7x naj…

Siódemka jest cyfrą szczęśliwą, tak jak trzynastka feralną i choć się z tego podśmiewamy, chyba każdy trochę w to wierzy. Wybraliśmy więc siódemkę do nazwy naszego cyklu, bo życzymy szczęścia i mamy nadzieję, że i Wy, drodzy Czytelnicy, także, tym, których w nim chcemy przedstawiać. A chcemy prezentować artystów, biznesmenów, naukowców, polityków, sportowców, ludzi z pierwszych stron gazet. Oczekujemy, że podpowiecie nam w listach do redakcji, o kim chcielibyście przeczytać. Dziś o swoich “Naj…” opowiada popularna piosenkarka Maryla Rodowicz.

1. NAJWIĘKSZY SUKCES…

Na pewno moim wielkim sukcesem jest to, że choć śpiewam już 25 lat, publiczność ciągle przychodzi na moje koncerty. Zmieniają się mody, a kolejne pokolenie bawi się przy mojej muzyce, akceptuje ją. Część fanów odchodzi, ale na ich miejsce pojawiają się nowi, młodzi i młodsi. Poznają mnie nawet dzieci w przedszkolu, do którego odwożę syna. Jeśli chodzi o życie prywatne, to na pewno moim sukcesem jest to, że mam trójkę dzieci, że rozwijają się one prawidłowo, że mam męża, którego kocham i który mnie kocha…

2. NAJWIĘKSZA PORAŻKA…

Chyba nie przeżyłam jakichś ogromnych porażek, ciosów, które powalają i łamią. Zresztą.. Mam zdolność szybkiego podnoszenia się – tych porażek było sporo. Czasem wynikały one z braku silnej woli, jak choćby te najbardziej banalne: kolejne moje próby stosowania diety kończyły się niepowodzeniem. Porażkami kończyły się moje różne związki męsko-damskie. Bardzo to zawsze przeżywałam. A jednak… Jestem osobą, która absolutnie nie uczy się na własnych błędach. Bywały też porażki zawodowe, np. festiwale z których wracałam bez nagród, albo gorsze lata, bez specjalnych sukcesów. Czasem z mojej winy, kiedy nie pracowałam zbyt intensywnie. Czasem przyczyny były inne: zmieniały się mody muzyczne lub… polityczne. U nas, niestety, polityka zawsze mieszała się i miesza z kulturą…

3. NAJFATALNIEJSZA GAFA…

Gaf popełniam bardzo wiele. Jestem roztargniona. zdarza mi się mylić nazwiska, osoby. Najbardziej “barwną” gafą skończyło się moje spotkanie z księciem Filipem, mężem brytyjskiej królowej. Jest on znanym zawodnikiem w powożeniu zaprzęgami. Kiedyś przyjechał do Sopotu na mistrzostwa świata w tej dyscyplinie. Po zawodach odbył się bankiet na jego cześć. Książę spóźnił się sporo. Kiedy zostałam mu przedstawiona, zapragnęłam się pochwalić, że śpiewam taką piosenkę “I znów księżniczka Anna spadła z konia”. Ledwie o tym wspomniałam, książę Filio obraził się ; wyszedł z przyjęcia. To była afera! Potem okazało się, że przyczyną spóźnienia księcia była wiadomość z Londynu o zamachu na księżniczkę Annę, w którym zginął ktoś z obstawy. Tekst mojej piosenki odebrał więc jako prowokację…

4. NAJWIĘKSZA MIŁOŚĆ…

Zdecydowanie samochody i tenis. Sport uprawiałam w szkole średniej, potem studiowałam na AWF. Lubiłam różne dyscypliny: kiedyś to były konie, potem narty, żagle. Obecnie tenis. Jest to cudowny sport. Mogę godzinami grać – partnerzy padają, ja też ledwie zipię, ale gram. To nie jest kwestia ambicji, po prostu gra sprawia mi niesamowitą przyjemność. Samochody… to moja miłość trwała i niezmienna. Nie interesuje mnie mechanika, nie mam pojęcia, jak to tam w środku działa. Jadąc najlepiej się relaksuję. W samochodzie najłatwiej potrafię się skoncentrować, przemyśleć pewne sprawy. Auto daje mi poczucie niezależności, swobody, a jednak, mimo tej miłości, nie jest to dla mnie przedmiot kultu. Wielu ludzi pucuje swoje auta, myje, pieści. Ja nie; zawsze mam w nim okropny bałagan. Dla mnie jest to przyjaciel służący do przemieszczania się.

5. NAJWIĘKSZY ATUT…

Szczerość i naiwność. Te cechy z jednej strony sprawiają, że nie umiem być dyplomatką i przysparzam sobie wielu wrogów, ale z drugiej – pozwalają mi być prawdziwą na scenie. Oczywiście forma, sposób śpiewania, jest precyzyjnie dopracowany, ale energia, która ze mnie płynie, jest poparta szczerością. Poza tym bywam przebojowa i konsekwentna. Jeśli mi na czymś zależy, chcę osiągnąć jakiś efekt – muszę to zrealizować. Na przykład: mam jutro koncert w telewizji i wymyśliłam sobie jakiś kostium. Gotowa jestem pół dnia poświęcić, spenetrować magazyny w telewizji, biegać po sklepach, kupować, wypożyczać z teatru – ale swój efekt osiągnę.

6. NAJSŁABSZA STRONA…

Chyba zbytnia wiara we własne możliwości (nie mylić z pewnością siebie). Porywam się na wiele rzeczy tylko dlatego, że ktoś mi je zaproponował, a ja jestem pewna, że dam radę. Gdyby mi ktoś dziś powiedział, wystartujesz w zawodach spadochronowych – prawdopodobnie bym się zgodziła. Natomiast potem… Nie wiem, czy wyskoczyłabym z samolotu. Być może tak, ale czym by się to skończyło? Albo przykład z życia. Dwa lata temu zaproponowano mi występy w Operze Wrocławskiej w “Krakowiakach i góralach”. Miałam zagrać jedną z głównych ról – Dorotę. Zachwycona i dumna zgodziłam się. …Okazało się to bardzo kłopotliwe. Wszyscy wiedzieli, że nie jestem śpiewaczką operową, więc myślałam, że będę mogła potraktować materiał nutowy dowolnie. A tu nic z tego. W muzyce operowej inaczej niż na estradzie prowadzi się oddech, inaczej atakuje dźwięk, w ogóle inna jest technika śpiewu. Do tego doszedł ruch, zadania aktorskie. Dyrygent podczas prób bez przerwy zwracał mi uwagę: – Pani Marylo, w tym miejscu nie ma oddechu… – a ja nie mogłam wyśpiewać tak długiej frazy… Całe moje szczęście, że efekt był chyba nie najgorszy. Publiczność reagowała przyjaźnie, recenzje były dobre.

7. NAJSMACZNIEJSZE DANIE…

Moim ulubionym daniem są litewskie kołduny. Prawdziwe, takie jakie robiła moja babcia, a teraz moja mama. To nie ma nic wspólnego z kołdunami, jakie podają czasem w restauracjach. Te prawdziwe u mnie w domu robi się wyłącznie z wołowiny ekstra, pół na pół z łojem nerkowym. Do tego dużo pieprzu i majeranku. Łoju, czyli tłuszczu nerkowego, używa się dlatego, że jest on kruchy i topi się w mięsie. Kołduny są małe, jak się je przegryzie, to gorący tłuszcz rozlewa się po podniebieniu. Poezja… Lubię też gołąbki, uwielbiam zupy, choć staram się ich w domu nie gotować. Są zbyt kaloryczne. Czasami robię natomiast kremy warzywne: gotuję warzywa w małej ilości wody, miksuję, doprawiam. Moje dzieci bardzo je lubią, np. z grzankami. Bardzo lubię gotować, jeżeli mam trochę czasu, staję przy kuchni. Nieźle przyrządzam potrawy chińskie, zwłaszcza mięso z warzywami. Niestety, przygotowania zajmują wiele czasu: polędwicę lub mięso z kurczaka i warzywa pokroić trzeba na cieniutkie paseczki. Niezbędne są też przyprawy, w tym sos sojowy i trzy rodzaje oleju. Za to smaży się to tylko dwie, trzy minuty. Jeżeli dłużej, mięso twardnieje, warzywa natomiast stają się zbyt miękkie…

rozmawiał: Zygmunt Włoczewski
zdjęcie: R. Rajchel
źródło: Przyjaciółka 7/1994

Powrót