasadami. Nie mając jeszcze tej nitki żyłam zgodnie z zasadami kabały. Nie musiałam tych ludzi spotykać, żeby wiedzieć takie oczywiste rzeczy, że ważne jest życie w harmonii ze światem, z samym sobą czy dawanie ludziom siebie.

rozmawiał: Seweryn Domagała
foto: Jacek Poręba
źródło: www.relaz.pl/magazyn

Powrót