Angolom mówimy: nie

Maryla Rodowicz obroni Polskę przed każdym: Anglikiem czy Niemcem, ale wojny polsko-ruskiej nie chce. No chyba, że w finale Euro, bo innego finału niż Polska – Rosja być nie może.

Będzie pani kibicować Anglikom?

Lubię angielską pił­kę. Jest dość agresywna, ale lubię… Angli­ków też zresztą lubię.

Nawet po tym, co nam zrobili?

Mówi pani o tym dokumencie w BBC? To skandal. Jak usłyszałam o nas, o Euro: „zostańcie w domu, obejrzyjcie w telewizji, nie ryzykujcie, bo możecie wrócić w trum­nie”, to się po prostu zdenerwowałam. Zabo­lało mnie. Osobiście to odebrałam. Jakby to nasze Euro odbywało się gdzieś Syrii, gdzie ludzi mordują codziennie… To jest czarny PR.

Na zlecenie?

Ale kto mógłby takie zlecenie dać? Kto miał­by w tym interes? O każdym kraju można zrobić taki dokument, o tym, że jest antyse­mityzm, rasizm, że są kibole. Nie rozumiem, dlaczego BBC pozwoliło sobie na takie oplu­wanie Polski. Nie zdziwiłabym się, gdyby jeszcze powiedzieli, że po ulicach chodzą białe niedźwiedzie i jeżdżą furmanki. Myślę, że ten film jest również wynikiem braku pro­mocji Polski w Europie i na świecie.

Finansowanej przez rząd?

Oczywiście. Przecież Euro to jest narodowa impreza. Ma być naszą wizytówką. I przy tej okazji Polska powinna być na masową skalę reklamowana w takich telewizjach jak właśnie BBC czy CNN. Przecież ich pro­gramy, ich reklamy oglądają setki milionów ludzi. Ktoś w rządzie mógłby pomyśleć, żeby promować Polskę jako nowoczesny, zmie­niający się kraj.  Bardzo dużo jeżdżę po Polsce i widzę te zmiany. Dumna jestem, że na przykład do Gdańska można jechać przez Toruń, najpierw tą porządną drogą wybudowaną dla Rydzyka, a z Torunia już autostradą… Tylko wokół Warszawy są jakieś takie zapóźnienia, wolno się dzieje na budowie obwod­nicy. Jadąc na lotnisko, często przejeżdżam przez Ursynów i jeszcze nigdy nie widziałam tam żadnego budowlańca. To jest żenada, świadcząca o bałaganie, który u nas panuje.

Czyja to wina?

Tego, że o trzy-cztery lata za późno zabra­no się do roboty. Ale o tym, że Polska jest w budowie, w dokumencie BBC nie ma. Nie ma też o tym, żeby w Krakowie uważać na Angoli, którzy przyjeżdżają do Polski i zachowują się skandalicznie. Sikają publicz­nie, rzygają, demolują, latają goli po Rynku i są prawdziwymi brytyjskimi dżentelme­nami w dzikim kraju. Moje dzieci mieszka­ją w Krakowie, to widzą codziennie, jak się ci brytyjscy dżentelmeni zachowują – jakby byli królami Polski. Nie mówi się też u nas o fatalnym zachowaniu izraelskiej młodzie­ży przyjeżdżającej do Polski na wycieczki. Mieszkałam w hotelu w Bielsku-Białej, w którym wcześniej mieszkali młodzi Żydzi. Demolują regularnie całe piętra, rzucają jedzeniem o ściany… Za szkody płaci zwykle Ambasada Izraela i jest o tym cicho, bo nikt się nie chce narazić Żydom, żeby nie było, że antysemityzm… To nie fair karmić młodych Żydów antypolskimi nastrojami.

Nad tym dokumentem BBC Polska po­winna przejść do porządku dziennego?

No nie, trzeba się bronić, trzeba być stanow­czym, nie można dać się bezkarnie opluwać. Do tego zakaz wjazdu dla Angoli do Krako­wa, a co najmniej ostrzejsza reakcja policji na takie zachowania. A co? Niedawno w centrum Londynu nożownik zabił człowieka w tłumie. I co, z tego powo­du trzeba straszyć ludzi przed przyjazdem na olimpiadę? To jest przecież absurd! W każdym dużym mieście zdarzają się morderstwa, a w każdym państwie są antysemici i rasiści, ale to nie jest powód, by cały naród był uwa­żany za zbiorowisko rasistów i antysemitów! Oczywiście u nas, jak się posłucha niektórych księży, jak choćby ojciec Rydzyk czy Nata­nek, to można odnieść wrażenie, że anty­semityzm jest powszechny. A przecież w tej niby-antysemickiej Wiśle Kraków gra dwóch Żydów z Izraela i jest wszystko w porządku, są uwielbiani. Żałuję, że świetny napastnik Maor Melikson, który ma matkę z Legnicy, nie zdecydował się grać w naszej reprezentacji. To dopiero byłaby pożywka dla Jana Tomaszew­skiego. Niestety, po wypowiedzi prezydenta Obamy o „polskim obozie śmierci” łatka antysemitów jeszcze bardziej do nas przylgnie.

Powinien przeprosić?

Tak, i to osobiście. Od II wojny światowej minęło prawie 70 lat i niektórym się wyda­je, że mogą dokonywać jakiejś idiotycznej reinterpretacji, a w zasadzie nadinterpreta­cji faktów. Za chwilę się okaże, że to Polska wywołała wojnę. Już się słyszy, że nie było Niemców, tylko jacyś naziści, a obozy zagłady były polskie, bo funkcjonowały na ziemiach polskich i Polacy z tymi nazistami powszech­nie kolaborowali… Młodzi Żydzi w Izraelu są uczeni właśnie takiej historii i stąd ich zachowania w polskich hotelach. Moja bab­cia w Wilnie uratowała całą rodzinę żydow­ską, która później osiedliła się w Nowym Jorku. Dała koleżance mojej mamy ze szkoły papiery zmarłej córki. Niedawno czytałam, że Rosjanie napominają Litwinów źle trak­tujących Polaków. Mówią im, żeby uważali, bo przecież w 1939 dostali Wileńszczyznę, czyli niejako uczestniczyli w rozbiorze Pol­ski i czystych sumień nie mają. A nawet że powinni zwrócić Wileńszczyznę Polsce.

A Ukraińcy całą zachodnią Ukrainę, ze Lwowem na czele…

Ja bym osobiście nie miała pretensji… Cała moja rodzina pochodzi z Wileńszczyzny. Jednak wiem, że to są sprawy nieodwracalne. Erika Steinbach, która założyła Centrum Wypędzonych, zdaje się o Polsce myśleć inaczej. Czyjej wzorem my też powinni­śmy zrobić Centrum Wypędzonych Polaków ze Wschodu? Przecież moja rodzina jechała z Wilna dwa miesiące wagonami bydlęcy­mi na tzw. Ziemie Odzyskane, zabierając z sobą tylko kołdrę. Nie rozumiem tego, jak Steinbach ma czelność mieć pretensje do Polaków. Przecież to Niemcy wywołali wojnę! Musimy być bardziej stanowczy, nie wchodzić w tyłek Amerykanom. Nikomu. Rosjanom też nie. Powinniśmy mieć odwagę tupnąć nogą, a nie rozmawiać na klęczkach.

580 min euro kosztował Stadion Naro­dowy.

I chce pani powiedzieć, że na żłobki nie ma, a na stadion kasa jest? I jeszcze niech pani doda, za panią Kazimie­rą Szczuką, że to Euro służy tylko spoco­nym facetom chlejącym piwo i panienkom lekkich obyczajów… Przecież to jest jakaś paranoja. Absurd. Wedle tej światłej logiki nie należy organizować igrzysk olimpijskich w Londynie i innych wielkich światowych imprez. Kiedy słucham takich pań jak Kazi­miera Szczuka, to nie rozumiem, co znaczy być feministką. Gdzie w tym zdrowy roz­sądek, gdzie logika, gdzie osadzenie w rze­czywistości? Stadiony, drogi, lotniska – to wszystko kosztuje. Ale to jest też trwała substancja, przecież to zostanie dla nas.

I co my z tym zrobimy?

Szkoda, że na Narodowym nie ma bieżni, bo można by rozgrywać zawody lekkoatletycz­ne. Ale i tak będą mecze, koncerty. Ja się tym nie martwię. Wystarczy się przyjrzeć, jak jest wykorzystywany stadion na Wembley.

Anglików pani typuje na mistrzów Euro 2012?

Hm, Chorwacja to jest taki kraj, który może sprawić dużą niespodziankę.

Aja myślałam, że pani powie: Polska.

Ja tu sobie wszystko rozrysowałam. Kto z kim wygra, kto w ćwierćfinale, kto w pół­finale, a kto w finale. Zaraz pani wszystko pokażę. (Pani Maryla wyciąga z przepastnej żółtej torby karteczkę z rozpisanymi mecza­mi i zwycięstwami). To typy moje i mojego syna Jaśka, speca od piłki. Z pierwszej grupy wyjdą Rosja i Polska, Rosja, bo ma dobrą drużynę, Polska, bo tak chce naród, poza tym mamy naprawdę dobrą ekipę… A potem zagramy z nimi w finale.

To Polska dojdzie do finału?

Oczywiście, że dojdzie. Intuicja tak mi mówi. Kobieca intuicja. Trzeba przecież w coś wie­rzyć, jakoś typować.

Z kimś się pani założyła?

Nie, nie! Z drugiej grupy wyjdą Niemcy i Holandia. Z trzeciej Hiszpania i Chorwacja, a z czwartej Anglia i Ukraina. W ćwierćfinale Polska trafi albo na Niemcy, albo na Holan­dię. W półfinale zagramy z Ukrainą, a w fina­le z Rosją.

Ale będzie politycznie…

To jest sport. On nie ma nic wspólnego z polityką.

Pani objęła funkcję Przyjaciela Euro 2012. Ręczy pani za naszych?

Za zawodników?

Nie, za kibiców.

Za większość. Za wszystkich nie mogę. Mogę jedynie poprosić niektórych kibiców: chłopa­ki, nie prowokujcie! Albo: nie dajcie się spro­wokować! Pokażcie, że jesteśmy na poziomie.

Pani na co dzień kibicuje Legii. Podobno kibice narodowi są mniej agresywni od tych klubowych. To prawda?

Ale też gorzej dopingują. Ci na Legii są świet­nie zorganizowani. Nawet mają próby przed meczami. Uczą się piosenek, śpiewają, krzy­czą, mają wodzireja. A na meczach narodo­wych jedna piosenka i cisza.

A pani będzie na meczu Polska – Grecja inaugurującym Euro?

Będę. Jestem zaproszona, jako ten Przyja­ciel. Wybieram się z mężem.

Do loży prezydenckiej?

Prezydent Komorowski powiedział ostat­nio, że loża prezydencka jest tam, gdzie on siedzi… Lubię go. Po tym tekście jeszcze bar­dziej. My będziemy siedzieć na VIP-owskiej trybunie.

Razem z przywódcami państw?

A gdzież mi do nich.

Przecież pani ma koneksje.

Raczej ukłony, rąsia, goździk.

I niedźwiedź?

Czasami.

Na mecz z Rosją pani idzie?

Moi synowie się przestraszyli i nie idą. Boją się zadymy sprowokowanej na przykład przez Jarosława Kaczyńskiego.

Prezes Kaczyński mówi, że z przyjaźnią będzie się odnosił do rosyjskich kibiców.

Oby dotrzymał słowa. Bo przecież stosunki polsko-rosyjskie są ostatnio napięte i sporo przy tym negatywnych emocji. Niepotrzeb­nych.

Dlatego trudno mi sobie wyobrazić fina­łowy mecz Polska – Rosja.

Ludzie, przecież to jest sport!

Sama pani nie wierzy w to, co mówi…

Skoro się od ponad dwóch lat mówi, że kata­strofa smoleńska to jest drugi Katyń, to mecz Polska – Rosja dla niektórych ludzi może być sprawą polityczną. Przecież to jest judzenie ludzi, budowanie antyrosyjskich nastrojów. Kaczyński powinien przed Euro wygłosić jakieś przemówienie do swoich zwolenników i nakazać im spokój. Poza tym niech on już nie organizuje tych miesięcznic. Gdybym była we władzach miasta, tobym zabroniła organizacji miesięcznic. Przecież Krakow­skie Przedmieście to jest miejsce publicznie, poza tym tu są Pałac Prezydencki, hotel…

Hotel Bristol, w którym podczas Euro będą mieszkać Rosjanie.

No właśnie. Minister Mucha zaproponowała w ostatniej chwili, żeby Rosjanie zamieszkali gdzie indziej. Cóż za pomysł na kilka dni przed Euro?! Trzeba było myśleć, kiedy się proponowało hotele. Euro to nie jest czas na demonstracje polityczne.

Rosjanie dostali zgodę na narodową demonstrację w Warszawie.

To też niemądry pomysł. To może prowo­kować do awantur. Jeszcze raz mówię, że lepiej by było świętować to Euro bez polityki.

W1974 r. śpiewała pani w Niemczech na mistrzostwach świata…

Ale ja się wtedy piłką nie interesowałam. Byłam podekscytowana już samym fak­tem, że mogę wyjechać na Zachód, do RFN. Zawieźli nas, zaśpiewałam i przywieźli.

Teraz może będzie szansa, żeby się na Niemcach za tamten mecz odegrać?

Nie tylko za ten, mamy za co się odgrywać.

Czyli jednak polityka?

Historia, polityka i sport. Sam fakt, że nigdy nie wygraliśmy z Niemcami, powoduje, że ja- kibicka – marzę o tym, żebyśmy w końcu z nimi wygrali.

A z Rosją?

Lubię Rosjan. Oczywiście jestem patriotką i kibicować będę naszym. Jak grałam w Rosji trasy koncertowe, Rosjanie zawsze byli dla mnie świetną widownią. Reagowa­li emocjonalnie, płakali, kochali… Oni są wychowani w wielkim szacunku dla sztuki. Chciałabym tam płytę wydać, pograsować trochę. Rozmowy na ten temat trwają już od kilku lat.

Ałła Pugaczowa pani pomaga?

Nie kontaktujemy się. Widziałyśmy się ostat­nio na festiwalu w Witebsku w 1999 r.

Ona w Rosji nadal jest królową.

To prawda. Aja dla nich jestem Marilja.

Poznała pani Putina?

Tak, w Polsce. Na obiedzie w Pałacu Pre­zydenckim.

I pani mówi, że nie ma koneksji…

Zwykle ludzie, którzy ze mną rozmawiają, to się uśmiechają. A Putin miał kamienną twarz i oczy stalowe. Bałam się go trochę.

Może w myślach nucił „Małgośkę”?

Nie sądzę. Żadnych pozytywnych emocji w nim nie zauważyłam. W zeszłym roku w Warszawie śpiewałam na koncercie pio­senek Wysockiego. W pewnym momencie pojawił się prezydent Komorowski z Miedwiediewem. I Miedwiediew zupełnie inaczej, wszedł na scenę, kiedy śpiewa­łam „Konie” i się popłakał. Przytulił się nawet, na misia.

Przegrała pani z „Koko Euro spoko” w konkursie na piłkarski hymn Euro…

Ta piosenka, która wygrała, jest melodią ludową z Zagłębia i śpiewałam ją chyba w 1975 r. w katowickim Spodku z okazji Bar­bórki. Teraz byłam przekona, że w konkursie mogą brać udział tylko piosenki specjalnie skomponowane na tę okazję. Mam świado­mość, że to „Koko” jest piosenką przaśną, porywającą tłumy i wyróżniającą się na tle naszych popowych propozycji. Z drugiej strony przegrywać nie lubię.

rozmawiała: Magdalena Rigamonti
zdjęcie: archiwum Maryli Rodowicz
źródło: Wprost 23/2012

Powrót