Powiedzmy, że jestem najlepsza

W Opolu nie dostała Pani nagrody z przyczyn regulaminowych. Piosenka “Żegluj żeglarzu” według zgodnej opinii była faworytką konkursu premier, ale ktoś zrobił wam, autorom psikusa i przed festiwalem puścił ją w radiu…

Najważniejsze, że piosenka rzeczywiście podobała się publiczności. A co do regulaminu… powiem szczerze, wiedzieliśmy, że wcześniej, jeden jedyny raz, piosenka była w radiu. Tak się czasami zdarza. Sądzę, że o tym uchybieniu regulaminowym wiedzieli również niektórzy przynajmniej jurorzy. I myślę, że przymknęliby oko, gdyby w czasie obrad jury nie otrzymało oficjalnego protestu. Po prostu ktoś z uczestników, nie wiem kto, uprzejmie złożył donos. Ten ktoś to któryś czy któraś z moich koleżanek – piosenkarek…

I co?

I nic! Było mi tylko bardzo przykro, że ciągle jeszcze ludzie zdolni są do małych świństw…

A tak w ogóle, to jak się Pani czuje jako piosenkarka? Nie obawia się Pani, że “moda na Marylę” kiedyś się skończy?

Tak w ogóle, to czuję się dobrze. Nie zastanawiam się nad tym, że w przyszłości coś się przestanie udawać, bo na razie nie zauważam, żeby publiczność przestała się interesować. Przed paroma tygodniami miałam “trasę” i na wszystkich koncertach sale były pełne.

Jest Pani najlepszą polską piosenkarką?

No…, powiedzmy, że jestem… Teraz pewnie zada pan pytanie, dlaczego jestem nieskromna?…

Nie zadam, bo ja też tak uważam. Ale może porozmawiamy o tych artystkach, które ewentualnie mogą zagrażać Pani pozycji.

Przecież jestem najlepsza…

W takim razie, jakie inne polskie piosenkarki Pani ceni?

Jest ich dużo. Pani Prońko, bardzo ładnie śpiewa, pani Sipińska… Pani Sośnicka ma taki organ głosowy, że wypada jedynie pozazdrościć…

To już wszystko się Pani podoba w śpiewaniu rywalek?

Nie wszystko, ale przecież mieliśmy mówić o tym, co mi się podoba.

A w Pani śpiewaniu też wszystko jest fajne?

A co się panu nie podoba w moich piosenkach?

Parę było chybionych, zwłaszcza dawniej, przed dziesięciu laty na przykład. Śpiewała Pani piosenki Wandy Warskiej, w całkiem obcym Pani stylu, albo jakieś kubańskie, zupełnie bez sensu…

To były bardzo piękne piosenki i nie mam zamiaru się ich wstydzić…

A jest piosenka, której się Pani wstydzi?

Jest! Taka jedna… “Futbol, futbol”, pamięta ją pan?

Nie uważam, żeby to była zła piosenka…

Oj, była bardzo zła. Banalna melodia i głupawy tekst dobrego skądinąd poety – Janusza Kofty. I taka szalenie okolicznościowa na piłkarskie mistrzostwa świata… Dziś bym się nie zgodziła śpiewać “z okazji”…

Czy Pani w ogóle kiedyś przestanie śpiewać? U nas to jakoś tak się dziwnie dzieje, że jeśli już ktoś zaczyna zawodowo śpiewać, to nie może się zatrzymać. A po trzydziestu latach takiego śpiewania już go nie można słuchać, z nielicznymi wyjątkami. Nie obawia się Pani, że zapomni w porę zejść z estrady?

Nie sądzę, żeby mnie taki los czekał. Ale jeżeli… chyba niezbyt się będę martwić. Myślę, że doskonale odnajdę się w tzw “życiu”… Będzie Pani hodować kwiatki? To, co będę robić na pewno pozostawać będzie w jakimś związ-ku z muzyka, z piosenką… Czy uważa Pani że zrobiła wielką karierę? Nie uważam… Chyba mogłam zrobić większą. Myślę o rynku zagranicznym, i to dość odległym, bo w Czechosłowacji i w NRD zdobywałam zaszczytne tytuły “Piosenkarki Roku”. Ale była, właśnie dziesięć lat temu, szansa pokazania się na rynku brytyjskim. Wydano mi nawet płytę i miałam się udać na promocyjne tournee. Tylko, że nie odpowiadał mi termin. Sądziłam, że różnica dwu tygodni “fte czy wefte” jest nieistotna. Okalało się, że było… i nie zrobiłam kariery w Anglii. Dzisiaj, z tym doświadczeniem, jakie mam, nie lekceważyłabym takich spraw. Czy Pani czyta to, co się o Pani pisze? Zbiera Pani wycinki z krytyk prasowych i wkleja do albumu? Czytam, jeśli mi się uda zdobyć gazetę. Na zbieranie recenzji nie mam czasu. Ale robi to moja mamusia…

rozmawiał: Janusz Atlas
źródło: materiały prasowe

Powrót