Tęczowa Maryla

Wśród gejów mam wielu przyjaciół. Kiedyś miałam też takiego managera. Pracował ze mną przez kilka lat. Teraz mieszka w Los Angeles. Mam też wielu homoseksualnych fanów, którzy piszą do mnie listy. – mówi Maryla Rodowicz

Zdawać by się mogło, że każdy artysta ma swoje pięć minut popularności, które kiedyś mija. Tymczasem Ty zupełnie nie wpisujesz się w taką teorię, bo nie tylko że jesteś cały czas obecna na polskim rynku muzycznym, to jeszcze z płyty na płytę stajesz się coraz bardziej popularna. Jak to się robi? Czy masz jakąś receptę na sukces?

Do czego to dojdzie za parę lat, prawda? Muszę przyznać, że ogromną przyjemność sprawia mi fakt, że młode pokolenie, nastolatkowie, odkrywa na nowo moje stare piosenki. Dla nich są to zupełnie nowe klimaty, nowe utwory i nowa muzyka. Zdarza się, że ci młodzi ludzie przychodzą za kulisy i rozmawiają ze mną o swoich odczuciach po koncercie. Kiedyś przyszedł młody chłopak i powiedział, że zna jedną z moich pierwszych piosenek, i podał tytuł utworu z 1989 roku! Dla niego ja zaczęłam się dopiero parę lat temu, bo pewnie dopiero wtedy zaczął słuchać muzyki. Uważam za duży sukces, że to, co robię dzisiaj, i to, co robiłam 10 czy 20 lat temu, podoba się młodym ludziom. Często zdarza się bowiem tak, że czas weryfikuje piosenki, które były w starym stylu, ponieważ stylistyka nagrywania utworów się zmienia. Jeśli pytasz o receptę, to mogę powiedzieć tylko tyle, że staram się, aby to, co robię, było atrakcyjne. Sama również staram się wyglądać atrakcyjnie dla publiczności. Szczególną uwagę zwracam na to, co zakładam, ponieważ kostium jest bardzo ważny. Równie istotny jest wygląd muzyków. Oni nie mogą wejść na scenę z ulicy. To, co mają na sobie, musi także mieć charakter. Powinno to być albo rock’n’rollowe, albo wyraźnie estradowe. Lubię pracować z dobrymi muzykami. Dzięki temu uzyskujemy dobre brzmienie. Staram się także, aby moje koncerty nie były “normalne”, nudne. Chcę, aby coś się działo. To sprawia przyjemność mnie oraz słuchaczom. Młodzi ludzie wszystko to słyszą i “wyłapują”.

Czy dzięki temu, że słuchają Cię przede wszystkim ludzie młodzi, nie czujesz, że dla Maryli Rodowicz czas się zatrzymał?

(Uśmiech) Rzeczywiście słucha mnie kilka pokoleń. Czuję się osobą dojrzałą, ale są także sytuacje, kiedy mogę wykonać wszystko. Na pewno jestem dużo bardziej odważna niż dwudziestolatkowie z mojego zespołu, którzy wstydzą się rozebrać łub wygłupiać na scenie. Tak samo jest z dziewczynami, które towarzyszą mi w chórkach. One są bardzo młode, a mimo tego wstydzą się pokazywać swoje ciało. Ja z pewnością jestem dużo bardziej odważna, ale także nie stało się to od razu. Musiałam stopniowo do tego dochodzić.

Czy liczyłaś kiedyś wszystkie swoje megaprzeboje? Ile ich zaśpiewałaś?

Trudno mi powiedzieć. Dwa lata temu wydalam antologię moich hitów. Jest to trzypłytowy album, na którym znalazło się około 60 utworów. W sumie nagrałam 500 utworów, ale rzeczywiście tych wielkich hitów było bardzo dużo i trudno mi je policzyć. Natomiast dawniej z pewnością dużo łatwiej można było wykreować przebój z piosenki. Kiedyś było tylko jedno radio – Polskie Radio. Nie było konkurencji rozgłośni prywatnych, które głównie grają muzykę anglosaską. W tej chwili trudno jest się przebić.

Jak wspominasz ten “przeszły” czas, kiedy to przebój łatwo było wykreować, a nazwisko Maryli Rodowicz znał każdy mieszkaniec ZSRR, NRD czy Czechosłowacji?

Rzeczywiście byłam bardzo popularna w tych państwach. Jeśli chodzi o Rosję, to popularność zrobiły mi festiwale sopockie. Kiedy telewizja radziecka emitowała transmisję festiwalu w Sopocie, to dla Rosjan był to kontakt z Zachodem. Cały naród siedział przed telewizorami. Okazało się, że takie utwory, jak “Kolorowe jarmarki” czy “Jadą wozy kolorowe”, bardzo przypadły im do gustu. Kiedy więc pojechałam ze swoimi koncertami, to wśród łudzi zapanował prawdziwy szał. Grałam na ogromnych stadionach, w wielkich halach, a płyta sprzedała się w 10 min egzemplarzy. Natomiast w Niemczech, Czechosłowacji i innych krajach ta moja popularność była efektem działania miejscowych managerów, którzy mnie zapraszali. Wiele swoich piosenek nagrałam po niemiecku i one także ukazały się na płytach. Uczestniczyłam w setkach programów telewizyjnych. Uważam to za swój wielki sukces, że moje piosenki były popularne i sprzedawały się w tak różnych krajach i różnych kulturach.

Twoi fani, telewidzowie i słuchacze jako najpopularniejszą piosenkę 35-Iecia festiwalu w Opolu wybrali “Małgośkę”. A czy Ty wśród piosenek, które nagrałaś, masz jakąś swoją ulubioną?

Nie mam jednej ulubionej piosenki, a strasznie dużą pulę utworów, które bardzo lubię grać. One nigdy nie są dla mnie nudne. Mogę wyjść z nimi po raz setny i dwusetny, i z chęcią je zaśpiewam.

To znaczy, że to, co śpiewasz – śpiewasz z sercem.

Tak. Myślę, że to jest tajemnica sukcesu. Ta recepta, o którą mnie pytałeś. Zawsze bardzo się przykładam do pracy i czynię to z dużym przekonaniem.

Czy wiesz, że kiedy Twoje utwory pojawiają się na gejowskich dyskotekach, to mało kto pozostaje na krzesłach? Wszyscy tańczą. Myślę, że geje kochają Cię za ten luz, klasę i otwartość.

Bardzo się z tego cieszę. Tym bardziej, że wśród gejów mam wielu przyjaciół. Kiedyś miałam też takiego managera. Pracował ze mną przez kilka łat. Teraz mieszka w Los Angeles. Mam też wielu homoseksualnych fanów, którzy piszą do mnie listy.

I zwierzają się Tobie ze swoich problemów? Piszą o tym, że są gejami? Niesamowite!

Tak. Mam nawet takiego kolegę, który mnie także traktuje jako swoją koleżankę, zwierza mi się, przez co znam bardzo wiele jego tajemnic. Zawsze go wyciągam na plotki. On zresztą bardzo lubi opowiadać, jest bardzo dowcipny. Można sobie przy nim poprawić humor i sporo się pośmiać. Uważam go za fajnego kolegę.

Jak w ogóle odbierasz gejów? Czy nie są przypadkiem bliżsi Twojemu sercu przez to, że też lubią rozrywkę i lubią się wygłupiać – tak jak Ty?

Nie jest to dla mnie nic szokującego. Uważam gejów za zupełnie normalnych ludzi, tyle że, jak to się mówi, kochają inaczej. Ale przecież tak samo lubią się bawić, jeść, pić. Tak samo reagują.

Chciałbym jednak wrócić do tej zabawy. Myślę, że tym, co właśnie Ciebie wyróżnia wśród polskich artystów, jest to, że wychodząc na scenę bawisz się, bawisz publiczność, bawisz się z publicznością. To naprawdę rzadko się zdarza.

Do tej zabawy bardzo mnie inspiruje muzyka. Jeżeli mam dobrych muzyków, którzy gwarantują świetne brzmienie i zagrają “z kopytem”, to jestem w stanie skoczyć pod sufit i wykonać każde inne szaleństwo. Muzyka i dobry rytm strasznie mnie napędzają.

Nasz redaktor naczelny, zanim założył “INACZEJ”,” pracował w poznańskim Pałacu Kultury. Wspomina, że byłaś najnormalniejszą artystką, która nigdy nie miała wielkich wymagań; zawsze przyjmowała spokojnie jakieś organizacyjne niedoróbki; nigdy nie grała wielkiej gwiazdy.

No bo jak tu grać wielką gwiazdę? Trzeba wiedzieć, w jakich warunkach człowiek się znajduje. U nas granie gwiazdy z wymaganiami hollywoodzkimi byłoby śmieszne. To nierealne, abym życzyła sobie, żeby przed moimi stopami rozkładano czerwony chodnik lub w garderobie zamontowano wodotrysk. Myślę jednak, że kapryszenie w stylu gwiazd amerykańskich jest bardzo miłe. Chciałabym czasami mieć taką możliwość. Znam całe legendy o księgach kontraktowych spisywanych przez wielkie gwiazdy przed koncertem. Określają, co musi być w garderobie, jakie owoce, jakiego rodzaju woda, jakie ręczniki i co musi być za kulisami. Znam jednego z managerów Rolling Stonesów, który opowiadał mi, jak wygląda zaplecze w czasie koncertu. Strasznie mi to imponuje, ponieważ oni mają zawsze za kulisami cale miasteczko z ulicami, umownymi oczywiście. Przy określonej ulicy jest namiot z siłownią, przy innej jest łaźnia, a dalej po prawej stronie restauracja. Uważam, że to jest super i to jest dopiero życie, ale oczywiście jest to inny zasięg i innego formatu gwiazdy. Ja lubię jednak słuchać takich opowieści. Ale wiem też, że jeśli ja pojadę na koncert, to nie będę stawiała takich warunków. Czasami zdarza się, że nie ma nawet podstawowych środków higienicznych. W czerwcu graliśmy koncerty podczas wyjątkowych upałów, a organizatorzy nie zapewnili nawet namiotu czy garderoby, gdzie można by było schować się przed słońcem. Nie było też wody do picia, nie mówiąc już o lustrze. To było bardzo męczące ze względu na trudne warunki.

No właśnie. Podczas nagrywania ostatniej płyty zrobiłaś sobie dredziki. Czy są one z twoich naturalnych włosów? Pewnie byłoby trudno robić je w takich warunkach, o których wspomniałaś?

Tak. One są z moich włosów. Trzy osoby robią je przez 6 godzin. To jest strasznie czasochłonne. Włosy się skręca, potem skleja lakierem, prasuje specjalną zgrzewarką, nanizuje koraliki…

Łatwo je potem rozczesać?

Normalnie się je myje, nakłada trochę więcej odżywki. Jednak czasami trzymam je parę dni, szczególnie kiedy mam w planie jakąś sesję zdjęciową lub koncerty.

Czy kiedyś skończą się Twoje szalone pomysły na koncerty?

Mam ich bardzo wiele i wybiegam tymi pomysłami znacznie do przodu. Przygotowuję więc jeszcze dużo niespodzianek.

Geje na całym świecie cenią takich artystów, jak Ty, ponieważ sami umieją się bawić i wygłupiać. Czy nigdy nie chciałaś wystąpić na gejowskiej imprezie? Przecież zachodni artyści z chęcią przyjmują takie zaproszenia i chętnie udzielają się na tego typu imprezach.

Myślisz o koncercie dla gejów?

Na przykład.

Dlaczego nie. Miałam nawet taką propozycję, ale okazało się, że do tego kontraktu nie doszło. To było wiosną, wybór Mister Geja. Organizatorzy początkowo zwracali się do mnie, a potem zrezygnowali.

Słuchałem kiedyś radia i jakaś starsza pani mówiła, że uważa, że ci starzy artyści tak okupują tę scenę, a przecież mogliby zrobić miejsce młodym. No i jako przykład podała Marylę Rodowicz. Czy nie masz takiego poczucia, że trzeba zrobić miejsce młodym?

No tak, ja siedzę i siedzę na tej scenie… Jednak nie mam takiego poczucia, ponieważ na scenie jest sporo miejsca dla młodych artystów i każdy ma taką samą szansę. Wydać i wypromować płytę może każdy młody artysta. Kontrakt z dużą firmą fonograficzną podpisałam dopiero rok temu. Jeszcze niedawno było mi bardzo trudno. To, co się ukazywało, jest zasługą mojego męża. Mną nie były zainteresowane duże rozgłośnie radiowe, a tylko one były w stanie zrobić prawdziwą promocję, ponieważ dysponują innymi pieniędzmi i kontaktami. Są to duże firmy i one są zainteresowane głównie młodymi artystami.

Małgosia Ostrowska wspominała, że był okres, kiedy firmy fonograficzne były zainteresowane tylko młodymi, ładnymi buziami, które nawet nie bardzo potrafiły śpiewać.

Dokładnie tak było. Mogłam przetrwać w tym okresie na scenie tylko dzięki swojemu mężowi. To on finansował wydawanie moich płyt. Promocje organizował za swoje pieniądze. Na szczęście te płyty się potem sprzedawały. Było mu jednak bardzo trudno. Chodził od radia do radia i nikt nie chciał grać tych piosenek. Do tej pory mam taką sytuację w RMF-ie, że nie chcą puszczać mojej płyty.

No ale za to w Zetce regularnie grają Twoją płytę.

W Zetce grają, a RMF powiedział, że ich to nie interesuje. Tymczasem, niestety, bez mediów artysta leży. O płycie można ładnie opowiadać, ale płyta jest do słuchania i musi być grana. Wcale nie jest więc tak łatwo się wypromować.

No właśnie, mówisz, że artysta bez mediów leży. Jednak czy czasami nie czujesz się zmęczona i przytłoczona zainteresowaniem prasy, radia i telewizji? Przecież strasznie się ostatnio udzielasz w mediach?

Zmęczona jestem, jeżeli nie śpię. Sen jest dla mnie bardzo ważny. Jeżeli się wy-śpię, to mogę góry przenosić. Miałam taki trudny moment, kiedy nagrywaliśmy ostatnią płytę. Działo się to w dużym pośpiechu, ponieważ gonił nas termin sprzedaży. Płyta ukazała się 25 listopada. Pracowaliśmy w studio dzień w dzień po kilkanaście godzin. Natychmiast po nagraniu rozpoczęły się różne działania promocyjne, niekończące się wywiady telewizyjne i radiowe. Trzeba było opowiedzieć o tej płycie. Byłam zmęczona, ponieważ także teledysk nagrywaliśmy w nocy i trwało to do samego rana. Musieliśmy pojechać poza Warszawę. Wtedy rzeczywiście byłam bardzo zmęczona.

W takim razie jak radzisz sobie z koncertami? Słyszałem, że wiosną znowu wyruszasz w trasę.

Tak., w marcu, muszę ci powiedzieć, że koncerty mnie nie męczą. Przeciwnie, bardzo mnie cieszą. Męczą mnie same przejazdy, ponieważ nie cierpię podróży. Jednak kiedy wychodzę na scenę, to otrzymuję pełną rekompensatę za to zmęczenie.

Na ostatniej płycie brzmisz bardzo modnie, nowocześnie. Czy to dlatego, że chciałaś znaleźć się w tym modnym nurcie?

Nie. Mam dobrych muzyków, którzy czują muzykę właśnie w taki sposób. A ja się z nimi zgadzam.

Mam do Ciebie pytanie jako do matki, ponieważ uchodzisz za dobrą matkę…

Na przykład w tej chwili jest wywiadówka w szkole, a ja jestem tutaj. Przyjechałam na próbę i żeby spotkać się z tobą. Ale mój synek chyba się z tego cieszy, bo marnie przędzie z matematyki.

W Polsce często się zdarza, że rodzice nie rozumieją swoich homoseksualnych dzieci, wyrzucają je z domu i nie chcą ich znać.

Jest to zupełnie bezsensowna reakcja. Rozumiem, że rodzice mogą być zszokowani. Każdy rodzic wyobraża sobie przecież przyszłość dziecka. Myślą więc, że ten syn będzie miał żonę i dzieci, a oni będą mieli wnuki. Ale muszą zrozumieć, że tak po prostu się zdarza i to nie jest wina tego chłopca, tylko sprawa różnych czynników, różnych zmian, może genetyki. Uważam, że powinni zachować się odwrotnie, pomóc swojemu synowi, mimo że jest im ciężko. Myślę, że do tego szoku dochodzi jeszcze wstyd przed sąsiadami i znajomymi, na zasadzie: “Co ludzie powiedzą?”. Pewnie dlatego nie chcą się przyznawać do homoseksualnego syna. Powinni jednak pamiętać, jak strasznie jest to bolesne dla ich dziecka. Mogę to sobie wyobrazić.

Rozumiem, że jesteś za takimi rozwiązaniami, które zabezpieczyłyby gejów przed dyskryminacją i umożliwiły związki partnerskie?

W ogóle jestem kategorycznie przeciwna jakiejkolwiek dyskryminacji oraz przemocy.

Ponieważ ten numer ukaże się przed Świętami Bożego Narodzenia, czego życzyłabyś naszym czytelnikom?

Życzyłabym Wam, aby społeczeństwo dojrzało do tego, żeby zrozumieć, iż ktoś może być inny. Życzyłabym większej tolerancji oraz po prostu szczęścia.

A co sama chciałabyś znaleźć pod choinką?

Ja wolę dawać prezenty niż dostawać. To sprawia mi wielką przyjemność. To, czy ja dostanę jakiś prezent, jest mniej ważne. Wiem przecież, że dzieci nie mają pieniędzy i kupić mi nic nie mogą. Myślę, że same coś zrobią. Oczywiście lubię dostawać prezenty od męża. Natomiast ja chciałabym dostać nóż.

Nóż?

Tak. Ponieważ mam strasznie tępe noże w kuchni. Chciałabym więc dostać zestaw profesjonalnych noży kuchennych. Wolałabym więc nóż kuchenny niż np. biżuterię. Chciałabym, żeby były bardzo miłe święta, aby atmosfera była radosna. Bardzo lubię Boże Narodzenie, które kojarzy mi się z choinką, rodziną. To bardzo rodzinne święto. Lubię w tym czasie spokój, żadnych problemów, kłótni, przygód. Tego życzę wszystkim.

Bardzo dziękuję Ci za rozmowę.

rozmawiał: Sergiusz Wróblewski
zdjęcia: Marcin Tyszka
źródło: Inaczej 12/1998

Powrót